niedziela, 23 grudnia 2012

016.


Uwaga: W dalszej części rozdziału znajduje się scena +18, więc jeśli nie masz ochoty czytać to wiesz, co robić :))

Louis stał przez kilka minut totalnie zamroczony, jego policzki były mokre od słonych łez, które niczym potok nabierały na sile. Gdy dotarło do niego, co się stało prędko wykręcił numer do swojego przyjaciela Nicka, ale ten nie odbierał. Chciał prosić go o wezwanie lekarza, o jakąś szybką i natychmiastową pomoc. Rzucił telefonem w ścianę i pochylił się nad leżącym Harrym. Wokół było pełno krwi, biała pościel zmieniła swoją barwę, a twarz chłopaka nie przypominała już tej rozkosznej słodyczy.

Szramy, zadrapania... rozcięta warga.

Louis nie miał pojęcia, kto dopuścił się takiego czynu.

- Harry, kochanie.. słyszysz mnie? Harry odezwij się - łkał nad pochylonym dzieciakiem, jednocześnie błagając o to, by ktoś mu pomógł.

- Lou? - szepnął Styles uchylając lekko powieki. - Lou, to Ty?

- Harry, jak się czujesz? Zabieram Cię na pokład do lekarza, kto Ci to zrobił? - Tomlinson zadawał mnóstwo pytań, a Harry nie był na siłach odpowiadać.

- Twarz, boli... mnie... trochę twarz...  i żebra.. - mówił spowolnionym tempem, a na czole Louis'ego rysowały się lekkie zmarszczki, które były wynikiem zmartwienia. - Nick... on był... ja myślałem, że to Ty przyszedłeś wcześniej.. ja..

- Kurwa! - Louis krzyknął słysząc, kim jest napastnik Harry'ego, po czym zerwał się na równe nogi. Okrył chłopaka kocem, wziął na ręce i opuścił kajutę.

~*~

W ciągu pół godziny Harry został opatrzony i starannie zbadany. Louis modlił się, aby chłopakowi nic poważnego nie dolegało.

- Pan jest z rodziny? - szepnęła wysoka pielęgniarka, trącając zamyślonego Louis'ego w ramię.

- Można tak powiedzieć, co z nim? - odpowiedział szatyn, a jego spojrzenie błagało o dobre wieści.

- Pobicie, stłuczenie... nie jest źle, ale naprawdę niewiele brakowało, aby pan Styles skończył tragicznie. - po tych słowach Tommo złapał głębszy oddech i potarł swoje czoło.

- Dziękuje, bardzo dziękuje.

~*~

Harry wiedział, dlaczego doszło do przemocy. Wiedział, że Nick czuje coś do swojego przyjaciela. Wiedział, że Nick wie, że Harry też darzy Louis'ego czymś więcej. Cała trójka miała świadomość tego, co się dzieje, ale nikt nie podjął tematu. Wszyscy się bali. To tak jakby strach przed porażką.

Louis dopiero po chwili połączył wszystkie fakty w całość. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że walka toczyła się o... niego. W jego głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze. Dziękował Bogu, że udało mu przyjść do Harry'ego na czas. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej.

- Jak się czujesz? - szepnął i poprawił okład zalegający na twarzy Loczka.

Harry kaszlnął i wywrócił oczami.

- Loueh, pytasz mnie o to już trzydziesty raz w ciągu pięciu minut. - odpowiedział chłopak i złapał Tomlinsona za rękę. - Ale to nic, bardzo to w Tobie lubię.

Louis poczuł, że jego policzki nabierają czerwonej barwy, a serce łomocze, jak szalone.

Ale przecież wcale się nie zakochiwał.

Wcale nie był zakochany.

To, co powstało między nim, a Harrym nie było niczym ważnym.

BULLSHIT

Bullshit... i Louis doskonale o tym wiedział. Doskonale wiedział, że stałe oszukiwanie się nie prowadzi do niczego dobrego. Wiedział, ale nie mógł się przełamać. Chciał opowiedzieć Harry'emu całą swoją historię. Począwszy od trudnej sytuacji materialnej w domu do rejsu i poznania miłości swego życia. Chciał, ale nie umiał...

Może po prostu się bał.

Harry również wiedział, że ich znajomość nie jest normalną znajomością. Wprawdzie można rzec, że łączył ich seks. Przecież obaj byli tego świadomi, ale...

Oprócz tych cielesnych, fizycznych doznań istniała też magia uczuć zwana chemią... a chemia była między nimi bardzo, ale to bardzo intensywna. 

- Lou, pocałuj mnie. - głos Harry'ego przebił głuchą ciszę, która przeszywała kajutę. - Po prostu podejdź tu i mnie pocałuj.

Tommo nic nie odpowiedział. Jego ruchy były powolne i delikatne. Stawiał kroki bardzo przemyslanei, jakby przygotowując się do wykonania poleconego mu zadania.

Usiadł na skraju materaca i przyjrzał się pobitemu chłopakowi. Jego serce krajało się na ten widok, ale próbował nie dawać po sobie poznać smutku. W końcu było z czego się cieszyć. Przejechał subtelnie palcem po rozciętej wardze Harry'ego, aż ten syknął z bólu.

- Wybacz, Harry. - szepnął patrząc mu w oczy. - wybacz, ale nie mogę Cię skrzywdzić. Dziś otrzymałeś zbyt dużą dawkę bólu.

- Loueh, o czym Ty mówisz? - spytał młodszy chłopak, a jego czoło zamieniło się w kilka drobnych fałdek.

Długo nie dostawał odpowiedzi, więc chwycił rękoma koszulkę swojego towarzysza i mimo totalnego braku sił wspiął się w górę by sięgnąć warg, które zawsze dawały mu tyle rozkoszy. Musnął raz, drugi.. po czym opadł na poduszkę, a jego wzrok prosił o więcej. Louis'emu nie trzeba było mówić drugi raz...


Oparł swoje czoło o czoło Harry'ego i delikatnie wsunął język do jego buzi. Loczek wyszedł naprzeciw i rozpoczęli namiętną, pełną zachłanności bitwę o dominację.

...


- Loueh, kochajmy się. - wychrypiał Harry podczas, gdy jego partner skupiał się na gorących i nieustannych pocałunkach.

- Nie sądzę, że to dobry pomysł.. jesteś Hazz cały poobijany.. - odparł starszy chłopak i pokręcił kółko na czole.

- Ale ja chcę, Louis... Proszę? - mruknął cicho próbując wymusić na szatynie jakąś korzystną dla niego decyzję.

- 5 minut, daj mi pięć minut. - odpowiedział i zniknął za drzwiami kajuty.

*perspektywa BooBear*

Gdy patrzyłem na Harry'ego z sińcami pod oczami i rozciętą wargą czułem się winny. Nie mogłem pozwolić, aby jeszcze kiedykolwiek stała mu się krzywda. Nie mogłem pozwolić na to, by cierpiał. Opuściłem jego pokój i skierowałem się w stronę baru. Miałem nadzieję, że znajdę Nicka. Miałem zamiar jasno mu wytłumaczyć, jakim jest kretynem. Nie potrzebowałem do tego słów. Stanąłem w barze i rozejrzałem się dookoła. Właśnie podawał jakieś klientce piwo. Szybkim krokiem dotarłem do obranego celu. Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, a moja zaciśnięta pięść 'pogłaskała' jego twarz. Upadł na podłogę, a z nosa puściła mu się wąska strużka krwi. Otarłem policzki i wyszedłem z lokalu. Czułem satysfakcję mimo tego, że byłem uczony od dziecka, iż przemoc nie jest niczym dobrym.

Wróciłem pod pokład, nacisnąłem na klamkę od kajuty Harry'ego i wszedłem do środka. Loczek słodko spał wtulony w brązowy kocyk. To był jeden z tych widoków, które zapierały mi dech w piersiach. Unikalna chwila, która dawała mnóstwo radości. Przykucnąłem przy łóżku i poprawiłem opadające na jego skronie pasma pokręconych włosów. Mruknął cicho i delikatnie uchylił usta. Nie mam pojęcia ile czasu spędziłem na wpatrywaniu się w jego poharataną twarz, ale w końcu przebudził się i powitał mnie cudownym uśmiechem.

- Miałeś wrócić za pięć minut, Lou kłamczuchu... - szepnął zaspany i spojrzał w stronę okna. - Jezu Chryste, co Ci się stało? Dlaczego masz krew na rękach?

Zerwał się z łóżka, ale nie udało mu się zrobić kroku, bo ból go skrępował. Trzymał się za żebra, a w kącikach jego oczu zauważyłem drobne łezki.

- Och, to nic takiego, Harry. Widzisz, nie powinieneś wstawać. - odparłem i pomogłem mu położyć się z powrotem.

- Wytłumacz mi to. Byłeś u niego? Po co? Louis, po co? - odpowiedział Loczek, a ja nieco się zawstydziłem. Nie lubiłem rozmawiać o uczuciach. Nie byłem w tym dobry. Ani trochę...

- Nie chcę... - zacząłem - aby.. kiedykolwiek stała Ci się krzywda.. On na to zasłużył. Jesteś Harry ważny, bardzo ważny.. dla mnie. - wyznanie opuściło moje usta nim zdałem sobie sprawę z tego, co chcę powiedzieć.

- Jestem.. ważny dla.. Ciebie? - spytał cicho podnosząc głowę delikatnie do góry. Jego anielskie oczy lustrowały moją postać, jego malinowe usta drżały delikatnie, a On z czułością pochłaniał moje każde słowo...

-  Bardzo. - skwitowałem i wpiłem się w jego usta, modląc się, aby czuł to samo, co ja.

Po piętnastu minutach leżeliśmy obok siebie. Moje dłonie wodziły po jego klacie kręcąc na niej drobne kółeczka i zawijasy. Głowa Loczka odchylona była do tyłu, co ułatwiało mi drobne muśnięcia w szyję. Uwielbiałem to robić.

- Kochajmy się. - jęknął mi do ucha, gdy zaciskałem wargi na jego szyi. - Kochajmy się inaczej.

- Inaczej.. to znaczy jak? - zdziwiłem się na jego prośbę.

- Chcę, abyś potraktował mnie dziś, jak zwykłego klienta. Możesz to dla mnie zrobić? Chcę to poczuć, Lou. - wyjaśnił, a mi zrobiło się słabo.

- Nie jesteś zwykłym klientem, nie jesteś w ogóle klientem. Nie, Harry. - protestowałem, ale on był nie ugięty.

- Tylko jeden numerek, skarbie. - parsknął, a ja zrozumiałem, że tak czy siak... nie mam wyjścia. ;')

~*~

Grę wstępną mieliśmy za sobą, ja byłem przygotowany na wszystko, a Harry mega napalony. Idealnie, prawda? Miałem zachowywać się, jak w pracy, ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem patrzeć na niego, jak na zwykłego gościa z kasą, nie potrafiłem mówić do niego per pan, ani nie potrafiłem milczeć w jego towarzystwie. Miało być dziwnie...

