wtorek, 31 lipca 2012

007.


Ostrzeżenie: Uprzedzam, że rozdział zawiera sceny +18, więc jeśli nie masz ochoty na tego typu treści grzecznie opuść miejsce mojej zacnej wyobraźni.
_

- Harreh, nie sądzę.. - mruknął Louie widząc jak wiele bólu sprawia swojemu partnerowi.

- Zamknij się i rób to. - odparł stanowczo Hazz czując, że Tomlinson chce się wycofać.

Nie mógł do tego dopuścić. Nie teraz, gdy miał szansę doświadczyć tego, o czym jego poryta psychika marzyła każdego dnia. Nie teraz, gdy spotkał na swojej drodze kogoś przed kim nie musiał kryć prawdy. Nie teraz. Po prostu nie teraz.

Kiedy szatyn wyciągnął z niego palce poczuł niemałą ulgę. Jednak to nie wpłynęło na jego decyzję odnośnie nadchodzących chwil. Nadal trwał w przekonaniu, że tego wieczoru pragnie poczuć w sobie Louisa.

Po drugiej stronie tej erotycznej barykady rozgrywała się walka między sercem, a rozumem.

Louie wiedział, że nie powinien wykorzystywać nieświadomego chłopaka. Mimo wszystko nie potrafił wyrzucić z siebie pragnienia bliższego kontaktu z nastolatkiem. Przez to wszystko z pewnością pójdzie do piekła. Ale jak już szaleć to na całego, prawda? Rozum nakazywał mu przerwać ten trans, nakazywał mu wstać, ubrać się i nie dopuścić do skrzywdzenia lokowatej czupryny. Ale serce, serce, które na sam dźwięk jego imienia dostawało palpitacji marzyło rozkoszować się upojną chwilą o wiele, wiele dłużej.

Harry zauważył dręczące go wątpliwości i mimo wcześniejszych próśb, aby nie zmieniał pozycji usiadł przodem do Louisa. Chłopak bardzo chaotycznie próbował rozerwać opakowanie prezerwatyw. Jego ręce drżały, a na czole widniały pierwsze kropelki potu.

- Louie.. Louie spokojnie - szepnął czule, przytrzymując jego dłonie. - Daj.. ja to otworzę.

Louis nie mógł opanować emocji. Mimo, że to on na początku zapewniał przestraszonego Loczka o słuszności tej decyzji to teraz nim targały sprzeczne uczucia.

- Harry, ja nie powinienem.. - zaczął, ale Styles zamknął mu usta gorącym pocałunkiem.

~perspektywa: BooBear~

Patrzyłem w te zielone tęczówki i czułem narastające ciśnienie. Pragnąłem go z całych sił, pragnąłem pieprzyć się z siedzącym przede mną chłopcem. Ale jednocześnie bałem się, że go skrzywdzę, bałem się, że on będzie potrzebował czegoś więcej, czegoś czego ja nie mogłem mu dać. A na pewno nie teraz, nie w tym momencie. Zapewnienia, obietnice, przysięgi - to nie dla mnie. Nie dla kogoś takiego jak ja. Oderwałem się od jego słodkich ust przejeżdżając dłonią po gładkim policzku. Harry mruknął zachęcając mnie do dalszego działania. Mimo okrutnych wyrzutów sumienia postanowiłem nie przerywać.. pod jednym.. jednym warunkiem.

- Hazz, ale.. zrobisz coś dla mnie? - spytałem niepewnie, obawiając się by nie zabrzmiało to głupio.

- Oczywiście. - odparł nie otwierając nawet oczu. Jego usta muskały moją szyję.

- Obiecaj, że się we mnie nie zakochasz. - szepnąłem prawie niesłyszalnie, a w moim żołądku doszło do prawdziwej rewolucji.

Chłopak natychmiast uchylił powieki i wyprostował się. Czułem, że za chwilę zostanę wyśmiany lub coś o wiele, wiele gorszego. Myliłem się. Hazz tylko postawił swoją rękę na moim ramieniu i spojrzał tak przenikliwie jakby chciał odczytać z moich źrenic to, co na prawdę czuje.

- Umowa stoi. - parsknął ku mojemu zdziwieniu, po czym powrócił do całowania. - To teraz już możemy się pieprzyć?

Rozbawił mnie. W pewnym sensie widziałem w nim siebie. Siebie sprzed kilku lat. Wtedy też byłem tak cholernie napalony na ten pierwszy raz. Też pragnąłem z całych sił doświadczyć seksu z chłopakiem. Czas nie zawsze jest naszym przyjacielem, jednak to nie zmienia faktu, że w obecnej chwili liczył się tylko Harreh. Opanowałem emocje i odgarnąłem grzywkę z czoła.

- Odwróć się Kocie.. - jęknąłem, ale tym razem nie musiałem się powtarzać. Harry ustawił się idealnie. Postanowiłem nie przedłużać, chociaż była to całkiem kusząca propozycja. Doprowadzić Styles'a do orgazmu samymi słowami. Klepnąłem go lekko w pośladek, a on syknął przeciągle.

Moje palce ponownie drażniły jego wejście. Był już prawie w niebie, a ja nadal nie odczuwałem satysfakcji. Stwierdziłem, że najlepsza pora to zmienić.

- Będzie bolało.. - szepnąłem, ale wcale nie chciałem go tym zniechęcić, po prostu musiał być gotowy na wszystko.

- Dam radę.. zrób to wreszcie - syknął, zaciskając zęby. Jego ręce powędrowały na oparcie łożka. Wkładał w to całą swoją siłę. Był trochę spięty, ale i podjarany. Nałożyłem prędko prezerwatywę. O wiele bardziej wolałem kochać się bez jej użycia, ale znałem realia pierwszego seksu. Delikatnie zbliżyłem się do jego dziurki. Poczuł, że nadchodzę, co spowodowało, ze jego mięśnie napięły się do granic możliwości.

- Jesteś wyjątkowy.. a za chwilę poczujesz coś wspaniałego, tylko daj nam szansę - słowa wypływały z moich ust tak swobodnie, że sam byłem w szoku.

- Zdejmij to. Chcę prawdziwego seksu - mruknął wskazując na kondom. Zszokował mnie, ale to było jak szczyt marzeń.

Gdy loczek rozluźnił się nieco, wszedłem w niego zdecydowanym ruchem. Poczuł mnie mocno i głęboko. Nie chciałem być aż tak drastyczny, ale w tym momencie odezwała się moja zwierzęca natura. Harry jęczał jak szalony, a mi było z tym w chuj dobrze. Właśnie doprowadzałem go do najlepszego orgazmu w życiu. Zwolniłem na moment by ustabilizować swój oddech. Styles również z trudem łykał powietrze. Atmosfera była przesiąknięta naszymi uczuciami. Oparłem ręce o jego biodra i wchodziłem co raz szybciej. To był najlepszy seks w moim życiu.

~ koniec perspektywy ~

W całym pokoju było słychać tylko jęki obu pokręconych idiotów, który pragnęli dobrać się do siebie już od pierwszego spotkania przy statkowym basenie. Już od pierwszej chwili między nimi zaiskrzyło. Ten wieczór był kumulacją wszelkich emocji jakie pojawiły się wraz z ich pierwszym spojrzeniem.

Ludzie mijający drzwi od pokoju Louisa z pewnością sądzili, że jakiś przystojniak posuwa piękną laseczkę sprawiając sobie tym wiele przyjemności. Nieco się mylili.

Harry Styles.

Louis Tomlinson

Jedność.

Gdy szatyn brutalnie pieprzył Harry'ego jego szef nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się w kajucie jego pracownika. Sądził, że Louis śpi lub krąży po pokładzie statku. Gdyby wiedział byłby bardzo zły, bardzo zły.

Członek Lou nabrzmiał już tak bardzo, że ledwo wchodził w rozpalonego Hazzę. Lokaty przystojniak wydawał z siebie głośne odgłosy spełnienia. Już nie wiele brakowało do zakończenia stosunku. Jednak starszy, a zarazem bardziej doświadczony chłopak postanowił się trochę poznęcać nad młodszym, bezbronnym dzieciakiem.

Zwolnił swoje ruchy, powodując spadek emocji.

- Louu, nie przestawaj - mruknął chrapliwie Harreh odwracając głowę. Jego głos przybrał dziwną, ale uroczą barwę. Sam ton przyprawiał Louisa o ciary.

- Mhm.. tak bardzo chcesz mnie czuć w sobie? - pytanie Louisa rozwaliło psychikę Harry'ego. Pokręcona czupryna czuła, że jego wnętrze płonie. Płonie nie tylko ognistym uczuciem, ale i pożądaniem i zachłannością.

- Nie baw się ze mną, proszę. - wybłagał Loczek, na co Tommo nie mógł pozostać obojętny.

- Wstań, mam pomysł. - oświadczył stanowczo, ciągnąc Styles'a za rękę.

Pchnął go na ścianę i kazał obrócić się tyłem. Mimo, że był niższy to dawał spokojnie radę.

- Dokończymy w ten sposób. Wypnij się lekko. - rozkazał, a nastolatek w mgnieniu oka przylegał do kremowej ściany.

Louis zbliżył się do niego. Hazz poczuł na swoich plecach jego dotyk, delikatne, mokre pocałunki składane jeden po drugim. Nagle zawirowało mu w głowie, bowiem Louis wsunął w niego swojego kolegę. Było mu tak cholernie dobrze, że nie wyobrażał sobie końca.

Ich ruchy były spójne. Louis wyraźnie dominował, ale nie miało to aż takiego znaczenia. Jego kolega bezwzględnie rozciągał wnętrze Hazzy. Młodszy chłopak nigdy nie doświadczył podobnych odczuć. Ten pierwszy raz z pewnością zapamięta na długo..

Niebieskooki chciał tego wieczoru spełnić najskrytsze fantazje Loczka, dlatego pochwycił jedną dłonią jego penisa i dodatkowo go stymulował. Dla młodego to już było za wiele. Czuł, że jutro nie będzie mógł chodzić, czuł, że ten cholernie pociągający facet sprawił mu najlepszy prezent na świecie. Nieoczekiwanie Tomlinson przyspieszył swoje ruchy do granic możliwości. Wchodził już cały, a nadal pragnął więcej. Wpadł w szaleńczy trans. Hazz prosił, aby przestał, ale ten nie potrafił, nie potrafił przerwać błogiego uniesienia. Rżnął swojego towarzysza z całych sił sprawiając obu najwspanialszy orgazm jakiego mogli doświadczyć.

Doszli jednocześnie.

