środa, 26 września 2012

012.


Podczas, gdy Harry penetrował moje wnętrze wibratorem czułem, że długo nie wytrzymam. Ten idiota ma takie świetne pomysły. Mimo mojego doświadczenia z mężczyznami nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego. Może powodem tego było uczucie, które z dnia na dzień się we mnie rozbudzało.

~koniec perspektywy~

Louis i Harry. Harry i Louis. Jedność?

Dzięki temu, że Tommo nie miał więcej planów na ten wieczór mógł zostać do bardzo późna w wynajętej przez swojego kochanka kajucie. Początkowo opierał się wszelkim innowacjom, które Loczek próbował wprowadzić do ich seksu, ale ostatecznie ta noc mogłaby się nigdy nie kończyć. Nie mógł zrozumieć dlaczego ciągle trwa w tym, co jest zakazane, w tym, co nie powinno mieć w ogóle miejsca. To pytanie błąkało się w jego podświadomości odkąd pierwszy raz poczuł na swoim ciele dłonie Hazzy. Już wtedy wiedział, że zdarzy się o wiele więcej. Chciał to zakończyć, chciał pokazać, że jest silny. Ale jedno seledynowe spojrzenie i wszelkie zasady Louisa traciły ważność
.
Spędzili noc na gorącym seksie. Louis dochodził kilka razy, a Harry niesamowicie się z tego cieszył. Cóż, on po prostu spełniał się w tej roli. Wiedział, że zabawa wibratorem spotęguje odczucia Tommo oraz wywoła zaskakujące efekty. Nie posiadał tak dobrych praktyk jak jego towarzysz, ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Kiedy Louis lizał członek Harry'ego w pokoju można było usłyszeć siarczyste przekleństwa i mieszankę pojękiwań wychodzących z ust Stylesa.

Ci dwaj sprawiali sobie co jakiś czas błogą przyjemność, ale żaden z nich nigdy nie pomyślał o konsekwencjach. To nie tak, że Louis nie zastanawiał się, co będzie po zakończeniu rejsu, ani nie tak, że Hazz nigdy nie pomyślał o tym jak byłoby miło budzić się koło Lou każdego dnia. Po prostu chodziło o coś więcej, o zaangażowanie, zobowiązania i wszelkie inne sprawy, które wiązały się z czymś trwalszym niż pieprzenie się przy każdej, możliwej okazji. Obietnice?

Gdy nastał ranek, a twarz Lou tkwiła nadal w zagłębieniu szyi Harry'ego pierwsze promyki światła przebijały się przez cieniutką zasłonę. Tomlinson otworzył oczy, przetarł zmęczone powieki  i wtulił się w tors swojego kochanka. Było mu tak dobrze w jego objęciach, że ani myślał wstawać. Niestety dźwięk sms-a nakazał mu powrót do pokoju i ogarnięcie się po całonocnej przygodzie. Hazz cichutko pochrapywał, kiedy Loueh na palcach wycofał się w stronę drzwi. Nie chciał go zbudzić. Przed odejściem cmoknął jeszcze rozpalony policzek młodszego chłopaka i zdecydował się na powrót do rzeczywistości.

Harry spał jeszcze długo. Z reguły lubił swoje łóżko, ale i każde inne łóżko, które posiadało miękki materac. Był dziwnym typem mężczyzny, ale cenił w sobie to bardziej niż mogłoby się wydawać. Nie chciał ciągle zachowywać się jak robot wyszkolony przez sztab managerów. Chciał być sobą. Miał świadomość, że kiedy wstanie Louiego już nie będzie. Zdążył poznać nawyki swojego kochanka. Na początku było to nieco irytujące, ale z czasem dołączyło to do kwestii przyzwyczajenia.

Loczek przejechał palcem po opuchniętych ustach, które zeszłej nocy miały w sobie kilka razy Louisa. Przypomniał sobie ich dziką zabawę, oraz to jak szczęśliwe oczy posiadał jego ukochany. Chciał, aby było tego więcej. O wiele więcej.
_

- Szybko zniknąłeś. - głos Hazzy podrażnił bębenki Tomlinsona, który właśnie nakładał na swój talerz trzeci rodzaj sera.