W dodatku on był cały poobijany, a ja czułem, że mogę go skrzywdzić.

- Panie... - zaczął, gdy ściągnąłem spodnie. - Panie Tomlinson.. zapraszam. - wydusił z siebie, ale widziałem, że chce mu się śmiać. Mi właściwie też.

- Harry, to bez sensu... - mówiłem, ale on przystawiał mi palec do ust i szeptał mega podniecające 'shhhhhhhhhhhhh'.

Starałem się być subtelny. Całowałem jego szyję, obojczyk i okolice miejsc, które prawdopodobnie zostały dziś poturbowane przez Nicka. Chciałem dać mu tyle miłości, chciałem zabrać ból, jaki zagościł w tym chudym, ale jakże idealnym ciałku...

- Wejdź we mnie. Teraz. - jęknął, gdy pieściłem jego wejście. - Teraz, Louuuuuu.

- Muszę być ostrożny, Harry. - odpowiedziałem głośno, a on zachichotał.

- Pieprzyć to, pieprz mnie, jakbym był Ci coś winien, proszę - błagał, a ja nie potrafiłem się powstrzymać.

Wszedłem w niego bez większego przygotowania. Krzyczał bardzo mocno, a mnie ponosiła wyobraźnia. Nie traktowałem go, jak zwykłego klienta. Byłem brutalny, ale przecież tego chciał. Za każdym razem wypinał się coraz bardziej prosząc o więcej i więcej...

To był bardzo gorący seks.

- Możesz skończyć we mnie?

"Mhm"

Doszliśmy jednocześnie, ale to ja czułem satysfakcję.

Chwilę później byłem w jego ustach, w jego zajebiście cudownych i szalenie malinowych ustach. Rytmiczne ruchy Hazzy dopełnione przez moje pojękiwania doprowadziły mnie do granicy z niebem. Czułem, że znów dochodzę... znów.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki, puszysty brunet w średnim wieku... prędko odskoczyłem na bok i nakryłem się kołdrą.

- Harry, co to ma być? - krzyknął i rzucił w nas jakim czasopismem dla nastolatek...

Od autorki: Hej ;) przepraszam za zwłokę. LARRY SHIPPERS -> larryshippers.blogspot.com lista shipperek :) możecie się zapisać? Będę wdzięczna. 

sobota, 1 grudnia 2012

SHOT ~ "Cuts"

Od autorki: Hej, zapraszam Was do przeczytania czegoś, co napisałam kilka chwil temu na spontana. NIE MA ZWIĄZKU Z OPOWIADANIEM. Przepraszam, że dodaje tutaj, ale na larryisreal pojawił się dziś rozdział i tam nie mogę już nic opublikować. :)  Jest krótki, więc nie zabierze Wam dużo czasu, fragmenty piosenek są ważne. Możecie włączyć też muzykę: KLIK enjoy x

Cuts. / Inspirowane piosenką Rihanny pt. „ Love the way you lie. Part II “
Interpretujcie, jak chcecie. Może być o Larrym.

“ On the first page of our story, the future seems so bright.
And this thing turned out so evil, I don't know why I'm still surprised.
Even angels have their wicked schemes and you take death to new extremes.
But you'll always be my hero, even though you lost your mind.

[ Na pierwszej stronie naszej historii przyszłość wydawała się tak jasna
Później to wszystko okazało się tak złe, nie wiem dlaczego wciąż jestem zaskoczona
Nawet anioły mają swoje nikczemne intrygi i zabrałeś to w nową skrajność
Ale ty zawsze będziesz moim bohaterem nawet jeśli postradałeś zmysły. ] „

Kiedy się poznaliśmy było łatwiej. Czułeś do mnie to, co czułem ja do Ciebie. Przynajmniej tak wtedy mówiłeś. Mówiłeś, że kochasz. Mówiłeś „i’m here for you”. Gdzie są te słowa?

Co mam zrobić teraz? Siedzę na twardym krześle, a nad moją głową wisi biały topór. Sięgam po niego, ale on tkwi nieruchomy.. dlaczego nie spadnie? Dlaczego nadal trwam w tym bólu?

Dlaczego dziwi mnie to, co się stało? Powinienem być przygotowany na to, że odejdziesz. Przygotowany na to, że któregoś dnia nie będę mógł ucałować Twojego policzka. Byłeś moim aniołem, byłeś tym, kto podnosił zmoknięte skrzydła. Byłeś kimś, w kogo chciałem wierzyć. Byłeś kimś, kto dawał mi nadzieję na lepsze dni. Byłeś tu… i nadal jesteś w moim sercu, jesteś moim bohaterem bez względu na to, jakie decyzje podejmujesz. Posłuchaj, zawsze Cię kochałem.

Sięgam po żyletkę. To dopiero pierwszy krok, najtrudniejszy. Zastanawiam się, czy zwykłe kreski wystarczą. Nie. Wiem, że zasługujesz na coś więcej. Zwykłe ‘love you’ wyryte w skórze to za mało, prawda? Myślę…  6 perfekcyjnych kresek tworzących serduszko na moim udzie.
Krew..

Just gonna stand there and watch me burn,
But that's alright because I like the way it hurts.
Just gonna stand there and hear me cry,
But that's alright because I love the way you lie, I love the way you lie.
I love the way you lie.

[Po prostu stój i patrz, jak płonę
Ale, dobrze, bo lubię sposób w jaki to boli
Po prostu stój i słuchaj jak płaczę
Ale, dobrze, bo kocham sposób w jaki kłamiesz
kocham sposób w jaki kłamiesz
kocham sposób w jaki kłamiesz ]

Spójrz na mnie, nie unikaj kontaktu wzrokowego. To naprawdę nic takiego. Nie jesteśmy sobie bliscy, bo takie decyzje podjąłeś. Czy to moja wina? Czy ja kazałem Ci odejść? Walczyłem do końca. Nie poddawałem się. Jedyne ukojenie dawały mi kreski, kreski z myślą o Tobie, wiesz?

Moje serduszko na udzie prawie się zagoiło. Nic o nim nie wiesz, bo nie ma Cię w moim życiu, błądzę w dwóch sferach. Modlę się o to by nie musieć się budzić co rano, ale jestem tchórzem, już dawno powinienem skończyć z samym sobą. Powinienem..

Lubię ból, jaki dają mi cięcia. Pojedyncze, podwójne, potrójne, a nawet te które tworzą bezkształtne serduszka, czy napisy. Patrz na mnie, jak to robię.

Nie rozumiem dlaczego mnie kłamiesz. Dzwonię do Ciebie w środku nocy, a Ty odkładasz słuchawkę. Niszczysz mnie i siebie zarazem. Potrzebuję Cię, jak ryba wody. Potrzebuję Cię, jak tlenu. Znikasz.. odchodzisz..

.. a ja widzę tylko pokaleczone palce i gęstą krew..

Ma dziwny smak.

Now this gravel in our voices, glass is shattered from the fight.
In this tug of war, you'll always win, even when I'm right.
Cause you feed me fables from your hand,
With violet words and empty threats and it's sick that all these
 battles are what keeps me satisfied.

[Teraz w naszych głosach jest żwir, szklanki stłuczone przez walki
W tych zawodach przeciągania liny zawsze wygrasz, nawet jeśli mam rację
Bo karmisz mnie pierwszymi lepszymi bajkami, ze słowami przemocy i pustymi groźbami
To jest chore, że te wszystkie bitwy to to, co mnie utrzymuje zadowoloną ]

Boli mnie świadomość, że Cię straciłem, że należysz teraz do kogoś innego. Ale przecież jestem sam sobie winny, prawda? Przecież nikt nie mówił, że będziesz dla mnie na zawsze. Wspominam naszą datę. To był listopad, zrozumiałem, że jesteś jedyną osobą której pragnę. Zrozumiałem, że Ty też mnie kochasz. Dlaczego zabrałeś mi to? Dlaczego tak nagle straciłeś wiarę w nas?

Kiedy zrozumiesz, że ja nigdy nie przestanę Cię kochać? W mojej głowie jest pustka, ale to przecież Ty masz rację. Bez znaczenia, co mówiłeś.. ja chciałem w to wierzyć, ja chciałem, bo wiedziałem, że przez życie łatwiej iść razem. Nasze kłótnie stawały się coraz ostrzejsze, bez znaczenia o co.
Moja ręka jest cała w sznytach. Nie boli, uwierz. Zawsze mówiłeś, że nigdy nie dopuściłbyś się cięcia. Tym chyba się różnimy, mi to pomaga. Bo kiedy nie mam Ciebie to przynajmniej nie boli mnie serce, a pocięta skóra.

Krwawię wewnętrznie i zewnętrznie.

Kolejna kreska na biodrze. I druga na zgięciu ręki, przysięgam… nie boli.

So maybe I'm a masochist
I try to run but I don't wanna ever leave.
Til the walls are goin' up in smoke with all our memories.

[Więc może jestem masochistką, próbuję uciekać ale nie chcę nigdy odejść
Dopóki budujemy te ściany, w dymie naszych wspomnień ]

Lubię ten ból. Daje mi satysfakcje mimo, że wiem, iż to złe. Co z tego? Kocham Cię, a jeśli Cię kocham i jednocześnie nie mogę Cię mieć to po co tu jestem? Dlaczego odszedłeś? Moje ręce zaczynają piec.. rany zaczynają dawać o sobie znaki..

… wróć ! Jesteś moim jedynym antidotum. Może jestem masochistą, który żyje wspomnieniami. Ale to Ty mnie tego nauczyłeś. To Ty nauczyłeś mnie patrzeć na świat w inny sposób. Dzięki Tobie zrozumiałem, że człowiek jest człowiekiem, bez względu na to w jaki sposób okazuje swą miłość.

Cuts cuts cuts..

To już przestaje działać, a nadal w tym trwam. Moja pościel jest cała we krwi, ale Ciebie tu nie ma. No to.. gdzie jesteś? Gdzie zniknąłeś? Wróć, proszę.

Dotykam naszego wspólnego zdjęcia. Jest takie.. wspaniałe, przepełnione uczuciem. Byliśmy szczęśliwi. Pamiętasz?

Byłeś moim aniołkiem, jedynym na świecie aniołkiem. Ja dla Ciebie też znaczyłem wiele. Co się z nami stało? 

Kolejna kreska. 

Nie czuję już bólu.

Uzależnienie.

„Kocham Cię”
„Baby, without you, I'm nothing, I'm so lost, hug me
then tell me how ugly I am, but that you'll always love me.

[Kochanie, bez ciebie jestem nikim, jestem taki zagubiony, przytul mnie
Potem powiedz mi jak okropny jestem ale że mimo tego zawsze będziesz mnie kochać. ]

Na zawsze będziesz w moim sercu, będziesz tu gdzie powinieneś być cały czas. Do czasu, gdy nacisnę żyletkę zbyt mocno, wtedy wszystko zniknie. Chciałbym Cię przytulić ostatni raz, chciałbym poczuć, jak bardzo mnie kochałeś. Chciałbym Cię mieć.

