niedziela, 23 grudnia 2012

016.


Uwaga: W dalszej części rozdziału znajduje się scena +18, więc jeśli nie masz ochoty czytać to wiesz, co robić :))

Louis stał przez kilka minut totalnie zamroczony, jego policzki były mokre od słonych łez, które niczym potok nabierały na sile. Gdy dotarło do niego, co się stało prędko wykręcił numer do swojego przyjaciela Nicka, ale ten nie odbierał. Chciał prosić go o wezwanie lekarza, o jakąś szybką i natychmiastową pomoc. Rzucił telefonem w ścianę i pochylił się nad leżącym Harrym. Wokół było pełno krwi, biała pościel zmieniła swoją barwę, a twarz chłopaka nie przypominała już tej rozkosznej słodyczy.

Szramy, zadrapania... rozcięta warga.

Louis nie miał pojęcia, kto dopuścił się takiego czynu.

- Harry, kochanie.. słyszysz mnie? Harry odezwij się - łkał nad pochylonym dzieciakiem, jednocześnie błagając o to, by ktoś mu pomógł.

- Lou? - szepnął Styles uchylając lekko powieki. - Lou, to Ty?

- Harry, jak się czujesz? Zabieram Cię na pokład do lekarza, kto Ci to zrobił? - Tomlinson zadawał mnóstwo pytań, a Harry nie był na siłach odpowiadać.

- Twarz, boli... mnie... trochę twarz...  i żebra.. - mówił spowolnionym tempem, a na czole Louis'ego rysowały się lekkie zmarszczki, które były wynikiem zmartwienia. - Nick... on był... ja myślałem, że to Ty przyszedłeś wcześniej.. ja..

- Kurwa! - Louis krzyknął słysząc, kim jest napastnik Harry'ego, po czym zerwał się na równe nogi. Okrył chłopaka kocem, wziął na ręce i opuścił kajutę.

~*~

W ciągu pół godziny Harry został opatrzony i starannie zbadany. Louis modlił się, aby chłopakowi nic poważnego nie dolegało.

- Pan jest z rodziny? - szepnęła wysoka pielęgniarka, trącając zamyślonego Louis'ego w ramię.

- Można tak powiedzieć, co z nim? - odpowiedział szatyn, a jego spojrzenie błagało o dobre wieści.

- Pobicie, stłuczenie... nie jest źle, ale naprawdę niewiele brakowało, aby pan Styles skończył tragicznie. - po tych słowach Tommo złapał głębszy oddech i potarł swoje czoło.

- Dziękuje, bardzo dziękuje.

~*~

Harry wiedział, dlaczego doszło do przemocy. Wiedział, że Nick czuje coś do swojego przyjaciela. Wiedział, że Nick wie, że Harry też darzy Louis'ego czymś więcej. Cała trójka miała świadomość tego, co się dzieje, ale nikt nie podjął tematu. Wszyscy się bali. To tak jakby strach przed porażką.

Louis dopiero po chwili połączył wszystkie fakty w całość. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że walka toczyła się o... niego. W jego głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze. Dziękował Bogu, że udało mu przyjść do Harry'ego na czas. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej.

- Jak się czujesz? - szepnął i poprawił okład zalegający na twarzy Loczka.

Harry kaszlnął i wywrócił oczami.

- Loueh, pytasz mnie o to już trzydziesty raz w ciągu pięciu minut. - odpowiedział chłopak i złapał Tomlinsona za rękę. - Ale to nic, bardzo to w Tobie lubię.

Louis poczuł, że jego policzki nabierają czerwonej barwy, a serce łomocze, jak szalone.

Ale przecież wcale się nie zakochiwał.

Wcale nie był zakochany.

To, co powstało między nim, a Harrym nie było niczym ważnym.

BULLSHIT

Bullshit... i Louis doskonale o tym wiedział. Doskonale wiedział, że stałe oszukiwanie się nie prowadzi do niczego dobrego. Wiedział, ale nie mógł się przełamać. Chciał opowiedzieć Harry'emu całą swoją historię. Począwszy od trudnej sytuacji materialnej w domu do rejsu i poznania miłości swego życia. Chciał, ale nie umiał...

Może po prostu się bał.

Harry również wiedział, że ich znajomość nie jest normalną znajomością. Wprawdzie można rzec, że łączył ich seks. Przecież obaj byli tego świadomi, ale...

Oprócz tych cielesnych, fizycznych doznań istniała też magia uczuć zwana chemią... a chemia była między nimi bardzo, ale to bardzo intensywna. 

