środa, 21 listopada 2012

015.


Harry mógł czuć strach, mógł czuć zażenowanie i smutek, ale w tym momencie te emocje nie miały szansy, aby przebić się przez jego miłosne upojenie.

Był oczarowany obecnością Louis'ego. 
Był szczęśliwy, że ma przy sobie kogoś takiego, jak On.

Czy ktokolwiek mógłby to zepsuć?

Harry nie zastanawiał się nad tym przesadnie długo, co prawda przeszło mu to przez myśl, ale ostatecznie skierował się w stronę obranego wcześniej celu, jakim był bufet.

Po drodze minął jedną z dziewczyn, która prawdopodobnie poznała go podczas którejś z zabaw pokładowych. On niestety jej nie pamiętał. Niestety, a może i 'stety', bo wymienianie śliny z kimś innym niż Louis było dla niego obecnie czymś okropnie ohydnym.

Dawniej był flirciarzem, leciał na każdą blond laskę z wytatuowanymi pośladkami. No dobra, może dziary nie były konieczne, ale taką etykietkę przyczepił mu zarząd managementu. Głównie pani J., której nienawidził z całego serca. To ona go zrujnowała, to ona uczyniła z niego maszynę do robienia pieniędzy. A przecież Harry, był tylko bezbronnym, nastoletnim chłopcem, którego pasja do muzyki i talent przerosły najśmielsze oczekiwania..

Louis otworzył oczy, a lekkie promyki światła podrażniły jego źrenice. Powieki mimo woli opadły, a on po omacku zbadał teren łóżka. Poczuł, że strona Harry'ego jest jeszcze ciepła..

"Pewnie niedawno wyszedł" 

- pomyślał i zatopił się w poduszce. Nie miał w tym momencie na tyle sił, aby podnieść swą ciężką od marzeń i pragnień głowę.  Ponownie obudził go zapach kawy, który stopniowo docierał do jego nozdrzy.

-Hazz, co tak pachnie?  -mruknął, otwierając tylko jedno oko. Spowodował tym, że zawartość kubka pokręconego nastolatka wylądowała na kremowym dywanie i we wspaniały sposób zaczęła w niego wsiąkać.. 

-To była kawa, Lou. - zaśmiał się przez łzy Harry i wyciągnął z szafki papierowy ręcznik. - Teraz będziesz musiał podzielić się ze mną swoją. 

- Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł zaspany szatyn nie wypuszczając z objęć poduszki. - Dlaczego tak szybko wstałeś? Chodź do mnie..

- Louis, dziś jest środa, pracujesz.. - odparł zasmucony, po czym zniknął na moment na korytarzu. Louis nie wiedział, co było tego przyczyną.

A tak naprawdę Harry musiał ochłonąć, musiał sobie wewnętrznie z tym poradzić. Przykucnął pod drzwiami i objął rękoma swój brzuch. Czuł się, jak pięcioletnie dziecko, któremu mama nie pozwoliła czegoś zrobić. Nie mógł pogodzić się z faktem, że dziś znów.. jacyś obcy mężczyźni będą dotykać jego Louis'ego..

- Dobrze się czujesz, Hazz? - usłyszał za plecami głos Tomlinsona. - Dlaczego trzymasz się w tym miejscu? Pokaż! Nic Ci nie jest?

- Och Lou, mam się dobrze. Po prostu zakręciło mi się w głowie.. - skłamał, choć wiedział, że to nie prowadzi do niczego dobrego, do niczego..

Harry mógłby dłużej się upierać przy tym, że jeszcze przez "momencik" pobędzie na korytarzu oraz przy tym, że poradzi sobie, bo nic mu nie jest. Mógłby, ale silne dłonie Lou pochwyciły jego chude ciałko i w najsubtelniejszy sposób świata ułożyły na miękkiej pościeli.

- Nie próbuj dziś wstawać. Źle wyglądasz, martwię się.. - szepnął starszy chłopak i złożył na jego ustach malutkiego całuska.

~*~

Nadszedł wieczór.

Harry tak, jak obiecał Louis'emu cały swój dzień spędził pod ciepłą, puchatą kołderką mimo, że tak naprawdę nic mu nie dolegało. Ale przecież nie mógł wyznać, że chodziło o czystą, namiętną zazdrość. Nie mógł wydać swoich uczuć. I tak, już czuł się upokorzony. Wiedział, że Tomlinson pracuje w tym zawodzie dla kasy, nie przyjemności, więc tym bardziej w swoim prywatnym życiu nie może być gejem. Harry tak myślał, ale jego podświadomość wysuwała całkiem inne wnioski.