Harreh poczuł wypełniające jego wnętrze ciepło. Louis drgnął wychodząc z niego, zdał sobie sprawę, że to .. koniec.

Opadli obaj na podłogę całując się namiętnie.

- Dziękuje. Dziękuje Lou. - szepnął nastolatek wsuwając swoje dłonie w jego włosy. - Dziękuje.
_

Następny dzień miał przekreślić wszelkie plany, wszelkie marzenia obu pożądliwie zerkających na siebie chłopaków.

Kiedy Tommo otworzył oczy znajdował się całkiem nagi, w swoim łóżku, w dodatku przykryty kołdrą po uszy. Coś tu było nie tak. Zaczął zastanawiać się, co zdarzyło się zeszłej nocy. Czyżby miał w pokoju klienta?

Nagle jego mina zrzedła. Zdał sobie sprawę, że popełnił największy błąd w życiu.

Skrzywdził Harry'ego.

Czuł się ohydnie. Czuł, że nienawidzi samego siebie.

Przesadził z alkoholem, a nalegania młodego Loczka wcale nie pomagały mu w odparciu pragnień
.
Błąd.

Uderzył się z całym impetem w czoło jakby miało mu to w czymś pomóc. To był jeden z przełomowych momentów. Zeszłej nocy przekroczyli granicę. Granicę, która nigdy nie powinna zostać zerwana. Kurwa.

Natomiast Hazz czuł się wspaniale. Już z samego rana wyszedł z pokoju swojego nocnego towarzysza, by zaoszczędzić na głupich spojrzeniach ludzi. Udał się do siebie by odespać wrażenia. Mimo, że czuł lekki ból podczas chodzenia miał satysfakcję z tego, co zaszło pomiędzy nim, a Louisem. W jego sercu zaiskrzyło. Jeszcze mocniej niż mogłoby się wydawać.

-

Dzień minął spokojnie. Śniadanie, obiad.. podczas kolacji wymienili tylko kilka czułych spojrzeń. Nic więcej. Żaden z nich nie podszedł bliżej, nie zaczął rozmowy. Obaj się bali. Louis ze względu na wyrzuty sumienia, a Harry ze względu na obietnicę.

Strach.

- Louis! Louis, zaczekaj! - krzyknął Harry widząc ubranego w elegancki strój.. kolegę.

Szatyn odwrócił się na pięcie. Widać, że bardzo się gdzieś spieszył. 

- Dlaczego mnie unikasz? Czy.. - zaczął loczek, ale nie potrafił dobrać odpowiednich słów, więc spuścił głowę w dół.

- Harry.. nie mogę teraz rozmawiać. To, co się wczoraj zdarzyło nie powinno mieć miejsca, rozumiesz? Musisz zapomnieć. Ja.. ja nie mogę. - wyszeptał zmieniając swoje spojrzenie na te przesiąknięte bólem i niepewnością. - Musisz.

I odszedł. Harry nie umiał go zatrzymać. Nie znał powodu dla którego miałby to zrobić. A może znał, tylko zwyczajnie bał się. Obiecał Louis'owi, że się nie zakocha. A obietnic się nie łamie, prawda?

Szkoda tylko, że już jest za późno.

Od autorki: Siema! Jestem z nowym. Znów wczoraj pustka, ale wierze w Wasze dobre serduszka. Wybaczycie, prawda? Zwłaszcza, że Wam zapewniłam porno Larry. Głupio mi. Hahaha. No cóż, ale po liczbie wyświetleń widzę, że podoba się. Dziękuje za nie bardzo, bardzo serdecznie. To chyba mój ostatni rozdział na tym blogu przed wyjazdem. Jutro opuszczam Polskę, wrócę.. jak mnie nie porwą po drodze :D EuroTrip. No to życzę Wam udanych wakacji. Postaram się jeszcze nabazgrolić coś w nocy, ale nie obiecuje.

Dedykacja: dla Mirci i Moniki, które cierpliwie znoszą moje głupie fantazje *-* love u!




niedziela, 29 lipca 2012

006.


Ostrzeżenie: Uprzedzam, że rozdział zawiera sceny +18, więc jeśli nie masz ochoty na tego typu treści grzecznie opuść miejsce mojej zacnej wyobraźni.

_

Pocałunek.

Cudowny trik natury, żeby przestać mówić, kiedy słowa stają się zbędne. *

W przypadku dwóch namiętności, jakie reprezentowali główni bohaterowie wniosek wysunięty powyżej był jak najbardziej trafny.

Harry Styles, czyli zakręcona czupryna z garścią pragnień w ręce, które urzeczywistnić mogły się tylko przy pomocy Louis'a.

Louis Tomlinson, czyli elegancik z piramidą marzeń w sercu, które stawały się realne dzięki każdemu, kolejnemu spotkaniu z Harrym.

Dwa charaktery, dwa serca, dwa światy. A tak zależne od siebie.

- Loueh, patrz. - powtórzył cicho Harry wskazując na coś palcem.

Jednak szatyn nie mógł ot tak powrócić do rzeczywistości. Wciąż dryfował gdzieś w sferze marzeń, nadal czując na swoich ustach smak młodszego chłopaka. Nie mógł uwierzyć, że właśnie doszło do spełnienia jednej z jego wygórowanych fantazji. Nie mógł uwierzyć, że choć przez chwilę był dla kogoś ważny.

- Kevin ? - pytający głos Louis'a wydał się zbyt oczywisty.

Harry zmarszczył czoło okazując tym samym swoje zdezorientowanie. Jego serce przyspieszyło bicie. Wraz z szatynem podbiegł do leżącego kilka kroków od nich chłopaka. Piosenkarz nie miał pojęcia kim jest zalany blondyn. Wyglądał uroczo, ale z pewnością przekroczył odpowiednią dawkę alkoholu. Podczas, gdy Louie próbował złapać z nim jakiś kontakt Harry chaotycznie krążył po korytarzu.

- Hej Hazz, pomóż mi! - ciepły, przesączony uczuciem głos Tomlinsona sprawił, że po ciele Loczka przeszły ogromne ciary.

- Jak mnie nazwałeś? - mruknął zawstydzony Harreh, próbując ukryć dłońmi policzki.

- Przepraszam..ja.. - zaczął tłumaczyć Lou, ale Styles przejechał kciukiem po jego twarzy dając mu tym samym znak, że wszystko jest w porządku.

Chwilę później zajęli się półprzytomnym chłopakiem. Na jego twarzy widniały drobne szramy i zadrapania. Niektóre już wyblakły i powoli odchodziły w niepamięć. Jednak niektóre wyglądały przerażająco świeżo. W głowie Hazzy pojawiła się setka teorii na temat owych ran, ale żadna z nich nie była bliska prawdzie. 

- Znasz go? - spytał Harry pomagając prowadzić pijanego chłopaka.

- Tak. To mój.. - zamilkł na chwilę nie wiedząc, co powiedzieć - .. mój znajomy.

Może Harry był dotychczas zapatrzonym w siebie, egoistycznym dupkiem sterowanym przez cały sztab managerów. Może i był, ale miał też intuicję. Intuicję, która mówiła mu, że coś tu nie gra, że coś tu jest nie tak. Czyżby Louis go okłamywał?
_

Resztę dnia Hazza spędził na rozmyślaniach odnośnie pocałunku. Nie potrafił skupić się na niczym innym. Ciągle czuł delikatne muśnięcia Louis'a na swoich ustach, czuł jego nierówny oddech i przyspieszone tętno. Pragnął więcej, o wiele więcej, ale obecność nieprzytomnego chłopaka wytrąciła go z tej całej magii. Zdał sobie sprawę, że może już nigdy nie dojść do czegoś podobnego.

Wieczór był ciepły, rejs całkiem przyjemny. Kolejny dzień na statku obfitował w wiele emocji. Kędzierzawy nastolatek wsunął na siebie koszulkę z napisem ' Przeznaczenie jest tuż obok' i wyszedł z pokoju. Właściwie nie miał pojęcia dokąd zmierza, ani w jakim celu. Po prostu jakaś dziwna siła ciągnęła go na główny pokład. Odnalazł wzrokiem bar i skierował się w stronę oświetlonej mini chatki w stylu hawajskim. Usiadł na wysokim z hokerze przyglądając się jednej z wysportowanych dziewcząt. Nie zauważył spoczywającego obok ... Kogo?

- Louis? Ty pijesz? - mruknął ze zdziwieniem widząc jak szatyn przechyla kolejny kieliszek.

- Harry? Jesteś trzeźwy? - odparł w odpowiedzi, próbując zmienić temat.

- Jakie to ma znaczenie? - odburknął młodszy chłopak przewracając oczami.

Na ustach Louis'a pojawił się ironiczny uśmieszek. Ironiczny, ale za razem tak cudowny, że serce Harry'ego o mało nie wyskoczyło z piersi.

- Ma takie samo znaczenie jak to dlaczego ja pije. - oświadczył z dumą, nawiązując do ich pierwszej rozmowy przy basenie. Mimo iż wtedy toczyła się na zupełnie inny temat miała podobny charakter. Wymiana pretensjonalnych zdań w wykonaniu tej dwójki była okropnie urocza. 

- Coś podać? - głos barmana wyrwał Styles'a z zamyślenia.

- Po proszę colę z lodem - odpowiedział spokojnie Hazz nie zwracając uwagi na przenikliwe spojrzenie Louisa.

W jego spodniach zaczynało robić się na prawdę ciasno. Nie mógł już wytrzymać napięcia. Z chęcią ulżył by sobie ręką w toalecie, ale uznał, że w tym momencie to niestosowne. Ponadto o wiele bardziej marzył, aby dokonał tego Louie. Tak. To kolejna z jego obrzydliwych fantazji, która rzekomo miała nigdy nie dojść do skutku. Pogładził ręką swój policzek, sprawdzając czy jego twarz może zdradzić to o czym myśli. Czuł wzrok szatyna na swoim ciele, czuł jak perfidnie, bez ogródek chłopak lustruje go od stóp do głów. Wcale mu z tym źle nie było. Jako gwiazda musiał przywyknąć do bycia w centrum zainteresowania. Ale zazwyczaj były to piszczące nastolatki albo żądni sensacji dziennikarze. Nigdy, ktoś taki jak Louie. Nigdy. Aż do.. aż do rejsu.

- Dlaczego milczysz? - syknął pijany chłopak trącając Harry'ego w łokieć.

- Myślę. - odburknął loczek próbując ukryć swoje pożądanie.

- O czym? - pytanie Louis'a postawiło go przy ścianie. Czuł, ze ten mur właśnie spada.

- O życiu.. - skwitował krótko Hazz przygryzając dolną wargę.