Tracę zmysły, kocham Cię. 

"Nie mów, że jesteś jeśli mówisz, że kochasz."

środa, 21 listopada 2012

015.


Harry mógł czuć strach, mógł czuć zażenowanie i smutek, ale w tym momencie te emocje nie miały szansy, aby przebić się przez jego miłosne upojenie.

Był oczarowany obecnością Louis'ego. 
Był szczęśliwy, że ma przy sobie kogoś takiego, jak On.

Czy ktokolwiek mógłby to zepsuć?

Harry nie zastanawiał się nad tym przesadnie długo, co prawda przeszło mu to przez myśl, ale ostatecznie skierował się w stronę obranego wcześniej celu, jakim był bufet.

Po drodze minął jedną z dziewczyn, która prawdopodobnie poznała go podczas którejś z zabaw pokładowych. On niestety jej nie pamiętał. Niestety, a może i 'stety', bo wymienianie śliny z kimś innym niż Louis było dla niego obecnie czymś okropnie ohydnym.

Dawniej był flirciarzem, leciał na każdą blond laskę z wytatuowanymi pośladkami. No dobra, może dziary nie były konieczne, ale taką etykietkę przyczepił mu zarząd managementu. Głównie pani J., której nienawidził z całego serca. To ona go zrujnowała, to ona uczyniła z niego maszynę do robienia pieniędzy. A przecież Harry, był tylko bezbronnym, nastoletnim chłopcem, którego pasja do muzyki i talent przerosły najśmielsze oczekiwania..

Louis otworzył oczy, a lekkie promyki światła podrażniły jego źrenice. Powieki mimo woli opadły, a on po omacku zbadał teren łóżka. Poczuł, że strona Harry'ego jest jeszcze ciepła..

"Pewnie niedawno wyszedł" 

- pomyślał i zatopił się w poduszce. Nie miał w tym momencie na tyle sił, aby podnieść swą ciężką od marzeń i pragnień głowę.  Ponownie obudził go zapach kawy, który stopniowo docierał do jego nozdrzy.

-Hazz, co tak pachnie?  -mruknął, otwierając tylko jedno oko. Spowodował tym, że zawartość kubka pokręconego nastolatka wylądowała na kremowym dywanie i we wspaniały sposób zaczęła w niego wsiąkać.. 

-To była kawa, Lou. - zaśmiał się przez łzy Harry i wyciągnął z szafki papierowy ręcznik. - Teraz będziesz musiał podzielić się ze mną swoją. 

- Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł zaspany szatyn nie wypuszczając z objęć poduszki. - Dlaczego tak szybko wstałeś? Chodź do mnie..

- Louis, dziś jest środa, pracujesz.. - odparł zasmucony, po czym zniknął na moment na korytarzu. Louis nie wiedział, co było tego przyczyną.

A tak naprawdę Harry musiał ochłonąć, musiał sobie wewnętrznie z tym poradzić. Przykucnął pod drzwiami i objął rękoma swój brzuch. Czuł się, jak pięcioletnie dziecko, któremu mama nie pozwoliła czegoś zrobić. Nie mógł pogodzić się z faktem, że dziś znów.. jacyś obcy mężczyźni będą dotykać jego Louis'ego..

- Dobrze się czujesz, Hazz? - usłyszał za plecami głos Tomlinsona. - Dlaczego trzymasz się w tym miejscu? Pokaż! Nic Ci nie jest?

- Och Lou, mam się dobrze. Po prostu zakręciło mi się w głowie.. - skłamał, choć wiedział, że to nie prowadzi do niczego dobrego, do niczego..

Harry mógłby dłużej się upierać przy tym, że jeszcze przez "momencik" pobędzie na korytarzu oraz przy tym, że poradzi sobie, bo nic mu nie jest. Mógłby, ale silne dłonie Lou pochwyciły jego chude ciałko i w najsubtelniejszy sposób świata ułożyły na miękkiej pościeli.

- Nie próbuj dziś wstawać. Źle wyglądasz, martwię się.. - szepnął starszy chłopak i złożył na jego ustach malutkiego całuska.

~*~

Nadszedł wieczór.

Harry tak, jak obiecał Louis'emu cały swój dzień spędził pod ciepłą, puchatą kołderką mimo, że tak naprawdę nic mu nie dolegało. Ale przecież nie mógł wyznać, że chodziło o czystą, namiętną zazdrość. Nie mógł wydać swoich uczuć. I tak, już czuł się upokorzony. Wiedział, że Tomlinson pracuje w tym zawodzie dla kasy, nie przyjemności, więc tym bardziej w swoim prywatnym życiu nie może być gejem. Harry tak myślał, ale jego podświadomość wysuwała całkiem inne wnioski.

"Pieprzył się z Tobą po godzinach, to znaczy coś więcej "


" On dotyka tylko Ciebie w taki sposób"


" Jedynym mężczyzną, który był w jego kajucie jesteś Ty "

 

"Harreh, nie oszukuj się, zakochałeś się w nim "


Loczkowi wcale to nie pomagało w zaakceptowaniu sytuacji, w jakiej się właśnie znalazł. Czasem życie nie pozwala nam na dokonywanie wyborów. Czasem to los decyduje o tym, kto pojawia się w naszym życiu, ale ostateczny wybór, kto w nim pozostanie należy do nas. Prawda boli jeden raz, a cukierkowe kłamstwa zawsze. Czym jest ryzyko?

Louis spędził dzień w pracy..

No dobra, obsłużył kilku klientów i wcale nie czuł się z tym dobrze. Był zły na samego siebie, na swój los, przeznaczenie i fatum.. nie mógł pogodzić się z faktem, że w ten sposób traci kogoś na kim ostatnimi czasy zaczęło mu zależeć. Zależeć bardziej niż powinno, prawda?

Wiedział, że Harry nie jest zadowolony z jego profesji... Ale przecież Harry niczego nie rozumiał, Harry nie znal jego sytuacji materialnej, nie znał historii Lottie, ani historii jego matki. Harry mógł myśleć, że jest on zwykłą męską dziwką.

Ale czy tak było?

"Nie"
"Tak"

Oczywiście, że nie.

~*~

Louis doczołgał się do swojej kajuty około godziny dwudziestej drugiej, był tak bardzo zmęczony, że nie miał ochoty na nic, ale myśl o samotnym Harrym przytłaczała go. Postanowił, że odwiedzi Loczka i przeprosi za całodniową nieobecność. Wziął prędki prysznic, przebrał się i wyszedł z pokoju. Po drodze spotkał swojego przyjaciela. Nick był dziwnie zaniepokojony i jakiś nieswój. Louis uznał, że to sprawka tej całej sytuacji, więc postanowił nie wnikać w szczegóły.

Poprawił swój błękitny kardiganek, wsunął telefon do tylnej kieszeni dżinsów i nacisnął na klamkę. Zdziwiło go bardzo, gdy drzwi nie otworzyły się. Początkowo myślał, że Harry jest w środku i po prostu śpi, ale nasłuchiwał przez moment, czy z wnętrza kajuty dochodzą jakieś odgłosy. Odpowiadała mu niezmącona cisza.

Zrezygnowany i przytłoczony udał się na górny pokład. Zdecydował wykorzystać okazję na obserwację gwiazd, a przy okazji odnalezienie Harry'ego. Długo błądził wśród tłumu ludzi, przepychając się między szczupłymi blondynkami, a wylansowanymi kolesiami w garniturach od najlepszych projektantów świata. W końcu udało mu się dotrzeć do białej barierki. Oparł się delikatnie o burtę i spojrzał w sklepienie. Nie miał pojęcia ile czasu spędził w tej pozycji, ale nagle do jego uszu dotarł znajomy głos.

- Dużo ich, prawda? - Harreh mruknął, a Louis natychmiast odwrócił głowę, by sprawdzić, czy jego słuch funkcjonuje prawidłowo. Automatycznie twarz marchewkowego fanatyka rozjaśnił uśmiech. - Zmarzłeś, weź to - dodał po chwili Hazz, ściągając ze swych ramion koc.

- Nie trzeba, Styles mam sweterek. - oznajmił Lou. - jest okej.

- Cieniutki ten sweterek. To chodź, chociaż Cię przytulę. - odparł Harry i nie czekał na reakcję swojego towarzysza tylko przyciągnął go do siebie tak, by ciała mogły czuć potrzebne ciepło.

- Jak minął dzień? - szepnął Louis, gdy usiedli na jednej z ławeczek otulając się kocykiem.

- Bez Ciebie? Okropnie nudno.. - wyjaśnił Hazz i przez moment zastanawiał się, czy powinien odwzajemnić pytanie. Ostatecznie zrezygnował. - Patrz, tamta gwiazdka będzie nasza, dobrze?

- Nie wybrałbym lepszej - oświadczył Louis i wpił się w mokre i rozkosznie miękkie usta Harry'ego Stylesa. - Zaśpiewaj mi coś.

Cause you were mine for the summer
Now we know it’s nearly over
Feels like snow in September
But I always will remember
You were my summer love
You always will be my summer love

Wish that we could be alone now
If we could find some place to hide
Make the last time just like the first time
Push a button and rewind

Resztę nocy spędzili na obserwacji nieba, rozmowie i grze w 33. Było tak, jak Louis wymarzył sobie od dawna. Było tak, jak Harry pragnął.

~*~

Kolejny dzień minął podobnie do poprzedniego. Louis zajął się swoimi obowiązkami, a Harry wiernie oczekiwał wieczoru, by móc się z nim spotkać. Okropnie tęsknił i nie mógł doczekać się momentu, gdy weźmie go w swe ramiona.

Nagle po jego kajucie rozeszło się pukanie do drzwi. Nie spodziewał się nikogo, ale w głębi serca marzył, aby był to pan Tomlinson. Niestety, gdy gość wszedł do środka okazało się to sceną z jakiegoś kiepskiego filmu przygodowego..

_

Louis skończył wcześniej niż wczoraj i w pośpiechu pobiegł do pokoju swojego ukochanego. Wiedział, że Harry czeka i nie mógł już dłużej tego przeciągać. Nacisnął na klamkę, a w jego głowie zawirowało. Poczuł zapach znajomych perfum, ale nie zaniepokoiło go to. W kajucie było ciemno. 

- Harry, jesteś tu? - szepnął, myśląc, że chłopak śpi.. Po chwili sięgnął do kontaktu.

To, co ujrzał przerosło całkowicie jego największe obawy. Przerosło wszelkie dramatyczne sceny, jakie mógł sobie wyobrażać. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy...