"Pieprzył się z Tobą po godzinach, to znaczy coś więcej "


" On dotyka tylko Ciebie w taki sposób"


" Jedynym mężczyzną, który był w jego kajucie jesteś Ty "

 

"Harreh, nie oszukuj się, zakochałeś się w nim "


Loczkowi wcale to nie pomagało w zaakceptowaniu sytuacji, w jakiej się właśnie znalazł. Czasem życie nie pozwala nam na dokonywanie wyborów. Czasem to los decyduje o tym, kto pojawia się w naszym życiu, ale ostateczny wybór, kto w nim pozostanie należy do nas. Prawda boli jeden raz, a cukierkowe kłamstwa zawsze. Czym jest ryzyko?

Louis spędził dzień w pracy..

No dobra, obsłużył kilku klientów i wcale nie czuł się z tym dobrze. Był zły na samego siebie, na swój los, przeznaczenie i fatum.. nie mógł pogodzić się z faktem, że w ten sposób traci kogoś na kim ostatnimi czasy zaczęło mu zależeć. Zależeć bardziej niż powinno, prawda?

Wiedział, że Harry nie jest zadowolony z jego profesji... Ale przecież Harry niczego nie rozumiał, Harry nie znal jego sytuacji materialnej, nie znał historii Lottie, ani historii jego matki. Harry mógł myśleć, że jest on zwykłą męską dziwką.

Ale czy tak było?

"Nie"
"Tak"

Oczywiście, że nie.

~*~

Louis doczołgał się do swojej kajuty około godziny dwudziestej drugiej, był tak bardzo zmęczony, że nie miał ochoty na nic, ale myśl o samotnym Harrym przytłaczała go. Postanowił, że odwiedzi Loczka i przeprosi za całodniową nieobecność. Wziął prędki prysznic, przebrał się i wyszedł z pokoju. Po drodze spotkał swojego przyjaciela. Nick był dziwnie zaniepokojony i jakiś nieswój. Louis uznał, że to sprawka tej całej sytuacji, więc postanowił nie wnikać w szczegóły.

Poprawił swój błękitny kardiganek, wsunął telefon do tylnej kieszeni dżinsów i nacisnął na klamkę. Zdziwiło go bardzo, gdy drzwi nie otworzyły się. Początkowo myślał, że Harry jest w środku i po prostu śpi, ale nasłuchiwał przez moment, czy z wnętrza kajuty dochodzą jakieś odgłosy. Odpowiadała mu niezmącona cisza.

Zrezygnowany i przytłoczony udał się na górny pokład. Zdecydował wykorzystać okazję na obserwację gwiazd, a przy okazji odnalezienie Harry'ego. Długo błądził wśród tłumu ludzi, przepychając się między szczupłymi blondynkami, a wylansowanymi kolesiami w garniturach od najlepszych projektantów świata. W końcu udało mu się dotrzeć do białej barierki. Oparł się delikatnie o burtę i spojrzał w sklepienie. Nie miał pojęcia ile czasu spędził w tej pozycji, ale nagle do jego uszu dotarł znajomy głos.

- Dużo ich, prawda? - Harreh mruknął, a Louis natychmiast odwrócił głowę, by sprawdzić, czy jego słuch funkcjonuje prawidłowo. Automatycznie twarz marchewkowego fanatyka rozjaśnił uśmiech. - Zmarzłeś, weź to - dodał po chwili Hazz, ściągając ze swych ramion koc.

- Nie trzeba, Styles mam sweterek. - oznajmił Lou. - jest okej.

- Cieniutki ten sweterek. To chodź, chociaż Cię przytulę. - odparł Harry i nie czekał na reakcję swojego towarzysza tylko przyciągnął go do siebie tak, by ciała mogły czuć potrzebne ciepło.

- Jak minął dzień? - szepnął Louis, gdy usiedli na jednej z ławeczek otulając się kocykiem.

- Bez Ciebie? Okropnie nudno.. - wyjaśnił Hazz i przez moment zastanawiał się, czy powinien odwzajemnić pytanie. Ostatecznie zrezygnował. - Patrz, tamta gwiazdka będzie nasza, dobrze?

- Nie wybrałbym lepszej - oświadczył Louis i wpił się w mokre i rozkosznie miękkie usta Harry'ego Stylesa. - Zaśpiewaj mi coś.