- Um, tak.. jakoś. - odparł zmieszany zawodowiec i rezygnując ze szwedzkiego stołu próbował wyminąć loczka.

- Dlaczego po każdej wspólnej nocy unikasz mnie? - spytał Curly przygryzając dolną wargę w ten sposób, że w brzuchu starszego chłopaka pojawiło się stado motyli.

- Harry.. - zaczął Louis opuszczając głowę w dół.

- Co Louis? O co chodzi? - jęknął Styles próbując dowiedzieć się prawdy.

- Chodź. - szepnął i pociągnął za sobą zdezorientowanego dzieciaka. Znaleźli się na korytarzu, który świecił pustkami, bowiem wszyscy pasażerowie znajdowali się właśnie na śniadaniu.

- Hazz to koniec. - odparł biorąc głęboki oddech.

- Co?Jaki koniec? - mruknął Harry opierając głowę o ścianę.

- To nie ma przyszłości, tym razem mówię poważnie. Żegnaj - odpowiedział ze smutkiem w głosie i próbował odejść, ale młodszy chłopak chwycił jego nadgarstek.

- Źle Ci było ze mną? Myślałem, że wczoraj..

- Harreh, przestań.

- To nic dla Ciebie nie znaczyło?

- Harry.

- No co  Louis? Kiedy w Ciebie wchodziłem nie sprzeciwiałeś się.

- Hazz.

- Jak możesz.. jesteś..byłeś..  - słowa Stylesa wypływały niekontrolowanie.

- Nie pomyślałeś, że mam Cię dość ? Wcale mi z Tobą nie bylo dobrze. Żegnam - jęknął w ogromnym szale Louis i.. odszedł.

Harry oparł się o ścianę i wybuchając płaczem osunął się na sam dół.
_

Przez kolejne dni próbował nawiązać z Louisem jakiś kontakt. Kilka razy zasypiał pod jego drzwiami, ale to na nic. Szatyn zwyczajnie udawał, że się nie znają. To bolało bardziej niż jakiekolwiek odrzucenie. Styles'owi nie chodziło tylko o seks, po prostu tęsknił za głupimi historyjkami swojego kochanka, za jego uśmiechem i spojrzeniem, za tym jak sie spinał, gdy mówił mu, że zaraz w niego wejdzie, lub za tym, gdy tłumaczył jak mu przyjemnie. Po prostu życie Harry'ego Stylesa w ciągu kilku dni przemieniło się w piekło.

Co noc budził się z ogromnym krzykiem, przypominającym imię Louisa. Był mokry, zrozpaczony i pełen nadziei, że może naprawić to, co zepsuł. Kolejne zaaranżowanie spotkania nie wchodziło w grę. I wtedy Hazz przypomniał sobie pierwszą rozmowę z  Jamesem.

Odszykował się, by wyglądać choć odrobinę elegancko i skierował się w stronę mrocznej części statku. W kilka minut znalazł się pod brązowymi drzwiami. Zapukał. Jakiś głos z wewnątrz nakazał wejście. Harry drgnął i przez kolejne trzydzieści sekund zastanawiał się, czy dobrze robi. Potem pomyślał, że jeżeli to jedyny sposób, by odzyskać uwagę Louisa to nie ma innego wyjścia.

Wszedł do środka.

- O proszę, kogo my tu mamy- szef Louisa zabrzmiał arogancko.

- Um, witam - odparł Harry nie wiedząc jak tak naprawdę powinien się zachowywać.

- Kolejny wieczór? - bezpośrednie pytanie Jamesa wybiło chłopaka z rytmu.

- Nie. Przyszedłem w tej pierwszej sprawie. Jestem gotowy. - odpowiedział Harry, a wtedy drzwi od kajuty otworzyły się i wszedł Louis pod rękę z jakimś wysokim, dość przystojnym chłopakiem.

Serce Harry'ego pękło na pół, ale zdecydował się nie poddawać.

- Jestem gotowy panie James.

