Louis myślał, że seks z Harrym był tylko dobrym snem.
A dobry seks to po prostu dobry seks.
- No, Lou. Dalej.. opowiedz mi. - powtórzył piosenkarz, po czym westchnął, uśmiechając się z zachętą. Widok, jaki miał przed sobą zapierał dech w piersiach. Półnagi Louis, owinięty kołdrą w kolorze różu, jego rozczochrane włosy i rozpalone policzki. Po prostu niebo.
- Nie wiem, nie wiem, czy to jest sen do opowiadania, było gorąco, wiesz? - jęknął, zakrywając twarz dłońmi. Nie czuł zażenowania, ale nigdy dotąd nie miewał erotycznych snów z chłopakiem w kręconych włosach. - W dodatku tak strasznie boli mnie tyłek, jakbym...
Harry przysunął się do niego na niebezpieczną odległość.
- Jakbyś naprawdę to czuł? - dokończył za niego. Louis skinął głową, rozszerzając z ciekawości źrenice - Bo.. to Skarbie, nie był sen. Moje palce dały radę. Zresztą.. nie tylko one. -szepnął Harry, a jego miętowy oddech owinął się wokół twarzy Lou.
~
Od ostatniej kłótni wszystko układało się dobrze. O ile słowem 'dobrze' można określić romans dwóch młodych mężczyzn na pokładzie statku pasażerskiego. Fakt, że żaden z nich nie myślał o konsekwencjach, czego ostatnie przybycie Paula, było świetnym dowodem. Żaden z nich nie spodziewał się, że koniec może nadejść szybciej, o wiele szybciej niż planowali.
Był ciepły, letni wieczór, na pokładzie rozpoczynała się właśnie impreza, ludzie świetnie się bawili. Wyjątek stanowił Harry, który naprawdę nie czuł się dobrze. Jakby jego organizm przeczuwał, że stanie się coś złego, coś, co zmieni kierunek rejsu. Louis tłumaczył to po prostu jakimś zatruciem, więc nakazał mu pozostać w kajucie i odpoczywać, a sam udał się do... pracy.
Harry nie lubił, gdy Louis chodził tam, gdzie chodził. Wiedział, że przez ten czas, gdy go nie ma jakiś obcy mężczyzna dotyka miejsc, do których Harry już się przywiązał, które Harry kochał i uważał za swoje. Nikogo innego. Ale prawda była taka, że Styles nie mógł niczego być pewien. W natłoku myśli zasnął.
Obudził go dopiero zgrzyt przekręcanego klucza, leniwie otworzył oczy, próbując w ciemności odszukać posturę Lou. Minęło kilka minut, a światło nie rozjaśniło kajuty. Do uszu Harry'ego docierał tylko nierówny oddech, siedzącego niedaleko człowieka. Zerwał się na równe nogi, chwytając w dłonie pierwszą lepszą rzecz, jaką miał pod ręką. Powoli doszedł do drzwi i zapalił światło. Na krześle obok siedział półprzytomny Louis.
- Kurwa - syknął, Harry, a przez głowę przebiegło mu tysiąc myśli. - Louis, Louis, co się do cholery stało?
Z rozciętej wargi Tomlinsona sączyła się strużka krwi, jego lewe oko było podbite, a koszula rozdarta. To kilka szczegółów, jakie mózg Harry'ego zdołał zarejestrować w tak krótkim czasie. Chłopak panikował, nie wiedząc co robić.
- Louis, Louis, oddychaj, Louis, czy Ty mnie słyszysz? - krzyczał tak głośno, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Nagle drzwi się otworzyły, a do kajuty wpadł Nick.
Groźne spojrzenie Harry'ego zmroziło jego odwagę.
- Czego tu chcesz? - lokaty pchnął go w stronę wyjścia - To też Twoja sprawka? Taki z Ciebie bokser?
- Zwariowałeś! - skrzywił się mężczyzna. - Chcę pomóc, słyszałem Twoje krzyki. Co z nim?
Mimo ogromnej nienawiści do przyjaciela swojego kochanka Harry nie miał wyboru. Musiał zaryzykować i skorzystać z pomocy kogoś 'tutejszego'.
Po kilkunastu minutach sytuacja się ustabilizowała. Louis leżał już w łóżku Harry'ego, a na jego głowie zalegał chłodzący okład. Rany były opatrzone, a lekarz przepisał jakieś tabletki przeciw opuchnięciom. Styles mógł odetchnąć, ale wiedział, że zapowiada się nieprzespana noc. Uciążliwe pytania medyka doprowadziły go na skraj wyczerpania. Skąd miał wiedzieć, kto zadał Louis'emu te obrażenia?
Harry usiadł przy łóżku i wpatrywał się w śpiącego chłopaka. Nie przebudził się jeszcze od tamtego czasu. Lekarz powiedział, że to i tak cud, iż sam dotarł do pokoju. Nie wiele brakowało, a mógłby wypaść za burtę... ale o tym Harry nie chciał nawet myśleć. Po pokoju rozeszło się pukanie. W drzwiach stał Nick z tacą, pełną jedzenia.