- Lou, pocałuj mnie. - głos Harry'ego przebił głuchą ciszę, która przeszywała kajutę. - Po prostu podejdź tu i mnie pocałuj.

Tommo nic nie odpowiedział. Jego ruchy były powolne i delikatne. Stawiał kroki bardzo przemyslanei, jakby przygotowując się do wykonania poleconego mu zadania.

Usiadł na skraju materaca i przyjrzał się pobitemu chłopakowi. Jego serce krajało się na ten widok, ale próbował nie dawać po sobie poznać smutku. W końcu było z czego się cieszyć. Przejechał subtelnie palcem po rozciętej wardze Harry'ego, aż ten syknął z bólu.

- Wybacz, Harry. - szepnął patrząc mu w oczy. - wybacz, ale nie mogę Cię skrzywdzić. Dziś otrzymałeś zbyt dużą dawkę bólu.

- Loueh, o czym Ty mówisz? - spytał młodszy chłopak, a jego czoło zamieniło się w kilka drobnych fałdek.

Długo nie dostawał odpowiedzi, więc chwycił rękoma koszulkę swojego towarzysza i mimo totalnego braku sił wspiął się w górę by sięgnąć warg, które zawsze dawały mu tyle rozkoszy. Musnął raz, drugi.. po czym opadł na poduszkę, a jego wzrok prosił o więcej. Louis'emu nie trzeba było mówić drugi raz...


Oparł swoje czoło o czoło Harry'ego i delikatnie wsunął język do jego buzi. Loczek wyszedł naprzeciw i rozpoczęli namiętną, pełną zachłanności bitwę o dominację.

...


- Loueh, kochajmy się. - wychrypiał Harry podczas, gdy jego partner skupiał się na gorących i nieustannych pocałunkach.

- Nie sądzę, że to dobry pomysł.. jesteś Hazz cały poobijany.. - odparł starszy chłopak i pokręcił kółko na czole.

- Ale ja chcę, Louis... Proszę? - mruknął cicho próbując wymusić na szatynie jakąś korzystną dla niego decyzję.

- 5 minut, daj mi pięć minut. - odpowiedział i zniknął za drzwiami kajuty.

*perspektywa BooBear*

Gdy patrzyłem na Harry'ego z sińcami pod oczami i rozciętą wargą czułem się winny. Nie mogłem pozwolić, aby jeszcze kiedykolwiek stała mu się krzywda. Nie mogłem pozwolić na to, by cierpiał. Opuściłem jego pokój i skierowałem się w stronę baru. Miałem nadzieję, że znajdę Nicka. Miałem zamiar jasno mu wytłumaczyć, jakim jest kretynem. Nie potrzebowałem do tego słów. Stanąłem w barze i rozejrzałem się dookoła. Właśnie podawał jakieś klientce piwo. Szybkim krokiem dotarłem do obranego celu. Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, a moja zaciśnięta pięść 'pogłaskała' jego twarz. Upadł na podłogę, a z nosa puściła mu się wąska strużka krwi. Otarłem policzki i wyszedłem z lokalu. Czułem satysfakcję mimo tego, że byłem uczony od dziecka, iż przemoc nie jest niczym dobrym.

Wróciłem pod pokład, nacisnąłem na klamkę od kajuty Harry'ego i wszedłem do środka. Loczek słodko spał wtulony w brązowy kocyk. To był jeden z tych widoków, które zapierały mi dech w piersiach. Unikalna chwila, która dawała mnóstwo radości. Przykucnąłem przy łóżku i poprawiłem opadające na jego skronie pasma pokręconych włosów. Mruknął cicho i delikatnie uchylił usta. Nie mam pojęcia ile czasu spędziłem na wpatrywaniu się w jego poharataną twarz, ale w końcu przebudził się i powitał mnie cudownym uśmiechem.

- Miałeś wrócić za pięć minut, Lou kłamczuchu... - szepnął zaspany i spojrzał w stronę okna. - Jezu Chryste, co Ci się stało? Dlaczego masz krew na rękach?

Zerwał się z łóżka, ale nie udało mu się zrobić kroku, bo ból go skrępował. Trzymał się za żebra, a w kącikach jego oczu zauważyłem drobne łezki.

- Och, to nic takiego, Harry. Widzisz, nie powinieneś wstawać. - odparłem i pomogłem mu położyć się z powrotem.

- Wytłumacz mi to. Byłeś u niego? Po co? Louis, po co? - odpowiedział Loczek, a ja nieco się zawstydziłem. Nie lubiłem rozmawiać o uczuciach. Nie byłem w tym dobry. Ani trochę...