Od autorki: Wybaczcie błędy i wybaczcie, że taki jakiś nijaki ten rozdział, ale piszę go w środku tygodnia i to o jedenastej w nocy, więc sami rozumiecie. Dzięki, buźka! xx

PROŚBA: Larry Shippers, jeżeli możecie to lajknijcie lub poleccie fanpage o Stylinsonie: www.facebook.com/LarryOurLittleSecret . Będę ogromnie wdzięczna, dzięki!

niedziela, 11 listopada 2012

014.




W momencie, gdy drzwi od kabiny otworzyły się, a przed Harrym i Louis'm stanął Nick można powiedzieć, że czas zatrzymał się na chwilę. Z ust Tomlinsona wyszedł cichy jęk, a Harry zasłonił twarz, jednak po chwili jego ręce zostały delikatnie zsunięte przez Lou, który nie zważając na obecność swojego przyjaciela szepnął mu cicho do ucha: nie wstydź się. Wtedy automatycznie na twarzy Loczka pojawiły się dwa dorodne rumieńce.

Kiedy obaj mieli już na sobie spodnie, a Nick nadal trzymał klamkę od kabiny, Louis postanowił podjąć temat. Właściwie to powinien być zły, bo przerwano mu jeden z najbardziej upojnych aktów, ale z racji, że był to Nick postanowił swój gniew jakoś zminimalizować.

- Co Ty tu robisz? - spytał cicho, a kącikami oczu zerknął na onieśmielonego Harry'ego, który w całym tym zdenerwowaniu obgryzał paznokcie.

- Bo ja... - zaczął chłopak, ale widząc presję, jaką wywiera na nim Tommo nie mógł wydukać żadnego sensownego zdania. - To nie jest takie proste jak się może wydawać.

- Nick, do cholery. Co w tym trudnego? Dlaczego tu przyszedłeś? Co miało znaczyć "mogę"? - Tomlinson nie wytrzymał napięcia i krzyknął, a jego subtelny głos rozszedł się po całej toalecie.

W międzyczasie Styles postanowił, że nie będzie przeszkadzał w jakże trudnej rozmowie. Domyślał się niektórych faktów, ale nic nie mówił. Wolał, aby jego wnioski były nieprawdziwe. Odgarnął na bok burzę niesfornych loczków i skierował się w stronę wyjścia.

- Kochanie, dokąd idziesz? - ręka Louis'ego pochwyciła jego dłoń, a głos podrażnił ten punkt w umyśle, który odpowiadał za motylki napływające do brzucha.

- Nie chcę przeszkadzać, um.. - mruknął cicho Hazz i spojrzał w podłogę.

Mimo protestów - wyszedł pozostawiając ich samych. Właściwie to tylko teoretycznie, bo nie miał najmniejszego zamiaru opuszczać takiej sceny. Czuł podświadomie, że wydarzy się coś złego. Bał się o Tomlinsona, ale jednocześnie wiedział, że to nie będzie jego winą.

- Może teraz mi powiesz? Jesteśmy sami. O co chodzi, Nick? -  Lou próbował być łagodny, aby jego przyjaciel zwierzył się ze wszystkiego. Nigdy wcześniej nie miewali takich rozmów. Zawsze byli dobrymi kumplami, czasem napili się piwa, pogadali o dziewczynach, bo przecież tak wypadało. Nigdy nie było sytuacji, w której Louis czuł się tak dziwnie, jak teraz.

- Może o to, że mi się podobasz. - syknął przez zęby, ale Louis nie zdążył odpowiedzieć, bowiem usta Grimmy'ego mocno naparły na jego wargi. 

Stojący za rogiem Harry wychylił się i ujrzał swojego Louis'ego w objęciach innego faceta. W objęciach mężczyzny, który podobno był jego przyjacielem. Poczuł się jakby z jego życiowej układanki odpadł jeden puzzel. To znaczy.. jakby wszystko nagle straciło sens. Oparł głowę o ścianę, ale już nie patrzył. Słyszał tylko krzyk swojego kochanka i szum wody. Potem odszedł do swojego pokoju.

- Zwariowałeś? - krzyknął Louie, odrywając się od twarzy przyjaciela. - Czy ty całkiem zwariowałeś?

- Przepraszam, Louis. Musiałem Ci to powiedzieć.. ja.. - Nick próbował skleić jakieś sensowne zdanie, ale nic mu nie wychodziło. Oparł dłonie o umywalkę i odkręcił wodę, która chociaż na moment wywołała wewnętrzne ukojenie.

- Kocham Harry'ego, zrozum. - oświadczył Louis i wyszedł z łazienki pozostawiając zakochanego przyjaciela samego.

Kocham Harry'ego, Kocham Harry'ego, Kocham Harry'ego - te słowa jeszcze długo brzmiały w uszach Grimshaw'a, który znalazł się w cholernie beznadziejnej sytuacji. A przecież mówią: serce, nie sługa.

_

Harry wszedł do pokoju, przekręcił klucz w drzwiach i położył się na miękkim dywanie. Chciał ochłonąć, chciał usunąć sprzed swych oczu obraz, który stale tkwił w jego głowie. Po raz pierwszy widział, jak ktoś inny całuje Louis'ego. Po raz pierwszy czuł tak ogromną zazdrość, ból i smutek. Zdał sobie sprawę, że to nie jest przelotny romans. Zdał sobie sprawę, że potrzebuje tego chłopaka, jak nigdy dotąd. Ale jego urażona duma nie pozwalała na to, aby wybiegł z pokoju i wskoczył w ramiona Tommo z cudownym wyznaniem miłosnym. Przynajmniej nie teraz.

Louis opuścił toaletę i przez chwilę błądził po statku nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Miał ogromny mętlik w głowie. Właśnie dowiedział się, że jego stary kumpel darzy go uczuciem. To było na maksa dziwne. Nigdy w życiu nie spodziewał się czegoś podobnego. Poza tym w jego sercu nie było miejsca dla nikogo innego oprócz Harry'ego Styles'a. Największej gwiazdy pop na rynku muzycznym, ale przecież Louis o tym nie wiedział, bo skromny nastolatek nie chwalił się na prawo i lewo, że jest w posiadaniu ogromnego talentu...

Hazz postanowił, że zaśpiewa sobie coś na rozładowanie emocji. Muzyka od zawsze była jego życiem. Zaczynał na miejskich konkursach piosenki współczesnej, a ostatecznie stał się jednym z najlepszych piosenkarzy w kraju. Marzenie, prawda?  Jedyna piosenka, która przychodziła mu teraz do głowy to Belief - Johna Mayera.

 ...
Everyone believes
In how they think it ought to be
Everyone believes
And they're not going easily

Belief is a beautiful armor
But makes for the heaviest sword
Like punching under water
You never can hit who you're trying for

Some need the exhibition

And some have to know they tried
It's the chemical weapon
For the war that's raging on inside

Po kilku zwrotkach usłyszał kroki pod swoimi drzwiami. Obawiał się, że to Louis, ale nie miał pewności. Nagle rozległo się pukanie. Harry nadal leżał na dywanie i nucąc cicho pod nosem dalszą część piosenki postanowił nie wstawać.

- Harry, to ja. Otwórz, proszę. - szepnął Tomlinson, a na twarzy Loczka pojawił się smutek. - Harry, wiem, że jesteś tam, bo słyszałem jak śpiewasz. - Harry, odezwij się chociaż.

Odpowiadała mu niestety cisza, a raczej jakieś niezidentyfikowane pomruki, których za nic nie potrafił rozszyfrować. Odszedł zrezygnowany spod drzwi swojego nastoletniego kochanka mając nadzieję, że spotka go na kolacji. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że Styles zachowywał się tak dziwnie. A bardzo chciał wiedzieć. Bo jakby nie patrzeć zależało mu na nim. Tylko jeszcze sam nie umiał się z tym pogodzić.

Harreh z trudem zagryzał policzki od środka, powstrzymując się przed wydaniem z siebie jakiegoś dźwięki. Chciał porozmawiać z Louis'm, ale doskonale wiedział, że to będzie zbyt trudne. Musiałby wtedy wyjawić swoje odczucia, smutek, żal... a nie chciał się skompromitować, bo przecież "poza seksem nic więcej ich nie łączyło"

Kolacja minęła szybko, ale Harry nie pojawił się na niej. Louis zaczynał się martwić. Czuł, że mogło stać się coś złego. Zwinął jeden talerz z kanapkami i skierował się w stronę kajuty swojego kochanka.

- Harry, to znów ja. Otwórz - jego głos był czuły i delikatny. - Harry, nic nie zjadłeś cały dzień, proszę otwórz. 

Styles już nie mógł dłużej wytrzymać, wstał z łóżka i przekręcił cicho klucz, po czym prędko wskoczył pod kołdrę.

- Jest otwarte, Louis. - mruknął cicho i zamknął oczy. Po kilku sekundach drzwi uchyliły się, a do pomieszczenia wolno wkroczył Tomlinson. Usiadł na skraju łóżka i co chwilę zadawał pytania.

- Harry, co się dzieje?  
- Harry, dobrze się czujesz?
- Harry przyniosłem Ci kanapki.
- Harry, odezwij się.
- Harry, ja nie rozumiem.
- Harry, powiedz, co zrobiłem źle..
- Harry...

Louis nie otrzymał odpowiedzi w postaci słów. Zamiast tego Hazz przyciągnął go do siebie i wtulił swoją twarz w jego rozbudowany tors.

- Nie chcę Cię stracić, Loueh. - szepnął, a Tommo dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Harry płacze. - Nie idź nigdzie..

- O czym Ty mówisz, Hazz? - mruknął zaskoczony Louis, a jego dłoń zatopiła się w mięciutkich loczkach Stylesa.

- Widziałem jego, widziałem Was, Louis. - odpowiedział, ale jego głos łamał się za każdym razem. - Nie lubię, gdy całujesz się z kimś innym. 

Harry dopiero po chwili zorientował się, że uchylił rąbka tajemnicy o swoich uczuciach, ale miał nadzieję, że Louis nie domyśli się dalszej części.

- On dla mnie nic nie znaczy, Harry. W przeciwieństwie do Ciebie. - oświadczył Lou. - Nie odwzajemniłem pocałunku, nie chciałem tego, On mnie zaskoczył..

- Nie rozumiem, dlaczego się tłumaczysz..  - syknął Harry, a w jego oczach pojawiły się łzy.

Tę noc spędzili razem. Zasnęli w swoich objęciach, nie martwiąc się o dziś, nie martwiąc się o jutro. Szalone stado motylków rozrywało brzuch chłopca w kręconych włosach, a z klatki starszego szatyna serce o mało nie wyrywało się ze szczęścia. Ile by dali, aby zasypiać i budzić się tak każdego dnia.

Rano Harry wyszedł z pokoju, szedł do bufetu po coś do picia. Rozejrzał się po korytarzu.

- Jeszcze tego pożałujesz. - usłyszał znajomy głos za swoimi plecami.