Louis wtedy poczuł przypływ ciepła. Ten sam przypływ, który towarzyszył mu od chwili, gdy pierwszy raz ujrzał zakręconą czuprynę i te nieziemsko zielone tęczówki. Po raz pierwszy, gdy jego serce zabiło mocniej.

- Myślisz o mnie. - bardziej oświadczył, niż zapytał ukazując szereg białych ząbków.

W głowie Styles'a zawirowało. Poczuł jak skręca go w żołądku. Czuł się jak zakochana nastolatka, mająca stado motyli w brzuchu. Był zakochany?

- Jesteś bardzo pewny siebie. - mruknął Loczek przechylając szklankę z colą. Zimny napój przepłynął przez jego gardło. Poczuł ulgę. Zrobiło mu się nieco lżej.

- Ale mam rację, prawda Harreh? - spytał Louie, przybliżając się do chłopaka. - Jeśli się mylę to powiedz.

W tym momencie podstęp Louisa wypalił, bo Harry za żadne skarby świata nie potrafił zaprzeczyć swoim uczuciom, a tym bardziej skłamać. Myślał o nim. Myślał jak wiele przyjemności mogliby sobie sprawić na wzajem za zamkniętymi drzwiami jednej z kajut. Mogliby.

- Mam Cię Harreh. - podsumował krótko łapiąc dłoń zawstydzonej gwiazdy.

- Jesteś pijany.. - usłyszał w odpowiedzi, ale zbytnio się tym nie przejął.

Chwilę później ręka Louisa spoczywała na kolanie Hazzy i delikatnie je gładziła. Ciśnienie w spodniach chłopaka wzrosło o kilka stopni. Nie wiedział jak długo wytrzyma tę podniecającą sytuację. Nagle zeskoczył z barowego krzesła i próbował odejść, ale Louie w ostatnim momencie złapał pochwycił jego dłoń. Stali teraz w minimalnej odległości pożądliwie spoglądając w swoje źrenice. Mimo iż, starszy chłopak był nieco niższy nie przeszkadzało im to.

- Dlaczego chciałeś uciec ? - wykrztusił w końcu z siebie Louie, wbijając wzrok w podłogę.

- Nie mogłem.. ekhm wytrzymać.. - mruknął zażenowany Harry, mając nadzieję, ze szatyn nie zauważy wybrzuszenia w jego spodniach. 

- Chodź. - pociągnął go za sobą w stronę pokoi na dolnym pokładzie. - Chodź do mnie.

Harry zatrzymał się na chwilę i spojrzał na Louis'a. Czy on mówił serio? A może chciał tylko sprawdzić jak szybko dochodzi jego nowy towarzysz? Może to wszystko było ustawione?

Gdy Tomlinson przekręcał kluczyk w drzwiach Harreh całował go po karku próbując ściągnąć zalegające na jego ciele ubranie. Składał delikatne muśnięcia powodując, że atmosfera robiła się co raz gorętsza. Kiedy w końcu znaleźli się w pokoju i upewnili , że nikt nie będzie w stanie im przeszkodzić Louis pchnął Hazzę na łóżko. Chłopak delikatnie opadł na mięciutki materac.

- Jesteś pijany Loueh - mruknął całując jego szyję i wędrując rękoma pod obcisłą koszulkę.

- Jesteś pijany Loueh - powtórzył Louis przedrzeźniając młodszego chłopaka.

- Jutro nie będziesz pamiętał - dodał nie zważając, że szatyna bawią jego wypowiedzi.

- Będę. - szepnął nieoczekiwanie, przygryzając płatek ucha swojego Loczka.

Tak. Swojego Loczka. Bo tej nocy, tego wieczoru na pamiętnym statku, rejs nr 696969 Loczek był jego. Tylko jego, prawda?

Niepotrzebne były słowa. 

~ perspektywa: Curly ~

Zerwałem z niego koszulkę  odsłaniając tym samym wspaniale wyrzeźbione ciało. Spotęgowało to emocje towarzyszące całemu wydarzeniu. Subtelnie przejeżdżałem ręką po jego torsie. Louie drżał. Był jak mały, nieświadomy chłopiec, ale jednocześnie niesamowicie pociągający oraz pewny siebie. Od zawsze wiedziałem, że jestem bi. Dziewczyny potrafiły sprawić mi niezłą przyjemność i to zwykle w taki sposób odreagowywałem stres. Nigdy nie zdecydowałem się na małe co nie co z facetem. Może dlatego, że dotychczas nie znalazłem tego właściwego?  Musnąłem delikatnie usta Louisa oczekując na jakiś ruch z jego strony, ale miałem wrażenie, ze mnie sprawdza. Postanowiłem nie poddawać się. Zrzuciłem swoją bluzkę, po czym zabrałem się za jego rozporek. Ciężko mi szło ściąganie z niego spodni, bowiem wszystko mi utrudniał. Chichotał pod nosem jak idiota, powodując, że zaczynałem się denerwować. Chciałem go jakoś zaskoczyć, dlatego po chwili wstałem i skierowałem się w stronę drzwi. Natychmiast rzucił się za mną blokując przejście. Przeprosił najsłodszym głosem na świecie, prosząc abym nie odchodził. Nie czekał na odpowiedź. Przyparł mnie do ściany i mocno ścisnął za bokserki. Jego druga dłoń powędrowała na moją szyję. Nachyliłem się nieco by złożyć na jego ustach głęboki, zachłanny pocałunek. Pociągnął mnie ze sobą i ponownie pchnął na łóżko. Czułem narastające ciśnienie. Nawet nie wiem kiedy moje spodnie znalazły się w drugim końcu pokoju. Usiadł na mnie okrakiem ocierając swoim przyrodzeniem o moje podbrzusze. Czułem, że zaraz eksploduje. Zachowywał się jakby robił to codziennie. Ale mimo wszystko sprawiało nam to przyjemność. Nie miałem pojęcia do czego dojdzie dzisiejszego wieczoru, nie miałem pojęcia czy do czegokolwiek dojdzie. Leżeliśmy już teraz w samych bokserkach. W pokoju panował mrok. Louis gładził moje pokręcone włosy natomiast ja bawiłem się jego sutkami. Przygryzałem i wykręcałem na wszystkie strony, powodując że jego kolega znacznie uniósł się do góry. Nasza ochota na siebie była ogromna, ale żaden nie chciał popełnić drobnego błędu, który mógłby przekreślić wszystko. Uśmiechnąłem się do niego znacząco, co odebrał jako znak do dalszej zabawy. Jednym ruchem szarpnął moje bokserki i ujął w dłonie pana x wywołując na mojej twarzy jeszcze większe rumieńce. Nie sądziłem, że zachowa się jak rasowa dziwka, ale ku własnym zdziwieniu podobało mi się to. Poruszał ręką w górę i w dół doprowadzając mnie do szaleństwa. Miał tak delikatne dłonie. Sprawiał wrażenie, że to dla niego nic nowego. Na jego twarzy widniał tryumfujący uśmiech. Miał satysfakcję z tego, że właśnie wywijam się po całym łóżku podczas gdy on robi mi dobrze. Nie sądziłem, że gdy robi to chłopak może być aż tak przyjemnie. Teraz wiem, że odnalazłem to, czego szukałem przez te wszystkie lata. Nagle wokół mojego członka poczułem dziwne ciepło. Otworzyłem oczy i ujrzałem jak Louie pochłania mojego kolegę. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wsparłem się na łokciach próbując ustatkować oddech. Niestety było to nie możliwe. Jęczałem jak szalony. Z pewnością goście mijający pokój, w którym właśnie się znajdowaliśmy rzucali nam przed drzwi srogie spojrzenia. Miałem to w dupie. Właśnie w tym momencie najcudowniejszy chłopak robił mi najlepszego loda na świecie. Czego chcieć więcej? Nie mogłem już dłużej wytrzymać, usta Tomlinsona zaciskały się na moim penisie co raz silniej. Czułem, że dochodzę, chciałem powiedzieć, ale spazmy nie dawały mi wykrzesać z siebie żadnego słowa. Louis jednak wyczuł nadchodzące spełnienie. O dziwo nie odsunął się tylko połknął wszystko, co mój kolega dla niego przygotował. Oblizał usta i uśmiechnął się w tak cholernie czarujący sposób, że moje serce traciło rytm. Opadłem na poduszkę łapiąc kilka głębszych oddechów. Położył się obok mnie chwytając w swoje ząbki moją dolną wargę. Poczułem smak spermy. Poczułem swój smak oddając się kolejnym gorącym pocałunkom. Chciałem się odwdzięczyć, ale zatrzymał mnie mówiąc, że ma lepszy pomysł. Nie sądziłem, że się na to zdecyduje nie sądziłem.

~koniec perspektywy~

- Jesteś pewien? - mruknął Harry zaciskając dłonie na oparciu łóżka. Jeszcze dochodził do siebie po najlepszym orgazmie świata, a już za chwile miał doświadczyć kolejnych.

- To zależy od Ciebie Hazz - odparł, nie przestając go całować.

- Chcę, chcę tego. Wejdź we mnie Loueh, proszę, zrób to teraz - wykrzyczał przyciągając go do siebie jeszcze bardziej niż mogłoby się wydawać.

- Spokojnie wariacie - głos pijanego Louisa wracał do normy. Procenty zaczynały powoli ulatywać, a w jego głowie powstawały nowe schematy dotyczące pieprzenia się z Harry'm.

Louis wstał z łóżka i odszukał w walizce nawilżacz oraz opakowanie prezerwatyw. Kiedy zobaczył przerażony wzrok Stylesa poczuł, że musi go jakoś utwierdzić w przekonaniu, że będzie miło.

- Ej, Harreh.. nie bój się - wyszeptał czule, masując opuszkami palców jego tors. - Nie zrobię Ci krzywdy.

- Tylko, że ja.. - zaczął Hazz, ale nie potrafił dokończyć, zwyczajnie słowa nie chciały opuścić jego ust.

- Wiem wariacie, spokojnie. Będę ostrożny. Wystarczy, że powiesz.. to przerwiemy. - uprzedził go Louis próbując  rozluźnić sytuację.

Harry był bardzo spięty, bowiem właśnie miało dojść do spełnienia jednej z jego chorych fantazji. Właśnie miał się pieprzyć z najcudowniejszym facetem na świecie. Louis był niemniej podekscytowany, bowiem jego kolega stał na baczność oczekując na wejście w Stylesa.

- Odwróć się.. - wyszeptał przeciągle całując jego spuchnięte usta. - Odwróć się Harreh..