- Nie chcę... - zacząłem - aby.. kiedykolwiek stała Ci się krzywda.. On na to zasłużył. Jesteś Harry ważny, bardzo ważny.. dla mnie. - wyznanie opuściło moje usta nim zdałem sobie sprawę z tego, co chcę powiedzieć.

- Jestem.. ważny dla.. Ciebie? - spytał cicho podnosząc głowę delikatnie do góry. Jego anielskie oczy lustrowały moją postać, jego malinowe usta drżały delikatnie, a On z czułością pochłaniał moje każde słowo...

-  Bardzo. - skwitowałem i wpiłem się w jego usta, modląc się, aby czuł to samo, co ja.

Po piętnastu minutach leżeliśmy obok siebie. Moje dłonie wodziły po jego klacie kręcąc na niej drobne kółeczka i zawijasy. Głowa Loczka odchylona była do tyłu, co ułatwiało mi drobne muśnięcia w szyję. Uwielbiałem to robić.

- Kochajmy się. - jęknął mi do ucha, gdy zaciskałem wargi na jego szyi. - Kochajmy się inaczej.

- Inaczej.. to znaczy jak? - zdziwiłem się na jego prośbę.

- Chcę, abyś potraktował mnie dziś, jak zwykłego klienta. Możesz to dla mnie zrobić? Chcę to poczuć, Lou. - wyjaśnił, a mi zrobiło się słabo.

- Nie jesteś zwykłym klientem, nie jesteś w ogóle klientem. Nie, Harry. - protestowałem, ale on był nie ugięty.

- Tylko jeden numerek, skarbie. - parsknął, a ja zrozumiałem, że tak czy siak... nie mam wyjścia. ;')

~*~

Grę wstępną mieliśmy za sobą, ja byłem przygotowany na wszystko, a Harry mega napalony. Idealnie, prawda? Miałem zachowywać się, jak w pracy, ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem patrzeć na niego, jak na zwykłego gościa z kasą, nie potrafiłem mówić do niego per pan, ani nie potrafiłem milczeć w jego towarzystwie. Miało być dziwnie...

W dodatku on był cały poobijany, a ja czułem, że mogę go skrzywdzić.

- Panie... - zaczął, gdy ściągnąłem spodnie. - Panie Tomlinson.. zapraszam. - wydusił z siebie, ale widziałem, że chce mu się śmiać. Mi właściwie też.

- Harry, to bez sensu... - mówiłem, ale on przystawiał mi palec do ust i szeptał mega podniecające 'shhhhhhhhhhhhh'.

Starałem się być subtelny. Całowałem jego szyję, obojczyk i okolice miejsc, które prawdopodobnie zostały dziś poturbowane przez Nicka. Chciałem dać mu tyle miłości, chciałem zabrać ból, jaki zagościł w tym chudym, ale jakże idealnym ciałku...

- Wejdź we mnie. Teraz. - jęknął, gdy pieściłem jego wejście. - Teraz, Louuuuuu.

- Muszę być ostrożny, Harry. - odpowiedziałem głośno, a on zachichotał.

- Pieprzyć to, pieprz mnie, jakbym był Ci coś winien, proszę - błagał, a ja nie potrafiłem się powstrzymać.

Wszedłem w niego bez większego przygotowania. Krzyczał bardzo mocno, a mnie ponosiła wyobraźnia. Nie traktowałem go, jak zwykłego klienta. Byłem brutalny, ale przecież tego chciał. Za każdym razem wypinał się coraz bardziej prosząc o więcej i więcej...

To był bardzo gorący seks.

- Możesz skończyć we mnie?

"Mhm"

Doszliśmy jednocześnie, ale to ja czułem satysfakcję.

Chwilę później byłem w jego ustach, w jego zajebiście cudownych i szalenie malinowych ustach. Rytmiczne ruchy Hazzy dopełnione przez moje pojękiwania doprowadziły mnie do granicy z niebem. Czułem, że znów dochodzę... znów.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki, puszysty brunet w średnim wieku... prędko odskoczyłem na bok i nakryłem się kołdrą.

- Harry, co to ma być? - krzyknął i rzucił w nas jakim czasopismem dla nastolatek...