Od autorki: Siema! Przepraszam za nieobecność, przepraszam za brak rozdziałów i przepraszam, że ten jest taki krótki, ale nie mam innego wyjścia. W tygodniu sporo czasu poświęcam nauce, niestety muszę, bo w tym roku szkl. mam maturkę ;') musicie mi to wybaczyć. Love you all! xx

sobota, 8 września 2012

011.


Ostrzeżenie: Uprzedzam, że rozdział zawiera fragment sceny +18, więc jeśli nie masz ochoty na tego typu treści grzecznie opuść miejsce mojej zacnej wyobraźni.xx

Prawda.

Z pozoru najłatwiejsze słowo świata.

Kim jest człowiek, którego marzenia nie mają szans na spełnienie się?

Każdy zasługuje na druga szansę, prawda?

Louis od zawsze wierzył, że uda mu się wesprzeć rodzinę. Zawsze wierzył, że tylko on może tego dokonać. Zawsze wierzył, że bez względu na swoją sytuację zdobędzie to, czego potrzebuje. Niestety z czasem wszystko zaczęło się komplikować. Nie sądził, że podczas rejsu, który w kwestii finansowej miał być odbiciem się od dna zakocha się do tego stopnia, by chcieć to wszystko rzucić.

Na prawdę chciał.

Momentami nie myślał o niczym innym jak pójść do James'a i zrezygnować z dalszej umowy. Otwierał plastikową teczkę, brał w dłonie kilka dokumentów i zamykał za sobą drzwi od kajuty. Wychodził na korytarz i dopiero wtedy do jego głowy docierało otrzeźwienie. Przecież nie mógł. Ze względu na siebie, Styles'a, a przede wszystkim na rodzinę.

Bez znaczenia jak wiele czuł do Harry'ego, bez znaczenia ile nadziei pokładał w tej znajomości musiał zrezygnować z marzeń.

W dodatku wiadomość, którą otrzymał kilka chwil temu wzmogła rytm jego serca. Wszystko szło nie tak. Zarówno na statku, jak i poza nim. Najgorsze dla Louisa było to, że nie miał wpływu na żadno z owych wydarzeń.

Harry.

Harry od początku zaufał swojej intuicji i mimo, że zaplanował rejs pod nazwą 'zabawa bez zobowiązań' to jego serce ewidentnie się z tego wyswobodziło oznajmiając mu jak bardzo jest głupi i jak bardzo jest zakochany.

ZAKOCHANIE.

Te dziesięć liter, te magiczne słowo wtargnęło do głowy loczka, chwilę po tym jak Lou wybiegł po odczytaniu wiadomości sms. Styles mógł się teraz jedynie zastanawiać z jakiego powodu opuścił on jego pokój. Czy telefon był tylko pretekstem do ucieczki, czy może na prawdę dostał niezbyt miłą informację i chciał w samotności się z nią pogodzić? Nie wiedział, a bardzo chciał to zmienić. Bardziej niż mogło mu się wydawać. Nadal czuł na swoich ustach oddech Louisa, czuł jego ciepłe dłonie na swojej szyi..

Na prawdę nie chciał tego tracić.

Zdecydował się odszukać Louisa, który prawdopodobnie potrzebował w tym momencie kogoś, kto spędzi z nim trochę czasu. Nieco się wahał przed zapukaniem do drzwi nr 69. Co jeśli szatyn każde mu odejść i nie wtrącać się w jego życie? Harry'ego bolały słowa typu: JEGO, MOJE. Chciał zmian, chciał używać zwrotu: 'NASZE, nasze życie'. Chciał..

Lekkie stukanie zaniepokoiło zamkniętego w swoim pokoju Louisa. Przetarł oczy i po chwili ujrzał zatroskane oblicze Harry'ego.

- Lou? Płaczesz? - szepnął Hazz, nadal nie przekraczając progu. - Czy to przeze mnie..? Ja, Lou.. - zaczął cicho, jakby z obawy przed złością swojego przyjaciela.

Przyjaciela. Tak. Mimo, że znali się krótko, to czuł się w jego towarzystwie bardzo swobodnie.