Cause you were mine for the summer
Now we know it’s nearly over
Feels like snow in September
But I always will remember
You were my summer love
You always will be my summer love

Wish that we could be alone now
If we could find some place to hide
Make the last time just like the first time
Push a button and rewind

Resztę nocy spędzili na obserwacji nieba, rozmowie i grze w 33. Było tak, jak Louis wymarzył sobie od dawna. Było tak, jak Harry pragnął.

~*~

Kolejny dzień minął podobnie do poprzedniego. Louis zajął się swoimi obowiązkami, a Harry wiernie oczekiwał wieczoru, by móc się z nim spotkać. Okropnie tęsknił i nie mógł doczekać się momentu, gdy weźmie go w swe ramiona.

Nagle po jego kajucie rozeszło się pukanie do drzwi. Nie spodziewał się nikogo, ale w głębi serca marzył, aby był to pan Tomlinson. Niestety, gdy gość wszedł do środka okazało się to sceną z jakiegoś kiepskiego filmu przygodowego..

_

Louis skończył wcześniej niż wczoraj i w pośpiechu pobiegł do pokoju swojego ukochanego. Wiedział, że Harry czeka i nie mógł już dłużej tego przeciągać. Nacisnął na klamkę, a w jego głowie zawirowało. Poczuł zapach znajomych perfum, ale nie zaniepokoiło go to. W kajucie było ciemno. 

- Harry, jesteś tu? - szepnął, myśląc, że chłopak śpi.. Po chwili sięgnął do kontaktu.

To, co ujrzał przerosło całkowicie jego największe obawy. Przerosło wszelkie dramatyczne sceny, jakie mógł sobie wyobrażać. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy...

Od autorki: Wybaczcie błędy i wybaczcie, że taki jakiś nijaki ten rozdział, ale piszę go w środku tygodnia i to o jedenastej w nocy, więc sami rozumiecie. Dzięki, buźka! xx

PROŚBA: Larry Shippers, jeżeli możecie to lajknijcie lub poleccie fanpage o Stylinsonie: www.facebook.com/LarryOurLittleSecret . Będę ogromnie wdzięczna, dzięki!

niedziela, 11 listopada 2012

014.




W momencie, gdy drzwi od kabiny otworzyły się, a przed Harrym i Louis'm stanął Nick można powiedzieć, że czas zatrzymał się na chwilę. Z ust Tomlinsona wyszedł cichy jęk, a Harry zasłonił twarz, jednak po chwili jego ręce zostały delikatnie zsunięte przez Lou, który nie zważając na obecność swojego przyjaciela szepnął mu cicho do ucha: nie wstydź się. Wtedy automatycznie na twarzy Loczka pojawiły się dwa dorodne rumieńce.

Kiedy obaj mieli już na sobie spodnie, a Nick nadal trzymał klamkę od kabiny, Louis postanowił podjąć temat. Właściwie to powinien być zły, bo przerwano mu jeden z najbardziej upojnych aktów, ale z racji, że był to Nick postanowił swój gniew jakoś zminimalizować.

- Co Ty tu robisz? - spytał cicho, a kącikami oczu zerknął na onieśmielonego Harry'ego, który w całym tym zdenerwowaniu obgryzał paznokcie.

- Bo ja... - zaczął chłopak, ale widząc presję, jaką wywiera na nim Tommo nie mógł wydukać żadnego sensownego zdania. - To nie jest takie proste jak się może wydawać.

- Nick, do cholery. Co w tym trudnego? Dlaczego tu przyszedłeś? Co miało znaczyć "mogę"? - Tomlinson nie wytrzymał napięcia i krzyknął, a jego subtelny głos rozszedł się po całej toalecie.

W międzyczasie Styles postanowił, że nie będzie przeszkadzał w jakże trudnej rozmowie. Domyślał się niektórych faktów, ale nic nie mówił. Wolał, aby jego wnioski były nieprawdziwe. Odgarnął na bok burzę niesfornych loczków i skierował się w stronę wyjścia.

- Kochanie, dokąd idziesz? - ręka Louis'ego pochwyciła jego dłoń, a głos podrażnił ten punkt w umyśle, który odpowiadał za motylki napływające do brzucha.

- Nie chcę przeszkadzać, um.. - mruknął cicho Hazz i spojrzał w podłogę.