Od autorki: Hej ;) przepraszam za zwłokę. LARRY SHIPPERS -> larryshippers.blogspot.com lista shipperek :) możecie się zapisać? Będę wdzięczna. 

sobota, 1 grudnia 2012

SHOT ~ "Cuts"

Od autorki: Hej, zapraszam Was do przeczytania czegoś, co napisałam kilka chwil temu na spontana. NIE MA ZWIĄZKU Z OPOWIADANIEM. Przepraszam, że dodaje tutaj, ale na larryisreal pojawił się dziś rozdział i tam nie mogę już nic opublikować. :)  Jest krótki, więc nie zabierze Wam dużo czasu, fragmenty piosenek są ważne. Możecie włączyć też muzykę: KLIK enjoy x

Cuts. / Inspirowane piosenką Rihanny pt. „ Love the way you lie. Part II “
Interpretujcie, jak chcecie. Może być o Larrym.

“ On the first page of our story, the future seems so bright.
And this thing turned out so evil, I don't know why I'm still surprised.
Even angels have their wicked schemes and you take death to new extremes.
But you'll always be my hero, even though you lost your mind.

[ Na pierwszej stronie naszej historii przyszłość wydawała się tak jasna
Później to wszystko okazało się tak złe, nie wiem dlaczego wciąż jestem zaskoczona
Nawet anioły mają swoje nikczemne intrygi i zabrałeś to w nową skrajność
Ale ty zawsze będziesz moim bohaterem nawet jeśli postradałeś zmysły. ] „

Kiedy się poznaliśmy było łatwiej. Czułeś do mnie to, co czułem ja do Ciebie. Przynajmniej tak wtedy mówiłeś. Mówiłeś, że kochasz. Mówiłeś „i’m here for you”. Gdzie są te słowa?

Co mam zrobić teraz? Siedzę na twardym krześle, a nad moją głową wisi biały topór. Sięgam po niego, ale on tkwi nieruchomy.. dlaczego nie spadnie? Dlaczego nadal trwam w tym bólu?

Dlaczego dziwi mnie to, co się stało? Powinienem być przygotowany na to, że odejdziesz. Przygotowany na to, że któregoś dnia nie będę mógł ucałować Twojego policzka. Byłeś moim aniołem, byłeś tym, kto podnosił zmoknięte skrzydła. Byłeś kimś, w kogo chciałem wierzyć. Byłeś kimś, kto dawał mi nadzieję na lepsze dni. Byłeś tu… i nadal jesteś w moim sercu, jesteś moim bohaterem bez względu na to, jakie decyzje podejmujesz. Posłuchaj, zawsze Cię kochałem.

Sięgam po żyletkę. To dopiero pierwszy krok, najtrudniejszy. Zastanawiam się, czy zwykłe kreski wystarczą. Nie. Wiem, że zasługujesz na coś więcej. Zwykłe ‘love you’ wyryte w skórze to za mało, prawda? Myślę…  6 perfekcyjnych kresek tworzących serduszko na moim udzie.
Krew..

Just gonna stand there and watch me burn,
But that's alright because I like the way it hurts.
Just gonna stand there and hear me cry,
But that's alright because I love the way you lie, I love the way you lie.
I love the way you lie.

[Po prostu stój i patrz, jak płonę
Ale, dobrze, bo lubię sposób w jaki to boli
Po prostu stój i słuchaj jak płaczę
Ale, dobrze, bo kocham sposób w jaki kłamiesz
kocham sposób w jaki kłamiesz
kocham sposób w jaki kłamiesz ]

Spójrz na mnie, nie unikaj kontaktu wzrokowego. To naprawdę nic takiego. Nie jesteśmy sobie bliscy, bo takie decyzje podjąłeś. Czy to moja wina? Czy ja kazałem Ci odejść? Walczyłem do końca. Nie poddawałem się. Jedyne ukojenie dawały mi kreski, kreski z myślą o Tobie, wiesz?

Moje serduszko na udzie prawie się zagoiło. Nic o nim nie wiesz, bo nie ma Cię w moim życiu, błądzę w dwóch sferach. Modlę się o to by nie musieć się budzić co rano, ale jestem tchórzem, już dawno powinienem skończyć z samym sobą. Powinienem..

Lubię ból, jaki dają mi cięcia. Pojedyncze, podwójne, potrójne, a nawet te które tworzą bezkształtne serduszka, czy napisy. Patrz na mnie, jak to robię.

Nie rozumiem dlaczego mnie kłamiesz. Dzwonię do Ciebie w środku nocy, a Ty odkładasz słuchawkę. Niszczysz mnie i siebie zarazem. Potrzebuję Cię, jak ryba wody. Potrzebuję Cię, jak tlenu. Znikasz.. odchodzisz..