Chłopak posłusznie wykonał ruch i już chwilę po tym w jego oczach zaiskrzyło się. Tommo składał drobne pocałunki wzdłuż jego pleców. Próbował go jakoś uspokoić. Próbował, ale wcale nie było to łatwe. Dla niego seks był codziennością, dla niego był przełamaniem wszelkich barier. Mimo tego ten moment z Hazzą uważał za wyjątkowy, za bardzo wyjątkowy. Nie traktował tego tak przedmiotowo. Był pijany, ale robił to z pełną świadomością.

- Misiu.. musisz się rozluźnić, nie skrzywdzę Cię - szepnął mu do ucha i przejechał ręką po lokowatej czuprynie.

Harry wzdrygnął się w momencie, gdy Louis włożył w niego nawilżony palec. Poczuł lekki ból, ale z czasem przyjemność ogarnęła jego ciało. W momencie, kiedy w jego wnętrzu znajdowały się już trzy rozpalone palce Tomlinsona Harry jęczał z rozkoszy. Zastanawiał się, co będzie kiedy Louis w niego wejdzie. Nie mógł się doczekać.

- Pieprz mnie, proszę. - wyjęczał z rozkoszą.

Od autorki: Hej Koteczki! :* Przepraszam, że wczoraj nie pojawiło się nic, ale miałam dzień pełen wrażeń i bardzo mało czasu, dlatego postawiłam dzisiaj poświęcić kilka godzin na napisanie czegokolwiek. Dla Was. Hmm, przepraszam od razu też, że przerwałam w takim momencie, ale właśnie do moich drzwi zapukali goście. Głupio byłoby im powiedzieć : " ymm sory, muszę dokończyć sex scenę Larry'ego " . Wybaczycie? Sądzę, że takie trzymanie w napięciu daje do myślenia. Ponadto chcę podziękować za te dwadzieścia parę komentarzy. Jesteście cudowni! :) Niedługo wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc wtedy wątpie, że cokolwiek dodam. To zależy od tego czy będę miała neta. Hmm, nadal podtrzymuję prośbę PTS ( Przeczytałeś-To-Skomentuj). Kontakt ze mną możecie złapać na tt: @natsdirection . Trzymajcie się! :)

Dedykacja: dla Mariki, słońce Ty moje, zbok <69 <3

* słowa szwedzkiej aktorki Ingrid Bergman .

piątek, 27 lipca 2012

005.


Harry dreptał po korytarzu w tą i z powrotem próbując pokonać strach i zdenerwowanie jakie towarzyszyły mu od kilku minut. Rozmyślał na temat tego, co zdołało mu się podsłuchać.  Zdawał sobie sprawę, że to jakiś grubszy interes, ale niestety słowa wyrwane z kontekstu nie tłumaczyły mu zbyt wiele. Odkaszlnął, czując napływający ból gardła. Wtedy za swoimi plecami usłyszał znajomy, pełen troski i uczucia głos.

- Co ty tu robisz? - źrenice Louisa rozszerzyły się na widok tej pokręconej czupryny.

Właśnie zamykał za sobą ciemne, brązowe drzwi. Wyglądał cudownie. Elegancki strój, na który Harry wcześniej nie zwrócił uwagi dodawał mu sporo uroku. Fryzura należała do tych z kategorii 'pieprz mnie tu i teraz'. Drastycznie? Nie dla Harry'ego, który o niczym innym nie marzył, który o niczym innym nie myślał odkąd przy basenie ujrzał ten wspaniały uśmiech.

- Ja.. - w głowie Harry'ego panowała totalna pustka. Nie wiedział, co powiedzieć, aby brzmiało to choć trochę wiarygodnie. Najłatwiej byłoby oznajmić prawdę. Przyszedł tu, bo bał się. Bał się o niego, ale jednocześnie dążył do odkrycia prawdy.

- To nie jest miejsce dla Ciebie, Harry. - odparł Louis nie czekając na wytłumaczenie loczka. Położył swoją dłoń na jego ramieniu i pokiwał głową. - Obiecaj, że już nigdy tu nie przyjdziesz.

W głowie nastoletniej gwiazdy powstał mętlik. W głowie Harry'ego Stylesa odkąd wsiadł na pokład statku nic nie było uporządkowane. Odkąd poczuł to miłe uczucie w dolnej części brzucha jego ułożony świat stracił na wartości.

Harreh wziął głęboki oddech, po czym spojrzał w lazurowe tęczówki stojącego przed nim chłopaka.

- Nie mogę tego zrobić, Lou. - oświadczył swobodnie czując, że swoją stanowczością przejmie władze nad ową sytuacją.

- Musisz. Po prostu zapomnij. Odejdź. Czy to tak wiele?. - Louis dobierał spokojnie słowa mimo, iż dało się wyczuć w jego głosie irytację przesączoną cierpkim smutkiem.

Harry poprawił opadające na czoło loczki i dotknął dłonią ręki Lou, która nadal spoczywała na jego ramieniu.

- Mały. Egoistyczny. Dupku. Nie. Mów. Mi. Co. Mam. Robić. - odparł Styles z uroczym, brytyjskim akcentem, a na jego twarzy pojawił się tryumfujący uśmiech.

W głowie Tomlinsona zawirowało. Czy on właśnie nazwał go dupkiem?

Harry nie miał pojęcia jak bardzo się myli. Nie miał pojęcia jak bardzo czułym i wrażliwym facetem jest Louis. Bo właściwie skąd mógł to wiedzieć? Szatyn na co dzień przybierał maskę. Maskę odważnego, pewnego siebie kolesia. Rzeczywistość często różni się od ideału..

- Może zróbmy tak.. - zaproponował szatyn, czując przyspieszające tętno. - Wymażemy ostatni dzień z pamięci. Zwyczajnie zapomnimy. Ja będę mijał Cię na pokładzie uśmiechając się lekko, udając, że się nie znamy. A Ty? Ty zrobisz to samo. Będziemy dla siebie zupełnie obcy. Tak jak jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu.

- To nie w porządku. Mam udawać? - skomlał Harry słysząc jakie bzdury wygaduje Louie.

- Nazywaj to jak chcesz. Żegnaj, nie istnieje. Pamiętaj! - to były ostatnie słowa przed tym jak przystojny Tomlinson zniknął na schodach pokładowych.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Hazza nie pobiegł za nim. Nie zatrzymał go. Nie powiedział, że się nie zgadza. Nie zaprzeczył. Nie próbował walczyć. Nie sprzeciwił się. Nie wybił mu tego pomysłu z głowy. Nie zrobił niczego, co mogło by cofnąć decyzję Louisa. Zwyczajnie się poddał.

Najgorsze w tym wszystkim jest również to, że Louis zmusił samego siebie do podjęcia tak drastycznych kroków. Wcale nie marzył o zakończeniu tej znajomości. Wręcz przeciwnie. Wierzył, że kiedyś uda im się pociągnąć ją dalej, o wiele dalej. Być może po zakończeniu rejsu? Teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Zwyczajnie targały nim emocje związane z pracą i emocje związane z zapewnieniem swojej rodzinie odpowiedniego bytu. W dodatku nie chciał krzywdzić kędzierzawego chłopca, który dopiero wkraczał w dorosłe życie. A przynajmniej tak mu się wydawało..
_

- Nie dzwoń do mnie! - głos Harry'ego odbił się głośnym echem w pomieszczeniu, które nazywał 'azylem'.
 
Usiadł na łóżku i przycisnął mocniej telefon do ucha. Był bardzo zdenerwowany tym, co zaszło między nim a Louisem. Do tego stopnia, że rozmowy z managerem uważał za zupełnie niepotrzebne.

- Harry, możesz mnie wysłuchać? Wszyscy się o Ciebie martwią..nawet.. - Paul urwał zdanie w połowie słysząc histeryczny śmiech swojego podopiecznego. - ..nawet Zayn nie wie, co się z Tobą dzieje.

- Odwalcie się wszyscy! - burknął pod nosem Hazz zakańczając połączenie. Rzucił się na łóżko i silno objął rękoma poduszkę. 

Czuł się źle, okropnie źle. Świadomość, że Louis przekreślił ich znajomość bez podania żadnego konkretnego powodu sprawiała mu wiele przykrości.

Harry Styles.

Dawniej:  Zwycięzca jednego z brytyjskich programów muzycznych. Wypromowany przez managera, dążący do zdobycia ogromnej sławy i pieniędzy. Talent - to jego drugie imię. Bożyszcze nastolatek. Przystojny, ale pusty w środku. Zaprogramowany jak maszyna. Robot, który działał codziennie na tej samej zasadzie. Wywiady, koncerty, zdjęcia, wywiady, koncerty, zdjęcia, wywiady koncerty, zdjęcia. Zero uczuć.

Teraz:  Zakręcony, tajemniczy chłopak z masą problemów na głowie. Skrywający nie jedną tajemnicę. Uczuciowy, wrażliwy, skłonny do poświęceń. Pragnący szczęścia innych osób. Nadal utalentowany. W jego sercu powstała blokada. Ma dość mediów i szumu związanego z jego karierą. Chce być po prostu sobą. Chce odnaleźć szczęście, które jak sądzi stoi obok.

Louis Tomlinson.

Dawniej: Pełen zapału i radości . Nastolatek z wiecznie śmiejącą się buzią. Czuły, delikatny i.. skromny. Obiekt westchnień wielu dziewcząt. Troskliwy. Sponiewierany przez ojca. Marzyciel, dusza towarzystwa. Właściciel ogromnego serducha. Nie mógł patrzeć jak jego rodzina pogrąża się w biedzie z dnia na dzień. Ryzykant.
 
Teraz: Skryty, tajemniczy. Udaje odważnego i pewnego siebie faceta. Poświęcenie dla rodziny - to jego cel. Nie lubi ranić ludzi dlatego ich odtrąca. Gdzie sens i logika? Los go nie oszczędza. Czeka, aż któregoś dnia wyrwie się z tego bagna, by wieść lepsze, nowe życie. W głębi serca czuły i subtelny facet. Próbuje odizolować się od świata. Nie chce niczyjej pomocy.
_

Kędzierzawy chłopiec stał oparty o burtę, gdy przed jego oczami przewinęła się znajoma sylwetka. Natychmiast poczuł jak robi się mu słabo. Nie wiadomo z jakiego powodu chwilę później miał bliskie spotkanie z podłogą.

- Harry.. Harry, nic Ci nie jest? - cudowny głos Louisa docierał do jego uszu. 