Mimo protestów - wyszedł pozostawiając ich samych. Właściwie to tylko teoretycznie, bo nie miał najmniejszego zamiaru opuszczać takiej sceny. Czuł podświadomie, że wydarzy się coś złego. Bał się o Tomlinsona, ale jednocześnie wiedział, że to nie będzie jego winą.

- Może teraz mi powiesz? Jesteśmy sami. O co chodzi, Nick? -  Lou próbował być łagodny, aby jego przyjaciel zwierzył się ze wszystkiego. Nigdy wcześniej nie miewali takich rozmów. Zawsze byli dobrymi kumplami, czasem napili się piwa, pogadali o dziewczynach, bo przecież tak wypadało. Nigdy nie było sytuacji, w której Louis czuł się tak dziwnie, jak teraz.

- Może o to, że mi się podobasz. - syknął przez zęby, ale Louis nie zdążył odpowiedzieć, bowiem usta Grimmy'ego mocno naparły na jego wargi. 

Stojący za rogiem Harry wychylił się i ujrzał swojego Louis'ego w objęciach innego faceta. W objęciach mężczyzny, który podobno był jego przyjacielem. Poczuł się jakby z jego życiowej układanki odpadł jeden puzzel. To znaczy.. jakby wszystko nagle straciło sens. Oparł głowę o ścianę, ale już nie patrzył. Słyszał tylko krzyk swojego kochanka i szum wody. Potem odszedł do swojego pokoju.

- Zwariowałeś? - krzyknął Louie, odrywając się od twarzy przyjaciela. - Czy ty całkiem zwariowałeś?

- Przepraszam, Louis. Musiałem Ci to powiedzieć.. ja.. - Nick próbował skleić jakieś sensowne zdanie, ale nic mu nie wychodziło. Oparł dłonie o umywalkę i odkręcił wodę, która chociaż na moment wywołała wewnętrzne ukojenie.

- Kocham Harry'ego, zrozum. - oświadczył Louis i wyszedł z łazienki pozostawiając zakochanego przyjaciela samego.

Kocham Harry'ego, Kocham Harry'ego, Kocham Harry'ego - te słowa jeszcze długo brzmiały w uszach Grimshaw'a, który znalazł się w cholernie beznadziejnej sytuacji. A przecież mówią: serce, nie sługa.

_

Harry wszedł do pokoju, przekręcił klucz w drzwiach i położył się na miękkim dywanie. Chciał ochłonąć, chciał usunąć sprzed swych oczu obraz, który stale tkwił w jego głowie. Po raz pierwszy widział, jak ktoś inny całuje Louis'ego. Po raz pierwszy czuł tak ogromną zazdrość, ból i smutek. Zdał sobie sprawę, że to nie jest przelotny romans. Zdał sobie sprawę, że potrzebuje tego chłopaka, jak nigdy dotąd. Ale jego urażona duma nie pozwalała na to, aby wybiegł z pokoju i wskoczył w ramiona Tommo z cudownym wyznaniem miłosnym. Przynajmniej nie teraz.

Louis opuścił toaletę i przez chwilę błądził po statku nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Miał ogromny mętlik w głowie. Właśnie dowiedział się, że jego stary kumpel darzy go uczuciem. To było na maksa dziwne. Nigdy w życiu nie spodziewał się czegoś podobnego. Poza tym w jego sercu nie było miejsca dla nikogo innego oprócz Harry'ego Styles'a. Największej gwiazdy pop na rynku muzycznym, ale przecież Louis o tym nie wiedział, bo skromny nastolatek nie chwalił się na prawo i lewo, że jest w posiadaniu ogromnego talentu...

Hazz postanowił, że zaśpiewa sobie coś na rozładowanie emocji. Muzyka od zawsze była jego życiem. Zaczynał na miejskich konkursach piosenki współczesnej, a ostatecznie stał się jednym z najlepszych piosenkarzy w kraju. Marzenie, prawda?  Jedyna piosenka, która przychodziła mu teraz do głowy to Belief - Johna Mayera.

 ...
Everyone believes
In how they think it ought to be
Everyone believes
And they're not going easily

Belief is a beautiful armor
But makes for the heaviest sword
Like punching under water
You never can hit who you're trying for

Some need the exhibition

And some have to know they tried
It's the chemical weapon
For the war that's raging on inside

Po kilku zwrotkach usłyszał kroki pod swoimi drzwiami. Obawiał się, że to Louis, ale nie miał pewności. Nagle rozległo się pukanie. Harry nadal leżał na dywanie i nucąc cicho pod nosem dalszą część piosenki postanowił nie wstawać.