- Nie Harry, to nie tak. - odparł ledwo słyszalnie Lou i usiadł na łóżku. - Wejdź, nie stój tam, proszę.

Chłopak wdreptał do kajuty i zatrzasnął mocno drzwi, a następnie przekręcił kluczyk. Tak na wszelki wypadek. Usiadł obok Louisa i objął go reką tak, że ciało starszego natychmiast przeszły dreszcze.

- Loueh, co się dzieje? - spytał z zadziwiającą odwagą, jednak miał świadomość, że może nie uzyskać szczerej odpowiedzi.

- Nic Harry, a przynajmniej nic, co byłoby godne zawracania Ci głowy - odparł Tommo przecierając po raz kolejny mokre oczy.

Loczek nie wiedział, co powiedzieć. Chciał zaprzeczyć, ale wtedy z pewnością pod naciskiem Louisa ujawnił by swoje uczucia. A tego nie mógł zrobić, więc milczał. Ale milczenie nie było niczym dobrym. Przekreślało ono każdą szansę na szczęśliwe życie.

- Tomlinson, weź się w garść i wyjaśnij mi, co jest grane - powiedział stanowczo próbując wyciągnąć od chłopaka choć odrobinę informacji. Jedyne, co otrzymał to ogromny szloch i przywierającą do jego klatki piersiowej głowę Louisa.

Po pięciu minutach koszulka Hazzy była cała mokra, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Miał przy sobie Lou, a to było w tym momencie najważniejsze.

- Louis, chcę Ci pomóc. - głos Stylesa brzmiał bardzo dorośle.

- Harry, mi już nie można pomóc. - oznajmił cicho zaciskając kurczowo dłonie na jego niebieskiej bluzce. - No bo spójrz.. - syknął odrywając się od rozgrzanego ciała Harry'ego. - Kim ja jestem? Nic nie wartym chłopakiem, który oddaje się za kasę. Och Harry, nie patrz tak na mnie. Wiem, co myślisz. To obrzydliwe.

- Loueh, mylisz się. Jesteś cudowny, wcale Cię nie oceniam, ale przecież możesz z tym skończyć w każdej chwili..

- Myslisz, że nie próbowałem? Myślisz, że to moja ukochana praca? Pieprzyć się za kasę? - głos Tommo brzmiał histerycznie, chłopak zaczął zanosić się płytkim śmiechem. - Myślisz, że robię to dla przyjemności? Gówno wiesz dzieciaku!

W pokoju zaczęło robić się dziwnie nieprzyjemnie. Napięta atmosfera wzrastała z każdą sekundą.

- Uspokój się.. ja chcę dla Ciebie do.. - próbował tłumaczyć Hazz, ale jego przyjaciel wpadł w taką furię, że nic chyba nie było w stanie go powstrzymać przed zrzuceniem flakonu i kilku filiżanek z blatu małego stoliczka.

- P-przepraszam Hareeh.. ja nie wiem.. - szepnął Lou pochylając się nad rozbitą porcelaną. Po jego policzkach spływały łzy. Kaleczył drobne palce zbierając pojedyncze kawałki zastawy.

- Loueh, zostaw to, ja pozbieram.. - mruknął Harry podnosząc go z podłogi i kładąc na łóżku. Chwilę później odnalazł miotłę i zgarnął wszystko na małą zieloną szufelkę.

W pomieszczeniu można było usłyszeć stłumiony płacz Tomlinsona i ciche kroki Stylesa. Ponadto cisza, którą każdy z nich chciał przerwać, ale obaj czuli męczącą blokadę.. blokadę przed wypowiedzeniem tak ważnych słów.

- Lottie.. ona.. - zaczął Tommo, ale widząc zdezorientowane spojrzenie Harry'ego. - Lottie to moja siostra.. ona znów bierze.. rozumiesz ? Znów się tym faszeruje.. ja nie potrafię już jej pomóc.. ja.. jestem beznadziejny - ciągnął dalej, a oczy Hazzy przybrały niepokojąco dziwną barwę.