Zdawało mu się, że śni. Jednak w momencie, gdy otworzył oczy i ujrzał pochylającego się nad nim szatyna dotarło do niego, że to dzieje się na prawdę. Przejechał dłonią po jego policzku wywołując lekkie zaczerwienienie skóry. Oddałby wszystko by ta chwila trwała dłużej.

- Przecież.. przecież mnie nie znasz.. - wyszeptał ze smutkiem spoglądając na tłum gapiów, który zebrał się wokół niego. 

Tomlinson zignorował jego spostrzeżenie i pomógł mu się podnieść. Mimo, iż kilka godzin wcześniej zakończył znajomość z tym pokręconym chłopcem nie mógł ot tak po prostu przejść obok jego nieszczęścia.

- Dobrze się czujesz? - pytanie Louisa totalnie wytrąciło go z równowagi.

Nie czuł się dobrze. Czuł się fatalnie. Nie tylko ze względu na omdlenie i ten upadek, ale bardziej ze względu na to, co zdarzyło się pomiędzy nimi. Elegancik powinien sobie zdawać z tego sprawę i nie zadawać bezsensownych pytań.

- Nie wiem - minął się nieco z prawdą Harry próbując ukryć swojego rozczarowanie.

Co raz więcej ludzi schodziło się by sprawdzić kto wywołał taką sensację. Louis szarpnął Hazzę za ramię i pociągnął za sobą. Nikt nie wiedział dokąd zmierzają. Ale skoro lokatemu chłopcu nic się nie stało sprawa mogła odejść w zapomnienie. Bo mogła, prawda?

- Gdzie ty mnie prowadzisz? - wyszeptał przeciągle Styles przyciągając do siebie zdenerwowanego szatyna.

Ich ciała po raz kolejny dzieliła minimalna odległość. Obaj poczuli dziwne, ale przyjemne ciepło. Żaden z nich nie chciał przerywać tego momentu. Mimo, iż znajdowali się właśnie w jakimś ciemnym korytarzyku, mimo, że w każdej chwili ktoś mógł do niego wejść.

- Ja.. chciałbym.. - zaczął niepewnie Louie, ale czuły wzrok Stylesa zahamował jego mowę.

- Po prostu to zrób. - odparł Loczek wyszczerzając ząbki najcudowniejszym uśmiechu na świecie.

Chwilę później usta Louisa spoczęły na spierzchniętych, pragnących czułości wargach Harry'ego. Jego język szaleńczo wtargnął do buzi młodszego chłopca by ułamek sekundy później odpłynąć w najcudowniejszym i najbardziej zachłannym pocałunku jaki kiedykolwiek mógł przeżyć..

- Loueh.. - mruknął piosenkarz odrywając się na moment od jego słodyczy.. - Loueh patrz.

Od autorki: Siemanko! Jestem znów :D Nie wiem, co tak na mnie działa, ale mam ochotę pisać i pisać. Szkoda tylko, że mam tak mało czasu. No, ale nie ważne. Czekam na Wasze spostrzeżenia! Przepraszam jeśli pojawią się jakieś błędy, jestem leniem :D Rozdziały są takowej długości, bowiem wole pisać krótsze i dodawać codziennie niż dłuższe co kilka dni. Wy też, prawda? W dodatku zapowiadam, że zbliżamy się do ważnego momentu ^^ Hmm, dziękuje za przeczytanie! Buźka ;) x ps. Jaram się nowym tattoo Hazzy *_* LARRY IS REAL BITCHESS! <3


czwartek, 26 lipca 2012

004.



Kiedy Harry otworzył oczy w pomieszczeniu panował półmrok. Jego powieki natychmiast stały się ciężkie i skłonne do ponownego opadnięcia.  Lekkie światło drażniło jego źrenice, a suchość w gardle przyprawiała o jeszcze gorsze samopoczucie. Złapał się za głowę odczuwając silny ból. W dodatku męczył go ogromny kac. Przez chwilę próbował przypomnieć sobie w jaki sposób spędził poprzedni wieczór, ale w jego umyśle panowała spora luka. Coś jakby 'urwany film'. Lokaty nastolatek podniósł się lekko by zlustrować pokój. O dziwo wcale nie przypominał jego 'azylu'. Poczuł dziwne kłucie w dole brzucha. Czy właśnie znajdował się w kajucie swojej nocnej ofiary?

Nagle spostrzegł skulonego przy łóżku szatyna. Chłopak lekko drżał z zimna. Harry'emu natychmiast zrobiło się go szkoda. W tym momencie powróciła cząstka wspomnień. W jego głowie jakby przez mgłę przewijały się drobne obrazy. Louis znikający w nieznanej mu części statku, potem Louis zbierający go z podłogi, następnie Louis prowadzący go do pokoju, Louis. Ciągle on. Bez znaczenia jak bardzo Harry by się starał nie potrafił przerwać tego, co działo się teraz w jego sercu.

Podświadomość wspomniała też coś o utlenionej blondynce, która w niesamowity sposób pieściła jego usta. Hazz jak najszybciej odpędził te myśli od siebie. Jednak nie żałował. Nie żałował ani trochę, bo przecież taki był jego cel. Zabawić się na maxa. Tak, by sprawić sobie trochę satysfakcji. Tak, by  po raz pierwszy w życiu być trochę mniej odpowiedzialnym niż dotychczas. Tak, by zwyczajnie poczuć się lepiej. Ale czy tak właśnie się czuł?

Na pewno nie. Nie po tym jak zobaczył śpiącego w niewygodnej pozycji wybawiciela. Spokojnym ruchem zeskoczył z łóżka. Długo wahał się nad tym, co ma teraz zrobić. Chciał przeprosić nowego kolegę za swoje zachowanie.  Ale budzenie go w jakikolwiek sposób zdało mu się zbyt żenujące. Świadomość, że szatyn spędził przez niego całą noc na podłodze powodowała, że czuł się okropnie.  Ostatecznie zdecydował się podnieść chłopaka. Delikatnie uniósł jego ciało i ułożył na miękkiej pościeli. Okrył go po szyję ciepłym kocem, po czym usiadł na stojącym nieopodal krześle. Przypatrywał się jak klatka Louis'a lekko unosi się i opada podczas każdego oddechu. Wyglądał niesamowicie ponętnie. W momencie, gdy oblizał wargi ciśnienie w spodniach Harry'ego wzrosło. Ile by dał, aby móc wycałować usta śpiącego chłopaka. Ile by dał, aby poczuć na swoim ciele jego dotyk. Ile by dał, aby jego fantazje urzeczywistniły się. Wyobraźnia przerastała wszelkie oczekiwania.

- Przyglądasz mi się ? - kuszący, ale stonowany głos dotarł do uszu kędzierzawego chłopca.

Harry zamarł, bowiem zdał sobie sprawę, że Louis przebudził się i przyłapał go na gorącym uczynku. Totalnie nie ogarniał tej sytuacji, ale było mu tak dobrze, że nie chciał przerywać transu w jakim trwał od dłuższej chwili..

- Yyy, ja? nie.. to znaczy.. - zaczął się plątać w słowach, nie potrafiąc odnaleźć właściwego  wyjścia z tej sytuacji. Na jego policzkach po raz pierwszy ukazało się zawstydzenie.

Panie i panowie, największa gwiazda tego sezonu, utrzymująca się najwyżej na rynku muzycznym spłonęła żywym rumieńcem. I to przez kogo. Przez Louis'a Tomlinsona. Chłopaka, który oddawał się, by pomóc rodzinie z wiązać koniec z końcem. Ale Harry Styles nie mógł tego wiedzieć. Dla niego szatyn był po prostu kolejnym z gości jakiego spotykał na pokładzie tego wycieczkowego statku. Mimo, iż Tomlinson żwawo oświadczył, że nie jest tu w celach relaksu to Loczek nie wierzył w jego słowa. Nie potrafił uwierzyć, bo nie znał prawdy. Prawdy, którą Louie ukrywał przed światem, a nawet przed samym sobą.

- Ja po prostu chciałem.. chciałem podziękować.. - wyszeptał ze skruchą Harry, próbując ukryć swoje rozpalone policzki.

- Za co? - mruknął Louis, przecierając zmęczone oczy.

- Louis, błagam. Przeze mnie spędziłeś noc na podłodze. - te słowa z trudem wypływały z ust Loczka.

Czuł się winny, ale i mile zaskoczony obrotem spraw. Nie wiadomo, co by się z nim dalej stało gdyby nie pomoc nowego znajomego. Gdyby nie Lou mogłoby teraz być z nim o wiele gorzej.

- To.. to nic takiego, daj spokój. - odpowiedział z uśmiechem, co wywołało napływ stada motyli do brzucha młodszego chłopaka.

Harry Styles.

Na co dzień odważny, oryginalny i zamknięty w sobie. O tak. Zamknięty. Ktoś mógłby powiedzieć, że to niemożliwe jest posiadanie tych wszystkich cech przez jedna osobę. Ale piosenkarz z burzą loków na głowie bez wątpienia był wyjątkowy. Niestety doświadczyć tego mogli jedynie nieliczni. Czy Louis'owi uda się posmakować tej słodyczy?
Louis Tomlinson.

Szalony, pełen optymizmu, skryty. Ostatnie słowo idealnie opisuje jego osobowość. Mimo, iż na co dzień pałał radością do świata i ludzi to podczas rejsu stał się małym, zbitym psiakiem, którego raniły wszelkie niestosowne kroki. Ewidentnie potrzebował wsparcia. Czy Harry'emu uda się zerwać bariery różniące ich światy i dokonać niemożliwego jaką jest pomoc dla kogoś kto jej wcale nie chce ?

- Odwdzięczę się.. obiecuję. - odparł Harreh znacznie zmniejszając odległość jaka ich dzieliła. Poczuł, że wzrok szatyna skupił się na jego wargach. 

Poczuł też, że długo nie wytrzyma tego napięcia. Spojrzał w oczy Louis'a odkrywając przed nim część prawdy. Chciał, by ujrzała ona w końcu światło dzienne, ale po chwili zorientował się kim i po co tu jest. Jego myśli straciły na wartości mimo, iż nadal pożądliwie zerkał na leżącego pod kocem chłopaka. A o czym w tym momencie myślał Louis Tomlinson?

Może wydać się to oczywiste. Może, ale nie musi. Szatyn tworzył w swojej głowie chore fantazje na temat siedzącego obok niego chłopaka. Tworzył coś, co nigdy nie będzie mogło mieć miejsca, coś co jest niczym zakazany owoc w przeogromonym sadzie uczuć. Mruknął przeciągle czując na swoim ciele spojrzenie Harry'ego. Ich twarze znajdowały się teraz w minimalnej odległości. Od styknięcia wargami dzieliły ich ułamki sekundy..