.. a ja widzę tylko pokaleczone palce i gęstą krew..

Ma dziwny smak.

Now this gravel in our voices, glass is shattered from the fight.
In this tug of war, you'll always win, even when I'm right.
Cause you feed me fables from your hand,
With violet words and empty threats and it's sick that all these
 battles are what keeps me satisfied.

[Teraz w naszych głosach jest żwir, szklanki stłuczone przez walki
W tych zawodach przeciągania liny zawsze wygrasz, nawet jeśli mam rację
Bo karmisz mnie pierwszymi lepszymi bajkami, ze słowami przemocy i pustymi groźbami
To jest chore, że te wszystkie bitwy to to, co mnie utrzymuje zadowoloną ]

Boli mnie świadomość, że Cię straciłem, że należysz teraz do kogoś innego. Ale przecież jestem sam sobie winny, prawda? Przecież nikt nie mówił, że będziesz dla mnie na zawsze. Wspominam naszą datę. To był listopad, zrozumiałem, że jesteś jedyną osobą której pragnę. Zrozumiałem, że Ty też mnie kochasz. Dlaczego zabrałeś mi to? Dlaczego tak nagle straciłeś wiarę w nas?

Kiedy zrozumiesz, że ja nigdy nie przestanę Cię kochać? W mojej głowie jest pustka, ale to przecież Ty masz rację. Bez znaczenia, co mówiłeś.. ja chciałem w to wierzyć, ja chciałem, bo wiedziałem, że przez życie łatwiej iść razem. Nasze kłótnie stawały się coraz ostrzejsze, bez znaczenia o co.
Moja ręka jest cała w sznytach. Nie boli, uwierz. Zawsze mówiłeś, że nigdy nie dopuściłbyś się cięcia. Tym chyba się różnimy, mi to pomaga. Bo kiedy nie mam Ciebie to przynajmniej nie boli mnie serce, a pocięta skóra.

Krwawię wewnętrznie i zewnętrznie.

Kolejna kreska na biodrze. I druga na zgięciu ręki, przysięgam… nie boli.

So maybe I'm a masochist
I try to run but I don't wanna ever leave.
Til the walls are goin' up in smoke with all our memories.

[Więc może jestem masochistką, próbuję uciekać ale nie chcę nigdy odejść
Dopóki budujemy te ściany, w dymie naszych wspomnień ]

Lubię ten ból. Daje mi satysfakcje mimo, że wiem, iż to złe. Co z tego? Kocham Cię, a jeśli Cię kocham i jednocześnie nie mogę Cię mieć to po co tu jestem? Dlaczego odszedłeś? Moje ręce zaczynają piec.. rany zaczynają dawać o sobie znaki..

… wróć ! Jesteś moim jedynym antidotum. Może jestem masochistą, który żyje wspomnieniami. Ale to Ty mnie tego nauczyłeś. To Ty nauczyłeś mnie patrzeć na świat w inny sposób. Dzięki Tobie zrozumiałem, że człowiek jest człowiekiem, bez względu na to w jaki sposób okazuje swą miłość.

Cuts cuts cuts..

To już przestaje działać, a nadal w tym trwam. Moja pościel jest cała we krwi, ale Ciebie tu nie ma. No to.. gdzie jesteś? Gdzie zniknąłeś? Wróć, proszę.

Dotykam naszego wspólnego zdjęcia. Jest takie.. wspaniałe, przepełnione uczuciem. Byliśmy szczęśliwi. Pamiętasz?

Byłeś moim aniołkiem, jedynym na świecie aniołkiem. Ja dla Ciebie też znaczyłem wiele. Co się z nami stało? 

Kolejna kreska. 

Nie czuję już bólu.

Uzależnienie.

„Kocham Cię”
„Baby, without you, I'm nothing, I'm so lost, hug me
then tell me how ugly I am, but that you'll always love me.

[Kochanie, bez ciebie jestem nikim, jestem taki zagubiony, przytul mnie
Potem powiedz mi jak okropny jestem ale że mimo tego zawsze będziesz mnie kochać. ]

Na zawsze będziesz w moim sercu, będziesz tu gdzie powinieneś być cały czas. Do czasu, gdy nacisnę żyletkę zbyt mocno, wtedy wszystko zniknie. Chciałbym Cię przytulić ostatni raz, chciałbym poczuć, jak bardzo mnie kochałeś. Chciałbym Cię mieć.

Tracę zmysły, kocham Cię. 

"Nie mów, że jesteś jeśli mówisz, że kochasz."