- Lou.. chcesz o tym porozmawiać? - szepnął Loczek muskając ustami jego czoło.

- Nie całuj mnie! - krzyknął Louis, a Styles natychmiast odskoczył nie spodziewając się takiej reakcji. - Nie mogę.. nie mogę tak! Odejdź.. idź sobie. - dodał po chwili.

Harry nie chciał odchodzić. Nie mógł go zostawić. Ponownie nachylił się nad nim głaskając jego plecy.

- po prostu sobie idź Harry, chcę być sam.. proszę. - ostatnie słowa Lou, które Harry zapamiętał opuszczając jego kajutę. Czuł ogromny ból, który zżerał go od środka. Czuł, że powinien wyjaśnić wszystko, ale rozmowa z oszołomionym chłopakiem nie była niczym dobrym.

Przynajmniej nie teraz.

Kolejne dni nie były wspaniałe.

Cóż.

Nie był nawet dobre.

Nie spotkali się. Nie wyjaśnili tego, co leżało im na sercach. Nie zamienili ani jednego słowa. Minęli się może tylko kilka razy na korytarzu posyłając sobie czułe, pełne cierpienia spojrzenia.

Bez wątpienia tęsknili za sobą. Bez wątpienia ich druga natura chciała czegoś więcej. Niekoniecznie musiał być to seks. Chociaż przez te kilkadziesiąt godzin Harry stał się tak mocno sfrustrowany seksualnie, że gdyby wskoczył na przypadkową osobę z zamiarem pieprzenia się było by to całkowicie normalne.

Louis całe dnie spędzał na pracy. Z jednego pokoju do drugiego..

Harry całe dnie spędzał na myśleniu o Lou, o tym, co robi, gdzie jest, z kim się kocha..
 
Było mu przykro.

Przypomniał sobie coś, co mogło mieć tu duże znaczenie.

Postanowił wykorzystać swoje spotkanie. Odszukał numer telefonu do szefa Louisa i po nawiązaniu rozmowy poprosił o wieczór z najlepszą męską dziwką z całej agencji. Wcale się nie zdziwił, gdy mężczyzna oznajmił mu, że o godzinie 9 w jego kajucie pojawi się nikt inny jak pan Tomlinson. Hazz poprosił o inne miejsce, bowiem Loueh znał numer jego sypialni i cały plan mógłby wtedy nie wypalić. W takim wypadku byłoby źle. Źle? Tragicznie.

- A więc o 9 w pokoju 123 ? Dziękuje świetnie.- mruknął Loczek zakańczając połączenie.

Radość była przeogromna.

Harry postanowił ściągnąć go, nie tyle by się z nim pieprzyć.
Chciał porozmawiać i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia.

Louisa nie zdziwił fakt, że znów ma zajęty wieczór. Pozwalało mu to przynajmniej nie myśleć o Harrym. Jednak kochając się z innymi facetami często porównywał ich seks. Z przypadkowym mężczyzną to była tylko praca, z Harrym czuł coś więcej. Coś, czego nie potrafił opisać.

Dzisiejszy wieczorny klient zażyczył sobie spotkanie w neutralnym miejscu, co nieco zaskoczyło Louisa, aczkolwiek nie wywołało żadnych niepotrzebnych podejrzeń.

Zjawił się dziesięć minut przed czasem w wyznaczonym miejscu. Zastanawiał się, czy ten ktoś już tam jest. Nie miał ochoty dzisiaj na długi seks, w ogóle nie miał na niego ochoty, ale praca to praca. Zwłaszcza taka, która miała pomóc mu wyjść z dołka.

Zapukał delikatnie w drzwi i już po chwili do jego uszu dobiegł stłumiony, męski głos. Dałby sobie rękę uciąć, że już gdzieś go słyszał. Nie drążąc tematu nacisnął klamkę..

W pokoju panował półmrok, wokół zapalone były małe świeczki, co znacznie podkręcało atmosferę. Klient Louisa leżał na brzuchu w samych bokserkach. Na widok tak zgrabnej pupy chłopak wyszczerzył się w uśmiechu. Nie mógł ujrzeć nic więcej prócz lokowatych kosmyków, które subtelnie opadły na białą poduszkę. Wzdrygnął się, gdy w jego głowie pojawiła się myśl odnośnie..