Od autorki: Hejoo. Wiem, że jest mega krótki i ogólnie do dupy, ale jak na razie musi Wam to wystarczyć. Przepraszam, nie mam zbyt wiele czasu na pisanie, już kiedyś to tłumaczyłam. Nie chcę zawieszać, bo zależy mi na skończeniu tych historii. Nie sądziłam, ze będę miała w 3kl taki zapieprz :> love you all!

PYTANIA DO POSTACI: KLIK

środa, 10 października 2012

013.


Uwaga: W dalszej części rozdziału znajduje się scena +18, więc jeśli nie masz ochoty czytać to wiesz, co robić :))

Louis nie potrafi kłamać.

Zdał sobie z tego sprawę chwilę po tym jak oświadczył Harry'emu, że to koniec ich gorącego romansu. Zdał sobie sprawę, że Loczek mógł ujrzeć w jego oczach prawdę, ale nie był w stanie jej uzasadnić. Te dni, w których znajdował zapłakanego chłopaka pod swoimi drzwiami były najtrudniejsze do przetrwania. Musiał wtedy udawać, że jest mu to naprawdę obojętne, podczas gdy wewnątrz niego toczyła się odgórna walka między przyzwoitością, a ochotą na małe co nieco. Wiele razy, kiedy z ust śpiącego Harry'ego wydawały się ciche pomruki Louis nachylał się nad nim, by złożyć na jego policzku drobnego całusa lub by po prostu zmierzwić jego idealne loczki. Styles nie mógł wiedzieć, bo wtedy dryfował w sferze snów marząc, by obudzić się w objęciach swojego kochanka.

Ale to było nierealne, bo Louis jasno powiedział mu, że jest beznadziejny.

No może nie dosłownie, ale mimo wszystko Harry był przewrażliwiony całą tą sytuacją.

Próbował uratować coś na czym zależało, coś co sprawiało, że czuł się szczęśliwy. Ale kiedy najprostsze metody nie przynosiły oczekiwanego rezultatu postanowił zaryzykować wszystko. Począwszy od dobrej opinii, czystego sumienia, po karierę i gniew managerów. Nie w głowie mu teraz była trasa koncertowa, którą miał rozpocząć po zakończeniu rejsu. Teraz ważny był Louis. I nikt więcej.
_

Cała czwórka znajdowała się teraz w jednym pomieszczeniu. Harry nie spodziewał się, że Louis przyjdzie do swojego szefa akurat w tym momencie, co on, a Louis nigdy w życiu nie pomyślałby, że spotka w tej części statku swojego byłego kochanka.

Tommo stał z otwartą buzią i wpatrywał się jak dłonie Harry'ego i jego szefa łączą się w pożegnalnym uścisku.

- Będziesz lepszy niż Lou, tak czuję. - szepnął do niego James i puścił mu oczko. Harry miał nadzieję, że szatyn nie usłyszał słów mężczyzny. Niestety, mylił się.

- Jesteś gotowy ? Na co, Harry? - głos Lou brzmiał tak desperacko, że nastolatek nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, by zabrzmiało to wiarygodnie.

- Lepiej zajmij się swoim nowym przyjacielem - odburknął Loczek kierując swój wzrok na wysokiego faceta, którego Lou trzymał pod rękę.

- To Nick, jest.. - próbował wytłumaczyć, ale Hazz nie dał mu dojść do słowa.

- Nie interesuje mnie to Louis. Sam powiedziałeś, że będzie tak jakbyśmy się nie znali. No to.. żegnaj. - odparł Harold i z cwaniackim uśmieszkiem zamknął za sobą drzwi rzucając jeszcze do Jamesa krótkie 'do zobaczenia wieczorem'.

Harry wygrał ten pojedynek, ale wcale nie był z siebie zadowolony. Czuł na ustach gorycz, czuł się okropnie. Nie tak wyobrażał sobie swój plan. Ale jedyny wniosek do jakiego doszedł to ten mówiący, że musi być silny ponad wszystko.

Louis po wyjściu Harry'ego rzucił się do Jamesa z pretensjami. Z jego ust padały chaotycznie zdania, które tak naprawdę nie miały pokrycia w rzeczywistości. Nick stał obok i z ciekawością przysłuchiwał się teoriom swojego przyjaciela odnośnie tego jaki ten lokaty dzieciak jest nieświadomy, jak może zniszczyć sobie przyszłość oraz jak wielki błąd popełnia agencja zatrudniając go.

Szef wyśmiał go już od pierwszego argumentu. On bowiem nie rozumiał, że Louis martwi się o Harry'ego. Nie wiedział, że ich coś łączy, nie wiedział, że spędzili ze sobą namiętne noce, a teraz wszystko się zjebało. Nie mógł wiedzieć.

- Louis, daj spokój. To nie nasza sprawa - jęknął Nick, kładąc mu zimną dłoń na karku. Szatyn natychmiast odskoczył krzycząc, by nie mówił mu co ma robić.

Wpadł w furię, a co najgorsze nie miał wpływu ani na decyzję Jamesa, ani na decyzję Stylesa.
_

Nadszedł wieczór, a emocje odrobinę opadły. Wściekły Louis przemienił się teraz w pełnego rozczarowania i przygnębienia chłopaka. Siedział wraz z Nickiem w swojej kajucie i nerwowo stukał palcami w blat stolika, podczas oglądania kolejnego meczu piłki nożnej.

- Muszę wyjść na chwilę - szepnął Grimshaw, a Louis w ogóle nie zareagował.

Nick był od dawna przyjacielem Louisa, znał jego sytuację i wiedział o nim naprawdę wiele. Pracował na statku jako kelner, czasem stał za barem, albo roznosił zamówienia po kajutach. To on pomógł Louisowi odbić się od dna. Nie ważne.

Wszedł teraz do publicznej toalety, która znajdowała się na drugim pokładzie. Stanął przed lustrem i oparł swoje ręce o umywalkę. Zastanawiał się, czy powiedzieć Tomlinsonowi, co tak naprawdę czuje. Zastanawiał się, bowiem to mogło przekreślić wszystko. Uhm, nagle jedna z kabin otworzyła się i wyszedł z niej ten sam chłopak, którego wcześniej spotkali u Jamesa.

Harry zmierzył go swoim srogim spojrzeniem i odkręcił wodę w sąsiednim kranie. Delikatnie i bardzo powoli mydlił ręce, później je płukał, a na końcu starannie wycierał. Męczył psychicznie Grimmy'ego swoim zachowaniem.

- Dlaczego chcesz tam pracować? - spytał starszy chłopak unosząc brwi do góry.

- Nie twój inters - odburknął Loczek i wykrzywił usta w uśmiechu.

- Może i masz rację. Wybacz - szepnął w odpowiedzi Nick i przemył twarz zimną wodą.

- Co Cię łączy z Louisem? - pytanie Harry'ego całkowicie go zamurowało.

- Znasz Louisa? - Grimmy był ponownie zaskoczony.

- Może. - mruknął Hazz przygryzając wargę.

- Robisz to dla niego? O mój Boże. - Nickowi nie trudno było wysunąć wniosek.

- Ty to powiedziałeś, nie waż się mu nawet o tym wspominać. - zagroził Hazz i wszedł z powrotem do kabiny.

Nick opuścił toaletę z jeszcze większym mętlikiem niż wcześniej. Tommo nadal siedział przy stoliku, ale tym razem rysował coś na białej kartce formatu B5.

- Co robisz? - szepnął Nick widząc zaangażowanie swojego przyjaciela.

- Piszę list. - oświadczył Louie nie odrywając wzroku od arkusza.

- Lepiej idź mu powiedz, jest w wc na drugim pokładzie. - odpowiedział Grimshaw pewien, że jego bff ma na myśli nastolatka z burzą loków na głowie.

Tomlinson prędko zerwał się na nogi i rzucając tylko krókie 'dzięki' opuścił kajutę. Nie zastanawiał się nawet nad tym, czy robi dobrze. Chciał przeprosić Harry'ego, chciał uzmysłowić mu, że decyzja, którą podjął jest najgorszą w jego życiu. Dobiegł do toalety i uchylił drzwi sprawdzając, czy Loczek na pewno tam jest. Dyskretnie wszedł do środka. Jedna z kabin była zamknięta. Zapukał delikatnie, a w odpowiedzi jego uszy zostały połechatane przez uroczy, charpliwy głos Stylesa "zajęte".

- Wiem, Harry. - odparł Lou, wiedząc, że to, co nastąpi za chwilę będzie bardzo trudne.

Natychmiast otworzyły się drzwi, a Tomlinson ujrzał palącego Hazzę.

- Palisz? - jęknął przerażony, a z ust Harry'ego wydobył się niekontrolowany dźwięk. Chłopak wstał i chuchnął na swojego starszego kochanka tak mocno, że Lou odwrócił głowę. Nie lubił zapachu dymu tytoniowego, nie lubił papierosów.

- Czego chcesz? - spytał Hazz podchodząc do lustra i poprawiając kilka kosmyków.

- Harry.. ja uważam, że powinieneś zrezygnować z propozycji Jamesa. - wytłumaczył, a na twarzy młodszego chłopaka pojawiła się kpina.

- Nie zamierzam. - mruknął Styles i wyrzucił przygaszonego peta do kosza na śmieci.

- To nie jest dobra praca, to nie jest dla Ciebie - Lou próbował wszystkich argumentów. - Myślę, że będziesz żałować.

- Tak samo jak Ty żałujesz, że się ze mną pieprzyłeś? - Harry wybuchnął i już nie zważał na słowa.

- Nie żałuje i nigdy nie żałowałem. Masz najsłodszy tyłek na świecie. Mógłbym go pieprzyć codziennie. - oznajmił ze spokojem Louie, a źrenice Hazzy powiększyły się bezwarunkowo.

Nie czekali już dłużej. Louis przyparł Harry'ego do zimnych kafelek i wjechał w jego usta z niepohamowanym pożądaniem. Pieścił jego podniebienie przygryzając, co jakiś czas dolną wargę. Hazz nie był mu dłużny, za każdym razem odwzajemniał pocałunki, a czasami nawet je pogłębiał pomagając Louisowi w spotęgowaniu przyjemności.

W chwili, gdy ręce Loczka zacisnęły się na pośladkach Lou w pomieszczeniu zapachniało seksem. Harry niezgrabnie zdjął swoją marynarkę i odrzucając ją w kąt łazienki przystawił swoją dłoń do rozporka Louisa.

- Stanął mi. - szepnął ściszonym głosem, a jego policzki zarumieniły się znacznie bardziej niż zazwyczaj.

- Widzę Lou, tęskniłem za Tobą. - odpowiedział Harreh, a w jego oczach obok pożądania pojawił się smutek.

- Jestem tu, już jestem. - szepnął Louis obejmując chłopaka całym swoim ciałem tak, że ich członki zaczęły się o siebie ocierać.

Później niewiele już rozmawiali. Harry jednym ruchem ściągnął spodnie swojemu kochankowi, a Lou z miażdżącą odwagą wjeżdżał swoją dłonią pod koszulkę Hazzy, dodatkowo w między czasie wsunął mu między nogi swoje kolano dociskając bardzo delikatnie do penisa.