- Harry, to ja. Otwórz, proszę. - szepnął Tomlinson, a na twarzy Loczka pojawił się smutek. - Harry, wiem, że jesteś tam, bo słyszałem jak śpiewasz. - Harry, odezwij się chociaż.

Odpowiadała mu niestety cisza, a raczej jakieś niezidentyfikowane pomruki, których za nic nie potrafił rozszyfrować. Odszedł zrezygnowany spod drzwi swojego nastoletniego kochanka mając nadzieję, że spotka go na kolacji. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że Styles zachowywał się tak dziwnie. A bardzo chciał wiedzieć. Bo jakby nie patrzeć zależało mu na nim. Tylko jeszcze sam nie umiał się z tym pogodzić.

Harreh z trudem zagryzał policzki od środka, powstrzymując się przed wydaniem z siebie jakiegoś dźwięki. Chciał porozmawiać z Louis'm, ale doskonale wiedział, że to będzie zbyt trudne. Musiałby wtedy wyjawić swoje odczucia, smutek, żal... a nie chciał się skompromitować, bo przecież "poza seksem nic więcej ich nie łączyło"

Kolacja minęła szybko, ale Harry nie pojawił się na niej. Louis zaczynał się martwić. Czuł, że mogło stać się coś złego. Zwinął jeden talerz z kanapkami i skierował się w stronę kajuty swojego kochanka.

- Harry, to znów ja. Otwórz - jego głos był czuły i delikatny. - Harry, nic nie zjadłeś cały dzień, proszę otwórz. 

Styles już nie mógł dłużej wytrzymać, wstał z łóżka i przekręcił cicho klucz, po czym prędko wskoczył pod kołdrę.

- Jest otwarte, Louis. - mruknął cicho i zamknął oczy. Po kilku sekundach drzwi uchyliły się, a do pomieszczenia wolno wkroczył Tomlinson. Usiadł na skraju łóżka i co chwilę zadawał pytania.

- Harry, co się dzieje?  
- Harry, dobrze się czujesz?
- Harry przyniosłem Ci kanapki.
- Harry, odezwij się.
- Harry, ja nie rozumiem.
- Harry, powiedz, co zrobiłem źle..
- Harry...

Louis nie otrzymał odpowiedzi w postaci słów. Zamiast tego Hazz przyciągnął go do siebie i wtulił swoją twarz w jego rozbudowany tors.

- Nie chcę Cię stracić, Loueh. - szepnął, a Tommo dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Harry płacze. - Nie idź nigdzie..

- O czym Ty mówisz, Hazz? - mruknął zaskoczony Louis, a jego dłoń zatopiła się w mięciutkich loczkach Stylesa.

- Widziałem jego, widziałem Was, Louis. - odpowiedział, ale jego głos łamał się za każdym razem. - Nie lubię, gdy całujesz się z kimś innym. 

Harry dopiero po chwili zorientował się, że uchylił rąbka tajemnicy o swoich uczuciach, ale miał nadzieję, że Louis nie domyśli się dalszej części.

- On dla mnie nic nie znaczy, Harry. W przeciwieństwie do Ciebie. - oświadczył Lou. - Nie odwzajemniłem pocałunku, nie chciałem tego, On mnie zaskoczył..

- Nie rozumiem, dlaczego się tłumaczysz..  - syknął Harry, a w jego oczach pojawiły się łzy.

Tę noc spędzili razem. Zasnęli w swoich objęciach, nie martwiąc się o dziś, nie martwiąc się o jutro. Szalone stado motylków rozrywało brzuch chłopca w kręconych włosach, a z klatki starszego szatyna serce o mało nie wyrywało się ze szczęścia. Ile by dali, aby zasypiać i budzić się tak każdego dnia.

Rano Harry wyszedł z pokoju, szedł do bufetu po coś do picia. Rozejrzał się po korytarzu.

- Jeszcze tego pożałujesz. - usłyszał znajomy głos za swoimi plecami.


Od autorki: Hejoo. Wiem, że jest mega krótki i ogólnie do dupy, ale jak na razie musi Wam to wystarczyć. Przepraszam, nie mam zbyt wiele czasu na pisanie, już kiedyś to tłumaczyłam. Nie chcę zawieszać, bo zależy mi na skończeniu tych historii. Nie sądziłam, ze będę miała w 3kl taki zapieprz :> love you all!

PYTANIA DO POSTACI: KLIK