- Myślę, myślę, że powinieneś już iść.. - przerwał Louie odsuwając się od Styles'a na kilka centymetrów. 

Wcale tego nie chciał. Wcale nie chciał przerywać najbardziej wymarzonej chwili swojego życia. Ale musiał. Mimo, iż ostatnio odezwała się w nim zwierzęca natura nie potrafił skrzywdzić osoby, która na to nie zasługiwała. Bo Harry z całą pewnością się do nich zaliczał. Louie wiedział, że do przekroczenia granicy wystarczy jeden krok. Jeden krok, który znaczył więcej niż tysiąc słów. Jeden krok, dla którego byłby w stanie rzucić wszystko. Ale znów wrócił do szarej rzeczywistości - nie mógł.
Kędzierzawy chłopak podniósł się z krzesła i złapał za metalową klamkę.
- Loueh.. - wymamrotał wychodząc, a w powietrzu można było odczuć woń niespełnionych pragnień i garstkę marzeń spojoną silnymi oddechami tej dwójki.
- Po prostu idź, idź Harry.. - odpowiedź Louisa wcale nie była łatwa. Nie przyszło mu to ot tak. Czuł się źle, ale wiedział, że tak powinien postąpić.

I postąpił.

Styles opuścił jego pokój delikatnie zamykając za sobą drzwi. To jakby znak, że miał nadzieję na to, iż z ust szatyna padną jeszcze słowa proszące, aby się zatrzymał, aby nie jednak nie odchodził. Niestety nie. Loczek ujrzał tylko odprowadzające go, smutne spojrzenie Louisa.

Można by rzec - pech. Ale czy na pewno ?

Czy światem Harry'ego Styles'a rządził pech?

Czy światem Louis'a Tomlinson'a rządził pech?

Czy szczęście to pojęcie względne ?

Te pytania obaj chłopcy z pewnością zadawali sobie owego poranka, owego poranka gdy mogło się zmienić wiele, ale jednak złośliwy los uparł się na gorszy scenariusz.

Louis długo wpatrywał się w sufit rozważając wszelkie decyzje, jakie mógł dzisiaj podjąć. Doszedł do wniosku, że wybrał najgorszą, ale jednocześnie najlepszą. Wewnętrzna blokada podpowiadała mu, że to jest w zupełności od niego niezależne. W rzeczywistości było tak, że próbował się jakoś usprawiedliwić przed samym sobą, ale ciężko mu to szło. Wtedy usłyszał mocne pukanie do drzwi. Pewien, że to Harry wrócił by znów namieszać w jego głowie poprosił o wejście.

- Kim do cholery był koleś wychodzący z twojego pokoju? - chrapliwy głos dotarł do uszu chłopaka.

Właśnie w progu stał zdenerwowany James i zaciągając się cygarem gestykulował na wszystkie strony. W jego oczach tańczyły diabełki. Louis właśnie tego się obawiał najbardziej.

- Ktoś z obsługi..yy przepaliła mi się żarówka - skłamał wskazując na żyrandol.

Brzmiał całkiem prawdomównie, więc prawdopodobnie szef mu uwierzył. Na całe szczęście, bo nie przewidywał żadnego planu B.

- Ahm, okej. Przyjdź do mnie jak już się ogarniesz - odpowiedział zdezorientowany koksiarz szarpiąc silno klamkę i tym samym zostawiając biednego Louis'a z myślami. Myślami na temat tego co się nie zdarzyło. Na temat tego, co się mogło zdarzyć. W pomieszczeniu unosił się jeszcze lekki dym o zapachu wanilii, który James rytmicznie wypuszczał ustami. Młodzieniec zaciągnął się jeszcze nim kilka razy próbując choć na moment przestać myśleć o tej zakręconej czuprynie.
_

Gdy Harry opuścił kajutę swojego wybawiciela ujrzał na końcu korytarza znajomą posturę. To był ten sam człowiek, z którym Louis wczoraj zniknął na kilka godzin. Nie miał pojęcia jakie kontakty wiążą tego delikatnego przystojniaka z barczystym, pełnym nienawiści mężczyzną. Cokolwiek mogło mu teraz wpaść do głowy nie było niczym dobrym. Czyżby jego nowy kolega miał tarapaty? Chłopak prędko zniknął z jego pola widzenia, by czuć się bardziej bezpiecznie.

Cały dzień rozmyślał o sytuacji z początku dnia. Zastanawiał się czy aby nie zraził do siebie Louis'a. To zbliżenie było całkowicie spontaniczne, bowiem żaden z nich nie planował chociażby lekkiego muśnięcia. Pomijając fakt, że obaj cholernie o tym marzyli, pomijając fakt, że w wyobraźni Styles'a usta szatyna przybierały siną barwę od wspólnych pocałunków, pomijając fakt, że pragnieniem Tomlinsona było ująć w dłonie tą cudowną, pełną wspaniałych detali twarzyczkę. Ale nie mogli. Tfu. Mogli. Nie chcieli?

Kto nie chciał?

Louis właśnie odszykował się na spotkanie z szefem. Uznał, że będzie to bardzo oficjalne, więc włożył jasną koszulę i ciemne rurki. Włosy zaczesane do tyłu dodawały mu sporo uroku. Modlił się o to by nie spotkać na swojej drodze Harry'ego. Nie, że nie chciał. Chciał i to bardzo, ale nie wyobrażał sobie iść na rozmowę o interesach ze sporym wybrzuszeniem w spodniach.

Niestety, a może i stety..

- O! Harry! Cześć.. - mruknął wpadając na biegnącego po schodach chłopaka. Swoje ręce zatrzymał na jego klacie, a ich usta ponownie znajdowały się w minimalnej odległości.

Czyżby przeznaczenie?

- Lou.. witaj. - odparł zmieszany loczek, po czym wyswobodził się z dotyku szatyna.

- Przepraszam, spieszę się trochę.. - wymamrotał pomiędzy wierszami Louie i próbował wyminąć chłopaka.

-Dokąd.. -  nie dokończył Harry, bo Tommo przerwał mu histerycznym śmiechem.

- Im mniej wiesz, tym lepiej.. - zaczął tłumaczyć.

- .. śpisz. - dokończył Harreh umożliwiając mu tym samym  przejście

Chwilę potem Louie znów zniknął nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Harreh jednak poddał się emocjom i postanowił odszukać osobę, przez którą jego serce wariowało. Odszukać Louis'a. Przemierzył pół statku, ale niestety bez skutku. Dopiero później zamigotała mu w głowie myśl o tej nieznanej mu JESZCZE części pokładu. Prędkim krokiem skierował się w to miejsce. Miał nadzieję, że zdąży.

Zdążył.

Właśnie stał pod dziwnymi brązowymi drzwiami i przysłuchiwał się.. a dokładniej.. podsłuchiwał rozmowę osób obecnych w środku. Niektóre słowa był dla niego nie jasne, niektórych w ogóle nie rozumiał. Niektóre przyprawiały go o ciary.

- Louis, ty będziesz następny. - gruby, przerażający głos dotarł do jego uszu. Po chwili usłyszał kroki.

"Mój Louis?" - pomyślał odchodząc na bezpieczną odległość.


Dedykacja: dla cudownej M. :* ( Horanku luv u.)

Od autorki: Hey hey :D wiem, że szaleję i pewnie nikt dzisiaj tego nie przeczyta,ale cóż :) Korzystajcie póki możecie, bo niedługo może wyjadę na wakacje i wtedy będzie tu dosyć cicho. Jak podoba Wam się historia? A dokładniej to jej początek? Akcja niebawem się rozkręci, uuuu gorąco. Cóż mogę powiedzieć. Dziękuje za przeczytanie.Liczę na Wasze szczere opinie. I nadal podtrzymuję prośbę ' jeśli nie chcesz się wypowiadać dłużej - napisz chociaż, że przeczytałaś '  Bye! :*


środa, 25 lipca 2012

003.


Po tym jak Louis zniknął wraz z przerażająco umięśnionym mężczyzną do Harry'ego podeszły dwie ładne, ale zbyt kontrowersyjnie ubrane panienki. Natychmiast rzuciła mu się w oczy bijąca od nich sztuczność. Nie były w jego typie. Oczywiście zakładając, że w jego wyobraźni istniał jakiś wykreowany ideał. Jedna z nich podała mu nowego drinka, a druga szepnęła coś na ucho. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem i już miał grzecznie odmówić, gdy przypomniała mu się rozmowa z managerem. Paul niesamowicie naciskał na powrót i chciał by Harry znów mu się podporządkował. Ale nie było takiej opcji. Ten wieczór miał należeć do niego, a propozycja jaką właśnie otrzymał idealnie się do tego nadawała. Mimo, iż kłóciło się to z jego naturą zdecydował, że bez ryzyka nie ma zabawy. Złapał wysoką blondynkę w pasie i skierował się w stronę baru.

W czasie gdy lokaty przystojniak świetnie zabawiał się przy basenie drugi z chłopców, którego również dotyczy ta historia przeżywał kolejny dramat.

- Mówiłem, żebyś nie schodził do gości, lub przynajmniej jakoś się maskował! - krzyknął ten sam barczysty facet, który zdawał się mieć władzę nad Louis'em.

- To nie.. - zaczął tłumaczyć szatyn, ale po chwili zrezygnował widząc rozzłoszczoną minę swojego szefa. - Przepraszam, to się nie powtórzy. - powiedział ze skruchą wychodząc z ciemnej kanciapy.

- Zaraz, a Ty dokąd? - syknął ze złością facet, widząc odchodzącego nastolatka. Na plecach Tomlinsona pojawiły się nieprzyjemne ciary. Zdał sobie sprawę, że rejs właściwie dopiero się rozpoczął, co znaczyło jedno: koszmar kilkunastu dni można uznać za otwarty.

Nikt nie znał jego tajemnicy. Nikt z jego rodziny, ani przyjaciół. Nikt. Zaryzykował własne szczęście by wspomóc rodzeństwo. Bał się przyznać do tego jak spędza wolny czas. Bał przyznać się gdzie teraz jest i co robi. Wyjeżdżając z domu oświadczył matce i siostrom, że znalazł odpowiednią pracę w Londynie. Ale słowo 'odpowiednią' nie było tu ani trochę na miejscu. Musiał okłamać osoby, które kochał. W innym przypadku nadal klepali by biedę utrzymując się z małej pensji oraz drobnych alimentów od ojca. Louis często po zachodzie słońca siadał na oknie swojego mieszkania i rozmyślał. Rozmyślał dlaczego życie skłoniło go do takich decyzji. Miał ochotę cofnąć czas. Ułożyć wszystko od nowa. Ale było za późno. Za późno na jakiekolwiek zmiany. Jego refleksje kończyły się zawsze tak samo. Dochodził do wniosku, że gdyby musiał zrobiłby to po raz kolejny. Tragedia?