~perspektywa: Curly~

Robiło mi się okropnie słabo, nie wiem czy bardziej pragnąłem dotknąć jego, czy aby on dotknął mnie. Jego ciepłe ręce gładziły mój tors, a kolano z subtelnością dociskało krocze. Miałem ochotę pieprzyć się z nim tu i teraz bez względu na wszystko, co ostatnio się zdarzyło. Louis nagle odpiął mój pasek od spodni i spuścił je do samych kostek. Następnie masował mojego twardego kolegę, aż do momentu, gdy na moich plecach pojawiły się ciary. Kiedy klęczał przede mną, a jego wargi napierały na mojego żołędzia czułem jak narasta we mnie ciśnienie. Przejeżdżał językiem po nim od góry do dołu, zamykał go w ustach, ssał i tarmosił na wszystkie strony. Wystrzeliłem spermą tak gwałtownie, że nawet nie zdążyłem zarejestrował momentu, w którym mój kochanek połknął ostatnią kropelkę. Chciałem mu się odwdzięczyć, ale uznałem, że robienie drugiego loda pośrodku toalety może być ryzykowne. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki, prędko zebrałem rzeczy i wraz z Louim zamknęliśmy się w toalecie. To mógł być każdy. Pasażerów płci męskiej na statku było mnóstwo, więc może ktoś przyszedł zwyczajnie za potrzebą. Postanowiliśmy poczekać chwilę. Niestety mężczyzna stale stał przy umywalce. Zacząłem się zastanawiać, czy to nie jest czasem ten Nick, bo godzinę temu zachowywał się podobnie. Postanowiłem to olać i usadowiłem Louisa na kibelku, a sam kleknąłem przed jego przyrodzeniem. Od razu zabrałem się do pracy. Dotykałem go z czułością, aż w końcu złapałem go mocno i dopadłem ustami. Louis dyszał coraz głośniej, a jego członek nabrzmiał do takich rozmiarów, że ledwo mieścił mi się w ustach. Nie wiem, czy to zaistniała adrenalina, czy moja obecność sprawiła, że doszedł tak prędko, ale bez wątpienia było to słodkie. Biała, gęsta maź rozlała się po moim podniebieniu.

Tommo wydał z siebie przeraźliwie fascynujący dźwięk, a ja przytykałem mu usta, by obecny w wc facet nie odkrył naszych igraszek. Podniosłem go z siedzenia i zdjąłem koszulkę, która ukrywała najpiękniejsze ciało na świecie. Przygryzłem jego sutki i z ogromną cierpliwością lizałem jego tors. Lubił to, bo w międzyczasie zaciskał swoje dłonie na moim tyłku, co jakiś czas wbijając w niego paznokcie. Awrhhh. Gdy byliśmy już na maxa napaleni i do tego nadzy, a w pomieszczeniu wydawało się, że jesteśmy sami przyparłem Lou przodem do bocznej ściany kabiny i wsunąłem w niego jeden palec.

- Chcę więcej Harry. - szepnął odwracając głowę w moją stronę i łącząc nasze usta w pocałunku.

- Skoro prosisz. - odparłem dodając do jego dziurki kolejne dwa paliczki. - Będzie dziś bolało Louie. To będzie Twoja kara.

Tommo nie odpowiedział, ale mogłem sobie wyobrazić jak spełniają się jego fantazje. Poruszałem nimi w tę i z powrotem, a on gładził moje biodra.

- Nie bój się, zaraz wejdzie - jęknąłem, czując opór przy dziurce mojego kochanka.

I nagle udało się, wtargnąłem w jego wnętrze, zgniotłem go sobą, a jego jęki zmieszały się  z falą uczuć nam towarzyszących. Wchodziłem do samego końca, a moje jądra obijały się o jego pośladki. Louis nie oddychał, pływał pod moimi ruchami, był uległy i spokojny. Czułem, że to jest to, co sprawia mi zawsze najwięcej radości. Seks z kimś kogo kocham.  Przyspieszałem i zwalniałem swoje ruchy, balansowaliśmy  na granicy orgazmu, ale za każdym razem, gdy byliśmy naprawdę blisko próbowałem przeciągać ten moment jak najdłużej. Nagle targnęło nami, wsunąłem dłoń pod podbrzusze Tomlinsona. Dopychałem jak najgłębiej. Prowadziliśmy zdecydowaną, mocną zabawę. Odwróciłem Louisa, a jedną z jego nóg umiejscowiłem na kibelku. To dawało mi lepszy dostęp do jego wejścia. Ponownie się w niego wsunąłem, moje usta silno napierały na jego wargi, a język błądził w rozkoszy słodkości. Rozgrzewałem wnętrze mojego ukochanego, biorąc go na stojąco.

I wtedy otworzyły się drzwi od kabiny, a przed nami stanął Nick.

- Mogę? -szepnął.

środa, 26 września 2012

012.


Podczas, gdy Harry penetrował moje wnętrze wibratorem czułem, że długo nie wytrzymam. Ten idiota ma takie świetne pomysły. Mimo mojego doświadczenia z mężczyznami nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego. Może powodem tego było uczucie, które z dnia na dzień się we mnie rozbudzało.

~koniec perspektywy~

Louis i Harry. Harry i Louis. Jedność?

Dzięki temu, że Tommo nie miał więcej planów na ten wieczór mógł zostać do bardzo późna w wynajętej przez swojego kochanka kajucie. Początkowo opierał się wszelkim innowacjom, które Loczek próbował wprowadzić do ich seksu, ale ostatecznie ta noc mogłaby się nigdy nie kończyć. Nie mógł zrozumieć dlaczego ciągle trwa w tym, co jest zakazane, w tym, co nie powinno mieć w ogóle miejsca. To pytanie błąkało się w jego podświadomości odkąd pierwszy raz poczuł na swoim ciele dłonie Hazzy. Już wtedy wiedział, że zdarzy się o wiele więcej. Chciał to zakończyć, chciał pokazać, że jest silny. Ale jedno seledynowe spojrzenie i wszelkie zasady Louisa traciły ważność
.
Spędzili noc na gorącym seksie. Louis dochodził kilka razy, a Harry niesamowicie się z tego cieszył. Cóż, on po prostu spełniał się w tej roli. Wiedział, że zabawa wibratorem spotęguje odczucia Tommo oraz wywoła zaskakujące efekty. Nie posiadał tak dobrych praktyk jak jego towarzysz, ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Kiedy Louis lizał członek Harry'ego w pokoju można było usłyszeć siarczyste przekleństwa i mieszankę pojękiwań wychodzących z ust Stylesa.

Ci dwaj sprawiali sobie co jakiś czas błogą przyjemność, ale żaden z nich nigdy nie pomyślał o konsekwencjach. To nie tak, że Louis nie zastanawiał się, co będzie po zakończeniu rejsu, ani nie tak, że Hazz nigdy nie pomyślał o tym jak byłoby miło budzić się koło Lou każdego dnia. Po prostu chodziło o coś więcej, o zaangażowanie, zobowiązania i wszelkie inne sprawy, które wiązały się z czymś trwalszym niż pieprzenie się przy każdej, możliwej okazji. Obietnice?

Gdy nastał ranek, a twarz Lou tkwiła nadal w zagłębieniu szyi Harry'ego pierwsze promyki światła przebijały się przez cieniutką zasłonę. Tomlinson otworzył oczy, przetarł zmęczone powieki  i wtulił się w tors swojego kochanka. Było mu tak dobrze w jego objęciach, że ani myślał wstawać. Niestety dźwięk sms-a nakazał mu powrót do pokoju i ogarnięcie się po całonocnej przygodzie. Hazz cichutko pochrapywał, kiedy Loueh na palcach wycofał się w stronę drzwi. Nie chciał go zbudzić. Przed odejściem cmoknął jeszcze rozpalony policzek młodszego chłopaka i zdecydował się na powrót do rzeczywistości.

Harry spał jeszcze długo. Z reguły lubił swoje łóżko, ale i każde inne łóżko, które posiadało miękki materac. Był dziwnym typem mężczyzny, ale cenił w sobie to bardziej niż mogłoby się wydawać. Nie chciał ciągle zachowywać się jak robot wyszkolony przez sztab managerów. Chciał być sobą. Miał świadomość, że kiedy wstanie Louiego już nie będzie. Zdążył poznać nawyki swojego kochanka. Na początku było to nieco irytujące, ale z czasem dołączyło to do kwestii przyzwyczajenia.

Loczek przejechał palcem po opuchniętych ustach, które zeszłej nocy miały w sobie kilka razy Louisa. Przypomniał sobie ich dziką zabawę, oraz to jak szczęśliwe oczy posiadał jego ukochany. Chciał, aby było tego więcej. O wiele więcej.
_

- Szybko zniknąłeś. - głos Hazzy podrażnił bębenki Tomlinsona, który właśnie nakładał na swój talerz trzeci rodzaj sera.

- Um, tak.. jakoś. - odparł zmieszany zawodowiec i rezygnując ze szwedzkiego stołu próbował wyminąć loczka.

- Dlaczego po każdej wspólnej nocy unikasz mnie? - spytał Curly przygryzając dolną wargę w ten sposób, że w brzuchu starszego chłopaka pojawiło się stado motyli.

- Harry.. - zaczął Louis opuszczając głowę w dół.

- Co Louis? O co chodzi? - jęknął Styles próbując dowiedzieć się prawdy.

- Chodź. - szepnął i pociągnął za sobą zdezorientowanego dzieciaka. Znaleźli się na korytarzu, który świecił pustkami, bowiem wszyscy pasażerowie znajdowali się właśnie na śniadaniu.

- Hazz to koniec. - odparł biorąc głęboki oddech.

- Co?Jaki koniec? - mruknął Harry opierając głowę o ścianę.

- To nie ma przyszłości, tym razem mówię poważnie. Żegnaj - odpowiedział ze smutkiem w głosie i próbował odejść, ale młodszy chłopak chwycił jego nadgarstek.

- Źle Ci było ze mną? Myślałem, że wczoraj..

- Harreh, przestań.

- To nic dla Ciebie nie znaczyło?

- Harry.

- No co  Louis? Kiedy w Ciebie wchodziłem nie sprzeciwiałeś się.

- Hazz.

- Jak możesz.. jesteś..byłeś..  - słowa Stylesa wypływały niekontrolowanie.

- Nie pomyślałeś, że mam Cię dość ? Wcale mi z Tobą nie bylo dobrze. Żegnam - jęknął w ogromnym szale Louis i.. odszedł.