-Harry ? - jego głos brzmiał tak zabawnie, że leżący na miękkiej pościeli chłopak zachichotał. - Co Cię tak bawi?

- Mówiłem, że jesteś wspaniały. Bez patrzenia na twarz potrafisz rozpoznać człowieka. - odparł i odwrócił się przodem do Louisa, którego ciało zastygło w zdenerwowaniu.

To był Harry.

- Hazz? Co Ty? Co Ty tu..? Jak to? - mruknął wkurzony, czując, że krew w jego żyłach zaczęła szybciej krążyć.

- Normalnie - skwitował chłodno Styles. - Przecież też jestem człowiekiem.

- Dobrze wiesz, ze nie o to mi chodzi. Dlaczego Harry? - jęknął, podczas gdy Loczek wstał i podał mu lampkę czerwonego wina.


- Dlaczego? Zaraz się przekonasz, a teraz napij się, bo jesteś za bardzo spięty. - odpowiedź nie była satysfakcjonująca, ale Louis wziął kieliszek i natychmiast słodki napój rozlał się po jego wnętrzu. Był zdruzgotany obecnością Harry'ego w tym pokoju i przez moment zastanawiał się czy czasem nie pomylił numerów, ale.. wszystko składało się w całość.

- Loueh, chcę znać prawdę.. - szepnął Curly zbliżając się na niebezpieczną odległość. To zawsze kończyło się spędzeniem reszty czasu w łóżku.

- Prawdę? To wszystko to prawda - odparł z ironią w głosie szatyn odpychając od siebie młodszego chłopaka.

- Dlaczego to robisz kurwa? Dlaczego nie pozwalasz ludziom na dotarcie do Ciebie? - słowa Hareeha były niekontrolowane. Po chwili ugryzł się w język, ale było już za późno. - Przepraszam, po prostu nie rozumiem Lou.

- Muszę iść. - oznajmił spokojnie chłopak, próbując nie dać się wyprowadzić z równowagi.

- Nigdzie nie idziesz - Harry zabrzmiał ostro i stanowczo. - Jestem twoim klientem, musisz wykonać pracę.
Louisowi skręcił się żołądek.

Teoretycznie ten dzieciak miał rację. Nie mógł przecież zignorować zlecenia, które dostał od szefa.
 
Kurwa.

- Chyba, że chcesz, abym zadzwonił do Jamesa.. - na twarzy Hazzy pojawił się tryumfujący uśmiech.

- To szantaż. - jęknął Loueh, a po chwili kieliszek, który trzymał w dłoni rozprysnął się na miliony drobnych kawałeczków, bowiem upuścił go w momencie, gdy usta Harry'ego przywarły do jego warg.

Były takie ciepłe..

Były takie mięciutkie..

Były takie spragnione..

W tej sekundzie wszelkie blokady, które posiadał Louis popuściły..

Harry był tylko jego.

                  ~perspektywa: BooBear~

Dłonie Harry'ego oplotły moją szyję tylko po to, by później zjechać niżej i zabrać się za rozpinanie koszuli i rozwiązywanie pstrokatego krawatu. Jak nigdy założyłem krawat, bo szef mówił, że to na prawdę wyjątkowy klient. Nie mylił się. Hazz jest bez wątpienia najlepszy. Jego ciepłe wargi zjechały na moją szyję. Przez chwilę czułem się dziwnie, bowiem ostatnimi czasu podjąłem decyzję o usunięciu go z mojego życia, a tymczasem staliśmy w jednej z sypialni i mieliśmy dokonać tego, co było zakazane. Jestem zbyt słaby, a on zbyt mocno mnie od siebie uzależnił. Nie potrafię mu odmawiać. Wystarczy spojrzeć w te seledynowe tęczówki, a mięknie serce. Czyżbym na prawdę się w nim zakochał? Nie, to nie możliwe.. nie mogę, przecież on.. nie mogę i tyle. Dłużej nie męczyłem tego tematu, bo mój kociak zsuwał ze mnie właśnie spodnie.