- Za godzinę, pókój numer 303 - oświadczył szorstko gburowaty koleś, a oczy Louis'a zaiskrzyły się w niecodzienny sposób. Pierwszy raz poczuł, że to na co się zdecydował nie było dobrą decyzją. - Teraz już możesz iść - dodał widząc, że nastolatek kurczowo ściska klamkę. Na odchodne rzucił mu jeszcze kilka wskazówek. Tomlinson poczuł narastający ból w dolnej części brzucha.

Minęło dobre piętnaście minut, a szatyn obserwował z tarasu jak nieznajomy, a dokładniej: znajomy już mu chłopak obściskuje się z utlenioną blondynką. Udało mu się zauważyć, że para nie szczędziła sobie drobnych pocałunków i muśnięć w policzki. Gdyby wyciąć całe otoczenie można by stwierdzić, że to scena czysto erotyczna. Ale obecnym na imprezie ludziom wcale to nie przeszkadzało. Być może dlatego, że późna pora i spora dawka alkoholu namieszała im w głowach. Louis oparł rękę o barierkę i nadal  wpatrywał się w włosy Harry'ego zatapiające się w biuście tej pustej laski. Było w nim coś tak intrygującego, że szatyn nie potrafił odpędzić od siebie tych szalonych myśli. Kędzierzawy chłopiec zbyt łatwo namieszał w jego sercu. Ważną rolę odegrały jego nieziemskie oczy, za którymi Louie z pewnością skoczył by w ogień.

Louis Tomlinson.

Harry Styles.

Dwie namiętności, dwa pierwiastki jednego systemu zależne od siebie jak płuca od tlenu.

W tym momencie żaden z nich nie zdawał sobie z tego sprawy. Harry właśnie totalnie odpływał sącząc kolejnego drinka i macając po tyłku napaloną dziewczynę, a Louis? Louis w odróżnieniu od niego odliczał czas. Czas, który w tym momencie znaczył wiele. Zbyt wiele. Upływające minuty zbliżały go do przełomowego momentu. Już nie było odwrotu. Właściwie to mógłby wyskoczyć za burtę statku wycieczkowego po środku Morza Śródziemnego,ale.. ale wiedział, że musi zostać i dokonać tego, czego podjął się podpisując umowę. Odgarnął włosy z czoła i popędził do swojej kajuty, by odświeżyć się trochę. Odchodząc spojrzał jeszcze raz w stronę Styles'a. Wydawał się być szczęśliwy. Może był. Może.

Gdy wybiła odpowiednia godzina rozdrażniony chłopak udał się by odszukać numer drzwi, który podał mu szef. "303..hmm.." - mruknął pod nosem, by sprawdzić jak brzmi jego głos. Był bardzo zdenerwowany, bowiem to jego pierwsze wejście w tej branży. Wiedział, że ćwiczenie czyni mistrza. Ale jak bardzo musiałby się poświęcić, by osiągnąć ten status? Ah, nie ważne. Wreszcie odnalazł to czego szukał i delikatnie zastukał powodując, że w jego gardle zawiązał się supeł.

 -Proszę, otwarte.. - do jego uszu dotarł ciepły, charyzmatyczny głos. Nacisnął na klamkę i zniknął z pola widzenia osób obecnych na korytarzu.
_

- Chodźmy do Ciebie - szepnęła blondynka usadawiając się na kolanach Harry'ego. Była totalnie pijana i w dodatku wcale nie kontrolowała swoich ruchów. Ale w tym momencie młodej gwiazdeczce wcale to nie przeszkadzało. Piosenkarzowi wręcz o to chodziło. Chciał się zabawić tak konkretnie, by następnego dnia wstać i nie pamiętać co się zdarzyło. -Niee mam siły. - odpowiedział przeciągle wkładając do ust fioletową słomkę. Mimo,  iż w jego żyłach zagościł już nadmiar alkoholu nadal wlewał w siebie tą nieprzewidywalną substancję.

Harry Styles.

Na dźwięk jego imienia miliony fanek piszczały z radości. Na dźwięk jego imienia mnóstwo dziewcząt czuło miłe motylki w brzuchu. Na dźwięk jego imienia reagowały nawet kasjerki w monopolowy.  A tu ? Podczas podróży nikt nie rozpoznał go. Czuł się z tym wspaniale. W końcu mógł być kimś innym. A dokładniej: SOBĄ. W końcu mógł być Harry'm, zwykłym Harry'm, który posiada problemy i troski. Harry'm, który potrafi zaszaleć na nocnej imprezie. Mimo, że dziewczyna z którą spędzal właśnie czas zupełnie go nie pociągała nie miał serca, by odepchnąć kogoś kto chciał mu pomóc. Dosłownie. Jego zniszczony przez setki regułek i wykładów mózg nie łatwo tolerował opcję 'odrzuć'. Był zbyt uległy, zbyt pragnął ciepła i miłości, która zaobfitowała by w coś poważniejszego. Ale ukrywał to. Na co dzień starał się wychodzić na szorstkiego, bezuczuciowego kretyna. I z pewnością mu się to udawało. Jednak nie w każdym przypadku. Bywały osoby takie jak Louis. A właśnie..

Louie zatrzasnął za sobą drzwi i poprawił podwiniętą koszulkę. Dobrze, że na korytarzu nikogo nie było, bo jego wypieki zdradzały wszystko. Fryzura mówiła sama za siebie. Popędził jak najprędzej do swojego pokoju, by ustabilizować oddech i szaleńczy rytm serca. Przebrał się w nowe ciuchy i postanowił zejść na pokład. Czerwone rurki opinające tyłek i biała koszulka w granatowe paski. Doskonały zestaw. Jego ulubiony. Opuścił pokój zmierzając na imprezę mimo, iż James, jego szef zabronił takich posunięć. Na korytarzu znaleźli się twarzą w twarz.

- Szybko! Mam nadzieję, że nie zawiodłeś - syknął starszy mężczyzna próbując ukryć swoje rozbawienie. Louis tylko przystanął, pokiwał głową i odszedł w swoim kierunku. Nie miał zamiaru ( poza pracą) mieć z nim nic wspólnego. Dobrze, że chociaż ludzie ze statku nie znali prawdy o nim. Chociaż obawiał się, że z czasem może ulec to drastycznej zmianie.

Jednak prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

- Louis? - wymamrotał pijany do granic możliwości Harry, gdy ten podnosił go z podłogi. -Gdzie ja jestem? - zadawał kolejne, głupie pytania, które mocno irytowały szatyna. Nie mógł zrozumieć jak nastoletni chłopak doprowadził się do tak tragicznego stanu. Wziął go pod ramię i próbował zaprowadzić do pokoju.

- Zamknij się Harry, bo wszystkich pobudzisz! - syknął mu do ucha, gdy kędzierzawy małolat zdecydował się nad odśpiewanie jeden z piosenek Michaela Jacksona. -Po prostu się zamknij! - dodał stanowczym tonem, na co Loczek zrobił minę zbitego psa.

Tomlinson z łatwością prowadził chłopaka. Był lekki i nie stawiał zbytniego oporu. Jednak zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia pod jakim numerem jest jego sypialnia. Przystawił go do ściany próbując wyciągnąć jakieś informacje.

- Numer Twojego pokoju? - spytał zdenerwowany, gdy głowa Harry'ego po raz kolejny opadła na jego ramię. - Harry ?

- 123456789 - odparł ze śmiechem pijany chłopak. Tak, było mu totalnie do śmiechu. Bo nie dość, że wypełnił swoje postanowienie to w dodatku ramiona najpiękniejszego chłopaka na świecie otulały jego ciało.

- Jaki Ty jesteś durny! Nie ważne, chodź.. - mruknął pod nosem szatyn ciągnąc go w stronę swojego pokoju. Nie uważał, że to dobry pomysł. Wręcz przeciwnie. Miał świadomość, ze to zakurwiście zła decyzja. Po pierwsze ze względu na James'a, po drugie ze względu na niego, po trzecie ze względu na Harry'ego. Ale nie miał serca zostawić go w holu czy przy basenie. Po prostu nie miał serca.

- Gdziee myyy jesteśmyy? - z Harry'ego ledwo wypływały słowa. Gdy Louis rzucił go na swoje łóżko ten wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

- O co chodzi? Przespałeś się z nią? - mruknął Tomlinson widząc zwijającego się z powodu bólu brzucha Harry'ego.

- O wiele bardziej wolałbym przespać się z Tobą - odpowiedział pijany Loczek patrząc w oczy szatyna.

 Serce Louis'a otrzymało napływ miłości, a on sam poczuł jak robi się gigantyczne i skore do wyznań. Schlebiało mu to, ale starał się nie pokazywać jak wiele znaczą dla niego te słowa.

- Jesteś pijany, idź spać.. - odparł jękiem Louie widząc napalonego Styles'a. - Po prostu idź spać Harreh.

Harry był zbyt pijany by kontynuować sprzeczkę dotyczącą własnych pragnień. Prędko zasnął z buzią w mięciutkiej poduszce, którą Louie przywiózł z rodzinnego domu. Chłopak nachylił się nad jego twarzą i przejechał dłonią po zakręconych włosach. Był jak szczyt jego marzeń. Jego nierealnych marzeń.

Od autorki: Witam ponownie! Wiem, że jestem szybko i nie mam pojęcia czy jesteście na to przygotowani :) Ta historia po prostu jest we mnie i z ogromną łatwością przychodzi mi jej pisanie. Dziękuje za miłe przyjęcie! Mam nadzieję, że ciąg dalszy również się Wam spodoba! I jeszcze jedna prośba: jeżeli czytasz to napisz chociaż głupie: 'przeczytałam :D' , będę wdzięczna ;) Enjoy x

poniedziałek, 23 lipca 2012

002.



-Czemu tak przystojny chłopak siedzi sam podczas, gdy wokół kręci się tyle panienek? - do uszu opalonego szatyna dotarł ciepły, ale głęboki głos. Prędko obrócił głowę, aby sprawdzić kto jest jego właścicielem. Ujrzał tylko kolesia z burzą loków na głowie usadawiającego się właśnie na leżaku obok. Przypadek? Natychmiast przeanalizował rysy jego twarzy dając do zrozumienia, że nie ma za bardzo ochoty na nowe znajomości. Śledził jego ciało centymetr po centymetrze i smakował się chwilą, gdy usta chłopaka zetknęły się z małą różową słomką. Nie mógł zobaczyć jego oczu, ani tym bardziej ich ocenić. Były zasłonięte przez ciemne, słoneczne okulary. Mimo wszystko sprawiał wrażenie zagubionego.