Harry oparł się o ścianę i wybuchając płaczem osunął się na sam dół.
_

Przez kolejne dni próbował nawiązać z Louisem jakiś kontakt. Kilka razy zasypiał pod jego drzwiami, ale to na nic. Szatyn zwyczajnie udawał, że się nie znają. To bolało bardziej niż jakiekolwiek odrzucenie. Styles'owi nie chodziło tylko o seks, po prostu tęsknił za głupimi historyjkami swojego kochanka, za jego uśmiechem i spojrzeniem, za tym jak sie spinał, gdy mówił mu, że zaraz w niego wejdzie, lub za tym, gdy tłumaczył jak mu przyjemnie. Po prostu życie Harry'ego Stylesa w ciągu kilku dni przemieniło się w piekło.

Co noc budził się z ogromnym krzykiem, przypominającym imię Louisa. Był mokry, zrozpaczony i pełen nadziei, że może naprawić to, co zepsuł. Kolejne zaaranżowanie spotkania nie wchodziło w grę. I wtedy Hazz przypomniał sobie pierwszą rozmowę z  Jamesem.

Odszykował się, by wyglądać choć odrobinę elegancko i skierował się w stronę mrocznej części statku. W kilka minut znalazł się pod brązowymi drzwiami. Zapukał. Jakiś głos z wewnątrz nakazał wejście. Harry drgnął i przez kolejne trzydzieści sekund zastanawiał się, czy dobrze robi. Potem pomyślał, że jeżeli to jedyny sposób, by odzyskać uwagę Louisa to nie ma innego wyjścia.

Wszedł do środka.

- O proszę, kogo my tu mamy- szef Louisa zabrzmiał arogancko.

- Um, witam - odparł Harry nie wiedząc jak tak naprawdę powinien się zachowywać.

- Kolejny wieczór? - bezpośrednie pytanie Jamesa wybiło chłopaka z rytmu.

- Nie. Przyszedłem w tej pierwszej sprawie. Jestem gotowy. - odpowiedział Harry, a wtedy drzwi od kajuty otworzyły się i wszedł Louis pod rękę z jakimś wysokim, dość przystojnym chłopakiem.

Serce Harry'ego pękło na pół, ale zdecydował się nie poddawać.

- Jestem gotowy panie James.

Od autorki: Siema! Przepraszam za nieobecność, przepraszam za brak rozdziałów i przepraszam, że ten jest taki krótki, ale nie mam innego wyjścia. W tygodniu sporo czasu poświęcam nauce, niestety muszę, bo w tym roku szkl. mam maturkę ;') musicie mi to wybaczyć. Love you all! xx

sobota, 8 września 2012

011.


Ostrzeżenie: Uprzedzam, że rozdział zawiera fragment sceny +18, więc jeśli nie masz ochoty na tego typu treści grzecznie opuść miejsce mojej zacnej wyobraźni.xx

Prawda.

Z pozoru najłatwiejsze słowo świata.

Kim jest człowiek, którego marzenia nie mają szans na spełnienie się?

Każdy zasługuje na druga szansę, prawda?

Louis od zawsze wierzył, że uda mu się wesprzeć rodzinę. Zawsze wierzył, że tylko on może tego dokonać. Zawsze wierzył, że bez względu na swoją sytuację zdobędzie to, czego potrzebuje. Niestety z czasem wszystko zaczęło się komplikować. Nie sądził, że podczas rejsu, który w kwestii finansowej miał być odbiciem się od dna zakocha się do tego stopnia, by chcieć to wszystko rzucić.

Na prawdę chciał.

Momentami nie myślał o niczym innym jak pójść do James'a i zrezygnować z dalszej umowy. Otwierał plastikową teczkę, brał w dłonie kilka dokumentów i zamykał za sobą drzwi od kajuty. Wychodził na korytarz i dopiero wtedy do jego głowy docierało otrzeźwienie. Przecież nie mógł. Ze względu na siebie, Styles'a, a przede wszystkim na rodzinę.

Bez znaczenia jak wiele czuł do Harry'ego, bez znaczenia ile nadziei pokładał w tej znajomości musiał zrezygnować z marzeń.

W dodatku wiadomość, którą otrzymał kilka chwil temu wzmogła rytm jego serca. Wszystko szło nie tak. Zarówno na statku, jak i poza nim. Najgorsze dla Louisa było to, że nie miał wpływu na żadno z owych wydarzeń.

Harry.

Harry od początku zaufał swojej intuicji i mimo, że zaplanował rejs pod nazwą 'zabawa bez zobowiązań' to jego serce ewidentnie się z tego wyswobodziło oznajmiając mu jak bardzo jest głupi i jak bardzo jest zakochany.

ZAKOCHANIE.

Te dziesięć liter, te magiczne słowo wtargnęło do głowy loczka, chwilę po tym jak Lou wybiegł po odczytaniu wiadomości sms. Styles mógł się teraz jedynie zastanawiać z jakiego powodu opuścił on jego pokój. Czy telefon był tylko pretekstem do ucieczki, czy może na prawdę dostał niezbyt miłą informację i chciał w samotności się z nią pogodzić? Nie wiedział, a bardzo chciał to zmienić. Bardziej niż mogło mu się wydawać. Nadal czuł na swoich ustach oddech Louisa, czuł jego ciepłe dłonie na swojej szyi..

Na prawdę nie chciał tego tracić.

Zdecydował się odszukać Louisa, który prawdopodobnie potrzebował w tym momencie kogoś, kto spędzi z nim trochę czasu. Nieco się wahał przed zapukaniem do drzwi nr 69. Co jeśli szatyn każde mu odejść i nie wtrącać się w jego życie? Harry'ego bolały słowa typu: JEGO, MOJE. Chciał zmian, chciał używać zwrotu: 'NASZE, nasze życie'. Chciał..

Lekkie stukanie zaniepokoiło zamkniętego w swoim pokoju Louisa. Przetarł oczy i po chwili ujrzał zatroskane oblicze Harry'ego.

- Lou? Płaczesz? - szepnął Hazz, nadal nie przekraczając progu. - Czy to przeze mnie..? Ja, Lou.. - zaczął cicho, jakby z obawy przed złością swojego przyjaciela.

Przyjaciela. Tak. Mimo, że znali się krótko, to czuł się w jego towarzystwie bardzo swobodnie.

- Nie Harry, to nie tak. - odparł ledwo słyszalnie Lou i usiadł na łóżku. - Wejdź, nie stój tam, proszę.

Chłopak wdreptał do kajuty i zatrzasnął mocno drzwi, a następnie przekręcił kluczyk. Tak na wszelki wypadek. Usiadł obok Louisa i objął go reką tak, że ciało starszego natychmiast przeszły dreszcze.

- Loueh, co się dzieje? - spytał z zadziwiającą odwagą, jednak miał świadomość, że może nie uzyskać szczerej odpowiedzi.

- Nic Harry, a przynajmniej nic, co byłoby godne zawracania Ci głowy - odparł Tommo przecierając po raz kolejny mokre oczy.

Loczek nie wiedział, co powiedzieć. Chciał zaprzeczyć, ale wtedy z pewnością pod naciskiem Louisa ujawnił by swoje uczucia. A tego nie mógł zrobić, więc milczał. Ale milczenie nie było niczym dobrym. Przekreślało ono każdą szansę na szczęśliwe życie.

- Tomlinson, weź się w garść i wyjaśnij mi, co jest grane - powiedział stanowczo próbując wyciągnąć od chłopaka choć odrobinę informacji. Jedyne, co otrzymał to ogromny szloch i przywierającą do jego klatki piersiowej głowę Louisa.

Po pięciu minutach koszulka Hazzy była cała mokra, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Miał przy sobie Lou, a to było w tym momencie najważniejsze.

- Louis, chcę Ci pomóc. - głos Stylesa brzmiał bardzo dorośle.

- Harry, mi już nie można pomóc. - oznajmił cicho zaciskając kurczowo dłonie na jego niebieskiej bluzce. - No bo spójrz.. - syknął odrywając się od rozgrzanego ciała Harry'ego. - Kim ja jestem? Nic nie wartym chłopakiem, który oddaje się za kasę. Och Harry, nie patrz tak na mnie. Wiem, co myślisz. To obrzydliwe.

- Loueh, mylisz się. Jesteś cudowny, wcale Cię nie oceniam, ale przecież możesz z tym skończyć w każdej chwili..

- Myslisz, że nie próbowałem? Myślisz, że to moja ukochana praca? Pieprzyć się za kasę? - głos Tommo brzmiał histerycznie, chłopak zaczął zanosić się płytkim śmiechem. - Myślisz, że robię to dla przyjemności? Gówno wiesz dzieciaku!

W pokoju zaczęło robić się dziwnie nieprzyjemnie. Napięta atmosfera wzrastała z każdą sekundą.

- Uspokój się.. ja chcę dla Ciebie do.. - próbował tłumaczyć Hazz, ale jego przyjaciel wpadł w taką furię, że nic chyba nie było w stanie go powstrzymać przed zrzuceniem flakonu i kilku filiżanek z blatu małego stoliczka.

- P-przepraszam Hareeh.. ja nie wiem.. - szepnął Lou pochylając się nad rozbitą porcelaną. Po jego policzkach spływały łzy. Kaleczył drobne palce zbierając pojedyncze kawałki zastawy.

- Loueh, zostaw to, ja pozbieram.. - mruknął Harry podnosząc go z podłogi i kładąc na łóżku. Chwilę później odnalazł miotłę i zgarnął wszystko na małą zieloną szufelkę.

W pomieszczeniu można było usłyszeć stłumiony płacz Tomlinsona i ciche kroki Stylesa. Ponadto cisza, którą każdy z nich chciał przerwać, ale obaj czuli męczącą blokadę.. blokadę przed wypowiedzeniem tak ważnych słów.

- Lottie.. ona.. - zaczął Tommo, ale widząc zdezorientowane spojrzenie Harry'ego. - Lottie to moja siostra.. ona znów bierze.. rozumiesz ? Znów się tym faszeruje.. ja nie potrafię już jej pomóc.. ja.. jestem beznadziejny - ciągnął dalej, a oczy Hazzy przybrały niepokojąco dziwną barwę.

- Lou.. chcesz o tym porozmawiać? - szepnął Loczek muskając ustami jego czoło.

- Nie całuj mnie! - krzyknął Louis, a Styles natychmiast odskoczył nie spodziewając się takiej reakcji. - Nie mogę.. nie mogę tak! Odejdź.. idź sobie. - dodał po chwili.

Harry nie chciał odchodzić. Nie mógł go zostawić. Ponownie nachylił się nad nim głaskając jego plecy.

- po prostu sobie idź Harry, chcę być sam.. proszę. - ostatnie słowa Lou, które Harry zapamiętał opuszczając jego kajutę. Czuł ogromny ból, który zżerał go od środka. Czuł, że powinien wyjaśnić wszystko, ale rozmowa z oszołomionym chłopakiem nie była niczym dobrym.

Przynajmniej nie teraz.

Kolejne dni nie były wspaniałe.

Cóż.

Nie był nawet dobre.

Nie spotkali się. Nie wyjaśnili tego, co leżało im na sercach. Nie zamienili ani jednego słowa. Minęli się może tylko kilka razy na korytarzu posyłając sobie czułe, pełne cierpienia spojrzenia.