- Harry.. - jęknąłem odrywając się od kolejnego pocałunku. - mam jeden warunek..

- Jaaki? - jego głos brzmiał strasznie podniecająco.

- Nie będziesz moim klientem, nie zapłacisz za to. - odparłem poważnie wyczekując z niecierpliwością odpowiedzi.

- Ale Lou.. przecież Ty.. - zaczął, lecz tym razem to moje usta zablokowały mu mowę.

Stałem już prawie nagi, podczas gdy on składał na moim ciele drobne, pełne czułości muśnięcia. Jego dłonie gładziły mój tors, a z oczu biło niesamowite pożądanie. Idealnie, prawda? Oplotłem rękoma jego szyję i przygryzłem dolną wargę.

- Coś nie tak? - spytał Hazz, a ja milczałem wpatrując się w jego dołeczki.

- wręcz przeciwnie - oświadczyłem pocierając kciukiem jego policzek. - jesteś kochany, przepraszam za wszystko.

- shhh Loueh, nie teraz.. jesteś zbyt.. twardy - oznajmił Loczek, a dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jego dłoń w szalenie gorący sposób oplata mojego członka. - na prawię to..

Chwilę później byłem w jego ustach, w jego zajebiście cudownych i szalenie pięknych ustach. Rytmiczne ruchy Hazzy dopełnione przez moje pojękiwania doprowadziły mnie do samej granicy.. Ten chłopak prędko się uczył, co bardzo mi schlebiało. Nasze relacje były dziwne, ale w tym momencie pieprzyłem to. Po prostu miałem na niego ogromną ochotę.

- Harry.. już.. już przestań, bo.. - nie dokończyłem, bo ciepła ciecz rozlała się w jego buzi. - przepraszam - udałem skruszonego, na co on uśmiechnął się czule.

- to nic Lou, świetnie smakujesz, połknąłem wszystko - odpowiedział po namyśle.

- zuch chłopak - jęknąłem z powodu mieszaniny dumy i podniecenia, które mną targały.

Harry nie czekał długo, zsunął swoje bokserki i rzucił je w kąt, przywarłem do jego ciała i zmierzwiłem urocze loczki. On chciał więcej, a ja wcale się nie broniłem. Miał tak piękne usteczka, opuchnięte, sine, ale piękne.

- Lou, tęskniłem za Tobą.. tak bardzo, bardzo. - głos mojego kociaka rozszedł się po całym pokoju.  Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo pchnął mnie na stojący niedaleko fotel.

- Co Ty robisz? - krzyknąłem, na co Hazz nieco się przestraszył.

- Chciałbym.. uhg.. - zaczął tłumaczyć, ale jego twarz oblały dwa dorodne rumieńce.

- Ej, zawstydziłeś się? - szepnąłem z uśmiechem i chwytając jego twarz w dłonie złożyłem na ustach prawdziwie zachłanny pocałunek. - przecież wiesz, że chce się z Tobą kochać..

- Lubię Cię takiego delikatnego.. - odpowiedział, po czym odwzajemnił pocałunek.

Odwrócił mnie tyłem do siebie, oparłem dłonie o fotel. Wiedziałem, że jest rozpalony do granic możliwości. Nagle poczułem jak pieści moje wejście, dotyka delikatnie palcami i całuje pośladki. Tak bardzo go chciałem w sobie. Ku mojemu zdziwieniu włożył coś we mnie. Coś, co po chwili rozrywało moje wnętrze dodatkowo wibrując, co kilka sekund.

- Hazz, co to jest ? - zdołałem jęknąć, czując wzrastające podniecenie.

__

Od autorki: Przepraszam Was, że tak długo, ale zwyczajnie nie mogłam nic napisać. Aktualnie jestem chora, więc musicie mi wybaczyć ten beznadziejny rozdział. Minęłam się prawie z usunięciem tego bloga.. sama nie wiem dlaczego napisałam tu rozdział. Dzięki za wszystko, buźka!