- Czemu tak bezpośredni chłopak ukrywa się przed światem? - odparł w odpowiedzi. Słysząc ciche jęknięcie zdał sobie sprawę, że trafił w samo sedno. Jedno pytanie, a można rzec, że uchyliło rąbka tajemnicy o kędzierzawym chłopcu.

-Ma to znaczenie? - syknął bez uczuciowo nastolatek, po czym zdjął z twarzy okulary. W tym momencie mogłoby się zdać, że serce szatyna o mało nie wyskoczy z piersi. Mogłoby się zdać, że świat Louis'a Tomlinson'a zatrzymał się na moment ukazując coś bardzo efektywnego. Oczy. Oczy nieznajomego kusiły nie tylko swym odcieniem i kształtem, ale także prawdą bijącą na odległość. Nagle zdał sobie sprawę, że wpatruje się w oszołomionego Loczka już przez dłuższą chwilę. Skarcił się za to w myślach próbując ochłodzić nieco sytuację.

-Ma takie samo znaczenie jak to dlaczego siedzę tu sam. - oznajmił szorstko, na co Harry cicho się zaśmiał. Jego świat był zbyt idealny na analizowanie poszczególnych struktur. W jego życiu wszystko miało swoją przyczynę i cel. Być może to było powodem nieustannej ucieczki. Ucieczki w głąb siebie. Ucieczki od prawdy i przyjemności. Być może to media zniszczyły go tak doszczętnie, że nawet najmilsze czynności nie sprawiały, że mógłby poczuć się choć przez chwilę szczęśliwy. To jakby oderwanie jednego z puzzli w banalnej układance życia.

-Jesteś uroczy. Jak Ci na imię? - wyszeptał cicho Harry jakby obawiał się, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać, jakby słowa Louis'a miały dla niego potężne znaczenie. Wtedy do Tomlinsona dotarło, że podczas tej krótkiej rozmowy nieznajomy przystojniak skomplementował go już dwa razy. Czuł się dziwnie, ale zarazem miło. Nigdy nie targały nim tak sprzeczne uczucia.

- Czy to ważne? Jestem tylko chłopakiem, którego spotkałeś na basenie. I tak już się nigdy nie zobaczymy. - oświadczył zrezygnowanym tonem podnosząc się z leżaka i zarzucając na plecy ręcznik. Harry mógł tylko patrzeć jak idealnie wyrzeźbione ciało chłopaka znika na schodkach prowadzących do panelu sypialnego. Gdy ostatni raz spojrzał w jego oczy miał wrażenie, że ich błękit rozpada się na miliony elementarnych cząsteczek tracąc tym samym ten wspaniały odcień.

Louis nie mógł przeboleć, że takie słowa padły z jego ust. Tak na prawdę nie chciał schodzić z pokładu zostawiając nieznajomego z wielkim znakiem zapytania. Ale musiał. Nie miał innego wyjścia. Znał siebie zbyt dobrze. Nie mógł pozwolić, aby jego desperacka natura w jakikolwiek sposób skrzywdziła kędzierzawego chłopca. Cokolwiek mogło to znaczyć. Czuł się z tym źle. Okropnie źle. Ale decyzja o rejsie nie należała do przyjemności. Nie był tu dla zabawy. Przynajmniej nie dla swojej. I miał tego świadomość. Podczas tego kilkunastominutowego przekomarzania się z Harry'm coś ewidentnie zaiskrzyło w jego sercu. W tym momencie nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy jak silne uczucia potrafi wywołać zakazana miłość.

Natomiast Harry pozostał na leżaku przy basenie rozkoszując się kolorowym drinkiem. Wsiadając na pokład statku miał za cel odprężyć się i uniknąć najdrobniejszych kłopotów, co w jego przypadku było nie lada wyzwaniem. Mimo wszystko podjął je i miał zamiar dotrwać do końca w tym jakże trudnym postanowieniu. Niestety myśli dotyczące Louis'a nie dawały mu spokoju. Nie mógł zrozumieć dlaczego chłopak potraktował go tak oschle. Zastanawiał się czy miał ku temu jakieś powody. Managerowie przez lata wpajali mu do głowy, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Stał się robotem, maszyną w rękach mnóstwa ludzi, którzy wiedzieli lepiej co jest dla niego dobre. Na początku czuł się osaczony i zdezorientowany. Jednak człowiek z czasem jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. I tak było w przypadku Harry'ego Styles'a, młodej gwiazdy, która utrzymywała się wysoko na rynku muzycznym. Mimo, że kariera szła w dobrym kierunku, chłopak wcale nie wyglądał na szczęśliwego. Ciągle udawanie przed kamerami czy pozowanie do zdjęć zaczynało go powoli męczyć. Gdyby tylko odnalazł jakąś iskrę..

Louis.

Louis właśnie wszedł do swojego pokoju i zatrzasnął z hukiem drzwi. Był zły na siebie, że zmarnował szansę na obiecującą znajomość. Już pierwsze zdanie Harry'ego uświadomiło mu, że chłopak jest bez wątpienia wyjątkowy. Ale nie mógł. Po prostu nie mógł. Znów włączyła mu się blokada. Nienawidził krzywdzić ludzi, a wiedział, że jeżeli pociągnie konwersację z nieznajomym na dalszy tor to już nie będzie odwrotu. Dlatego wolał zrezygnować, mimo bólu przeszywającego jego klatkę piersiową. Nie miał pojęcia, że kędzierzawy nastolatek pragnął go tak samo mocno. Nikt nie mógł wiedzieć, bo Harry Styles idealnie się ukrywał. Na co dzień nosił maskę, która ukrywała jego prawdziwe 'ja'. Maskę, którą Louis'owi udało się zdjąć za pierwszym razem. Przypadek?

Na statku podróżującym po Morzu Śródziemnym nadchodził wieczór. Pierwszy dzień rejsu miała rozpocząć huczna zabawa nad basenem. Można by rzec - wspaniałe wakacje. Jednak nie dla każdego przybierały takie miano.

Harry Styles.

Louis Tomlinson.

Dwie całkiem odmienne osobowości, pragnące szczęścia i stabilizacji ukrywające prawdę o sobie. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają, czyż nie?

Podczas, gdy Louis schodził na taras całkowicie nieświadomy tego, co zdarzy się lada moment w pomieszczeniu, które Harry nazywał azylem słychać było głośne, przeszywające krzyki.

- Nigdzie nie wracam! - kędzierzawy młodzieniec burknął do telefonu słysząc słowa swojego managera. Paul był na prawdę wspaniałym człowiekiem, ale czasem przeginał w kwestii niańczenia. Harry miał już skończone osiemnaście lat i czuł się dorosły. Przynajmniej na tyle by samemu podejmować decyzje o swoim prywatnym życiu. Niedawno zdecydował się na rozpoczęcie buntu.

-Czy ty nie słyszysz co mówię? Nie w-r-a-c-a-m! - prychnął po raz kolejny do słuchawki słysząc donośny głos swojego opiekuna. Przewrócił oczami słysząc jak Higgins udziela mu kolejnego jakże cennego wykładu.

-Co się z Tobą dzieje Harry? - spytał mężczyzna schodząc nieco z tonu. Niestety nie doczekał się odpowiedzi. Usłyszał tylko cichy śmiech i po chwili połączenie zostało zerwane. Styles miał dość takiego życia. Rzucił telefonem w ścianę nie przejmując się, że sprzęt rozsypał się na małe części. W tym momencie chciał się zabawić, zaszaleć, totalnie odlecieć i zamierzał to uczynić nie zważając na konsekwencje. Miał szczerze wyjebane na zdanie swojego managementu, rodziców i przyjaciół. Chciał by ta noc była jego. Szybko wsunął na siebie nowy t-shirt i pomaszerował w kierunku rozpoczynającej się właśnie imprezy. Stanął przed ogromnym basenem pełnym ludzi. Jakaś kobieta podeszła podając mu drinka. Podziękował szorstko i ruszył w kierunku swojego ulubionego miejsca - leżaków na których poznał nieznajomego. Nadal nie znał jego imienia. Wiedział tylko tyle, że szatyn o niebieskich oczach skrywa jakiś sekret. Być może większy niż on sam. Zbliżył się do miejsca wcześniejszego spotkania. A jego oczy zarejestrowały znajomą postać.

Louis podniósł wzrok i na widok Harry'ego natychmiast zerwał się z miejsca.

- Co ty tu.. - zaczął, ale gromki śmiech Lokatego przerwał mu wypowiedź.

- Jestem gościem na tym statku tak samo jak i Ty. - odparł z powagą w głosie Harry.

-Uhm, nie jestem tu gościem. - słowa Louis'a były nie kontrolowane. Wypływały z jego ust niczym piosenka. Gdyby mógł, gdyby tylko mógł zdradził by Harry'emu całą prawdę o sobie. Sekret, który ciążył nad nim od bardzo dawna. Sekret, który nie pozwalał na spokojny sen w nocy. Gdyby tylko mógł..

-Jak to nie ? - spytał zdziwiony Harry sądząc, że chłopak celowo przeinacza prawdę, by ten się od niego odwalił.

- Loooooooooooooouis! - głos jakiegoś wysokiego, barczystego mężczyzny w czarnych okularach dotarł do ich uszu. W oczach szatyna natychmiast pojawiło się przerażenie. Jego pech, że Harry zauważył rosnący w sile strach, jaki ogarniał młodego przystojniaka.

-Coś nie tak? - szepnął Styles zakrywając ręka usta, by człowiek, który właśnie zawołał jego towarzysza nie mógł odczytać jego słów z ruchu warg.

-Muszę iść.. muszę, żegnaj... - mruknął Louis, oczekując aż chłopak się przedstawi. W tym momencie pragnął jego imienia. Pragnął znać te kilka głupich liter, które miały wzmóc rytm serca.

-.. Harry - odparł krótko lokaty, poprawiając opadające kosmyki włosów na czoło.

Szatyn uśmiechnął się. Po raz pierwszy wtedy uśmiechnął się do niego. Albo Harry wypił już za dużo. Tak czy inaczej - ten wieczór dopiero się rozpoczynał. Tomlinson zniknął na schodach prowadzących do całkowicie nie znanej Harry'emu części statku.


-Louis.. - powtórzył w myślach Harry popijając kolejny łyk słodkiego drinka. - Louis.