Bez wątpienia tęsknili za sobą. Bez wątpienia ich druga natura chciała czegoś więcej. Niekoniecznie musiał być to seks. Chociaż przez te kilkadziesiąt godzin Harry stał się tak mocno sfrustrowany seksualnie, że gdyby wskoczył na przypadkową osobę z zamiarem pieprzenia się było by to całkowicie normalne.

Louis całe dnie spędzał na pracy. Z jednego pokoju do drugiego..

Harry całe dnie spędzał na myśleniu o Lou, o tym, co robi, gdzie jest, z kim się kocha..
 
Było mu przykro.

Przypomniał sobie coś, co mogło mieć tu duże znaczenie.

Postanowił wykorzystać swoje spotkanie. Odszukał numer telefonu do szefa Louisa i po nawiązaniu rozmowy poprosił o wieczór z najlepszą męską dziwką z całej agencji. Wcale się nie zdziwił, gdy mężczyzna oznajmił mu, że o godzinie 9 w jego kajucie pojawi się nikt inny jak pan Tomlinson. Hazz poprosił o inne miejsce, bowiem Loueh znał numer jego sypialni i cały plan mógłby wtedy nie wypalić. W takim wypadku byłoby źle. Źle? Tragicznie.

- A więc o 9 w pokoju 123 ? Dziękuje świetnie.- mruknął Loczek zakańczając połączenie.

Radość była przeogromna.

Harry postanowił ściągnąć go, nie tyle by się z nim pieprzyć.
Chciał porozmawiać i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia.

Louisa nie zdziwił fakt, że znów ma zajęty wieczór. Pozwalało mu to przynajmniej nie myśleć o Harrym. Jednak kochając się z innymi facetami często porównywał ich seks. Z przypadkowym mężczyzną to była tylko praca, z Harrym czuł coś więcej. Coś, czego nie potrafił opisać.

Dzisiejszy wieczorny klient zażyczył sobie spotkanie w neutralnym miejscu, co nieco zaskoczyło Louisa, aczkolwiek nie wywołało żadnych niepotrzebnych podejrzeń.

Zjawił się dziesięć minut przed czasem w wyznaczonym miejscu. Zastanawiał się, czy ten ktoś już tam jest. Nie miał ochoty dzisiaj na długi seks, w ogóle nie miał na niego ochoty, ale praca to praca. Zwłaszcza taka, która miała pomóc mu wyjść z dołka.

Zapukał delikatnie w drzwi i już po chwili do jego uszu dobiegł stłumiony, męski głos. Dałby sobie rękę uciąć, że już gdzieś go słyszał. Nie drążąc tematu nacisnął klamkę..

W pokoju panował półmrok, wokół zapalone były małe świeczki, co znacznie podkręcało atmosferę. Klient Louisa leżał na brzuchu w samych bokserkach. Na widok tak zgrabnej pupy chłopak wyszczerzył się w uśmiechu. Nie mógł ujrzeć nic więcej prócz lokowatych kosmyków, które subtelnie opadły na białą poduszkę. Wzdrygnął się, gdy w jego głowie pojawiła się myśl odnośnie..

-Harry ? - jego głos brzmiał tak zabawnie, że leżący na miękkiej pościeli chłopak zachichotał. - Co Cię tak bawi?

- Mówiłem, że jesteś wspaniały. Bez patrzenia na twarz potrafisz rozpoznać człowieka. - odparł i odwrócił się przodem do Louisa, którego ciało zastygło w zdenerwowaniu.

To był Harry.

- Hazz? Co Ty? Co Ty tu..? Jak to? - mruknął wkurzony, czując, że krew w jego żyłach zaczęła szybciej krążyć.

- Normalnie - skwitował chłodno Styles. - Przecież też jestem człowiekiem.

- Dobrze wiesz, ze nie o to mi chodzi. Dlaczego Harry? - jęknął, podczas gdy Loczek wstał i podał mu lampkę czerwonego wina.


- Dlaczego? Zaraz się przekonasz, a teraz napij się, bo jesteś za bardzo spięty. - odpowiedź nie była satysfakcjonująca, ale Louis wziął kieliszek i natychmiast słodki napój rozlał się po jego wnętrzu. Był zdruzgotany obecnością Harry'ego w tym pokoju i przez moment zastanawiał się czy czasem nie pomylił numerów, ale.. wszystko składało się w całość.

- Loueh, chcę znać prawdę.. - szepnął Curly zbliżając się na niebezpieczną odległość. To zawsze kończyło się spędzeniem reszty czasu w łóżku.

- Prawdę? To wszystko to prawda - odparł z ironią w głosie szatyn odpychając od siebie młodszego chłopaka.

- Dlaczego to robisz kurwa? Dlaczego nie pozwalasz ludziom na dotarcie do Ciebie? - słowa Hareeha były niekontrolowane. Po chwili ugryzł się w język, ale było już za późno. - Przepraszam, po prostu nie rozumiem Lou.

- Muszę iść. - oznajmił spokojnie chłopak, próbując nie dać się wyprowadzić z równowagi.

- Nigdzie nie idziesz - Harry zabrzmiał ostro i stanowczo. - Jestem twoim klientem, musisz wykonać pracę.
Louisowi skręcił się żołądek.

Teoretycznie ten dzieciak miał rację. Nie mógł przecież zignorować zlecenia, które dostał od szefa.
 
Kurwa.

- Chyba, że chcesz, abym zadzwonił do Jamesa.. - na twarzy Hazzy pojawił się tryumfujący uśmiech.

- To szantaż. - jęknął Loueh, a po chwili kieliszek, który trzymał w dłoni rozprysnął się na miliony drobnych kawałeczków, bowiem upuścił go w momencie, gdy usta Harry'ego przywarły do jego warg.

Były takie ciepłe..

Były takie mięciutkie..

Były takie spragnione..

W tej sekundzie wszelkie blokady, które posiadał Louis popuściły..

Harry był tylko jego.

                  ~perspektywa: BooBear~

Dłonie Harry'ego oplotły moją szyję tylko po to, by później zjechać niżej i zabrać się za rozpinanie koszuli i rozwiązywanie pstrokatego krawatu. Jak nigdy założyłem krawat, bo szef mówił, że to na prawdę wyjątkowy klient. Nie mylił się. Hazz jest bez wątpienia najlepszy. Jego ciepłe wargi zjechały na moją szyję. Przez chwilę czułem się dziwnie, bowiem ostatnimi czasu podjąłem decyzję o usunięciu go z mojego życia, a tymczasem staliśmy w jednej z sypialni i mieliśmy dokonać tego, co było zakazane. Jestem zbyt słaby, a on zbyt mocno mnie od siebie uzależnił. Nie potrafię mu odmawiać. Wystarczy spojrzeć w te seledynowe tęczówki, a mięknie serce. Czyżbym na prawdę się w nim zakochał? Nie, to nie możliwe.. nie mogę, przecież on.. nie mogę i tyle. Dłużej nie męczyłem tego tematu, bo mój kociak zsuwał ze mnie właśnie spodnie.

- Harry.. - jęknąłem odrywając się od kolejnego pocałunku. - mam jeden warunek..

- Jaaki? - jego głos brzmiał strasznie podniecająco.

- Nie będziesz moim klientem, nie zapłacisz za to. - odparłem poważnie wyczekując z niecierpliwością odpowiedzi.

- Ale Lou.. przecież Ty.. - zaczął, lecz tym razem to moje usta zablokowały mu mowę.

Stałem już prawie nagi, podczas gdy on składał na moim ciele drobne, pełne czułości muśnięcia. Jego dłonie gładziły mój tors, a z oczu biło niesamowite pożądanie. Idealnie, prawda? Oplotłem rękoma jego szyję i przygryzłem dolną wargę.

- Coś nie tak? - spytał Hazz, a ja milczałem wpatrując się w jego dołeczki.

- wręcz przeciwnie - oświadczyłem pocierając kciukiem jego policzek. - jesteś kochany, przepraszam za wszystko.

- shhh Loueh, nie teraz.. jesteś zbyt.. twardy - oznajmił Loczek, a dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jego dłoń w szalenie gorący sposób oplata mojego członka. - na prawię to..

Chwilę później byłem w jego ustach, w jego zajebiście cudownych i szalenie pięknych ustach. Rytmiczne ruchy Hazzy dopełnione przez moje pojękiwania doprowadziły mnie do samej granicy.. Ten chłopak prędko się uczył, co bardzo mi schlebiało. Nasze relacje były dziwne, ale w tym momencie pieprzyłem to. Po prostu miałem na niego ogromną ochotę.

- Harry.. już.. już przestań, bo.. - nie dokończyłem, bo ciepła ciecz rozlała się w jego buzi. - przepraszam - udałem skruszonego, na co on uśmiechnął się czule.

- to nic Lou, świetnie smakujesz, połknąłem wszystko - odpowiedział po namyśle.

- zuch chłopak - jęknąłem z powodu mieszaniny dumy i podniecenia, które mną targały.

Harry nie czekał długo, zsunął swoje bokserki i rzucił je w kąt, przywarłem do jego ciała i zmierzwiłem urocze loczki. On chciał więcej, a ja wcale się nie broniłem. Miał tak piękne usteczka, opuchnięte, sine, ale piękne.

- Lou, tęskniłem za Tobą.. tak bardzo, bardzo. - głos mojego kociaka rozszedł się po całym pokoju.  Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo pchnął mnie na stojący niedaleko fotel.

- Co Ty robisz? - krzyknąłem, na co Hazz nieco się przestraszył.

- Chciałbym.. uhg.. - zaczął tłumaczyć, ale jego twarz oblały dwa dorodne rumieńce.

- Ej, zawstydziłeś się? - szepnąłem z uśmiechem i chwytając jego twarz w dłonie złożyłem na ustach prawdziwie zachłanny pocałunek. - przecież wiesz, że chce się z Tobą kochać..

- Lubię Cię takiego delikatnego.. - odpowiedział, po czym odwzajemnił pocałunek.

Odwrócił mnie tyłem do siebie, oparłem dłonie o fotel. Wiedziałem, że jest rozpalony do granic możliwości. Nagle poczułem jak pieści moje wejście, dotyka delikatnie palcami i całuje pośladki. Tak bardzo go chciałem w sobie. Ku mojemu zdziwieniu włożył coś we mnie. Coś, co po chwili rozrywało moje wnętrze dodatkowo wibrując, co kilka sekund.

- Hazz, co to jest ? - zdołałem jęknąć, czując wzrastające podniecenie.

__

Od autorki: Przepraszam Was, że tak długo, ale zwyczajnie nie mogłam nic napisać. Aktualnie jestem chora, więc musicie mi wybaczyć ten beznadziejny rozdział. Minęłam się prawie z usunięciem tego bloga.. sama nie wiem dlaczego napisałam tu rozdział. Dzięki za wszystko, buźka!