- Um, pomyślałem, że zgłodniałeś. - mruknął niepewnie, wchodząc do pomieszczenia. - No i może Louis, jak się obudzi... - urwał, widząc uśmiech Harry'ego.
- Dzięki, Stary. Naprawdę doceniam to, co dla nas zrobiłeś. - odparł Hazz, ale dopiero po chwili uświadomił sobie, że użył innego słowa niż dotychczas.
N A S
Wariował, czy to jego podświadomość dawała mu znaki?
Nick podał mu rękę, a wychodząc szepnął tylko 'dbaj o niego, zasługuje na to, jak nikt inny'
Harry odpowiedział tylko ciche 'wiem', po czym zabrał się za konsumpcję sałatki.
Około 4 nad ranem Louis zakaszlał, a śpiący na krześle, przy jego łóżku chłopak natychmiast się przebudził. Jęknął z radości, widząc lekko uniesione powieki swojego kochanka, które łapczywie poszukiwały punktu zawieszenia.
- Wody?
- Harry, co ja... - głos Lou był cichy, jakby przygaszony, jego wargi był przeraźliwie suche, a pod oczami pojawiły się sińce. Styles podał mu szklankę wody i pomógł opróżnić ją do dna, by ten się nie odwodnił.
- Louis, pamiętasz cokolwiek? - chłopak nie chciał nalegać, ani tym bardziej zmuszać go do odpowiedzi, ale martwił się tą całą sytuacją.
Louis nie chciał kłamać, ale nie widział innego wyjścia, nie chciał zranić Harry'ego swoją decyzją.
Pokiwał tylko głową, mając nadzieję, że Haz odpuści i pozwoli nacieszyć się mu resztkami swojej obecności.
- Czy to jakiś klient? - Harry był nieugięty. Chciał znać prawdę, a Louis mu jej nie mówił. - Nie zgaszę światła dopóki mi nie powiesz. - Lou, nie masz pojęcia, co przeżywałem, gdy tu przyszedłeś półprzytomny z obitą twarzą. - wykrzyczał pretensjonalnie.
- Możemy porozmawiać jutro? Jestem zmęczony. - odparł cicho chłopak i wyciągnął dłonie w stronę Harry'ego, dając mu tym samym znak, by położył się obok niego.
Kilka minut później Louis oparł swoją głowę o klatkę piersiową Harry'ego i słysząc bicie jego serca nie mógł tak po prostu trzymać tego w sobie.
- Harry, śpisz?
- Mhm.. jeszcze nie, coś Cię boli, Skarbie?
- To James. - powiedział prawie niesłyszalnie, ale wiedział, że Harry przyjął wiadomość do siebie. - On... och..
- Louis, jak często to robi?
- To był pierwszy raz, Harry.. odmówiłem mu zlecenia.
- Odmówiłeś?
- Powiedziałem, że nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego?
- Wściekł się, zaczął rzucać wszystkim, a na koniec... mną.
- Dlaczego odmówiłeś, Louis?
Harry nie potrafił wymyślić żadnego sensownego powodu, dla którego uparty dotychczas Tommo mógł zmienić zdanie.
- Powiedziałem, że jest ktoś kogo tym ranię.
- Och, Louis. - Harry pocałował jego skroń.
- Ktoś, kto znaczy dla mnie więcej niż to gówno.
- Cholera, Boo..
- Ktoś, w kim zakochałem się nieodwołalnie..
Louis zamilkł, a Harry nie potrafił odnaleźć słów, które wyraziłyby to, co teraz poczuł. Nie potrafił. Zamiast tego jego policzki pokryły strumienie łez, których nie było w stanie nic zatrzymać. Louis otarł jego policzki i delikatnie, uważając na swoją rozciętą wargę wpił się w jego usta.
- Miałem na myśli Ciebie, Harry.
- Wiem, Louis. Jesteś moim Skarbem.
~
Kolejne kilka dni Louis spędził w łóżku Harry'ego. Czuł się coraz lepiej, a atmosfera, jaką wprowadziło jego wyznanie wszystko polepszyła. Co prawda, nie było mowy o seksie, żadnym szybkim numerku, czy nawet obciąganiu, czego Louis z niecierpliwością wyczekiwał. Harry mówił kategoryczne 'nie' ze względu na stan jego zdrowia.
Może i nie było seksu, ale było całuśnie i miło. Warga Lou szybko się zagoiła, więc usta miał jak najbardziej sprawne. Sprawne i chętne do pocałunków, buziaków, malinek..
- Jak dałeś radę wciągnąć mnie na łóżko, Harry? - spytał nagle Louis, wyrywając chłopaka z zamyślenia.
- Nick mi pomógł. - odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Kto do cholery? -jęknął starszy, a na twarzy Stylesa pojawiło się rozbawienie.
- Długa historia, może opowiem Ci przed snem, mhm? Na dobranoc.. ^^ - zaproponował, wsuwając się obok niego pod kołdrę.
- Bardzo chętnie. - szepnął Lou i ucałował jego nosek.
~
Dzień, w którym Louis stanął na nogi miał być dniem szczęśliwym. Miał być dniem, który wskaże nowe horyzonty. Ale czy w rzeczywistości tak się zapowiadał?
Tomlinson obudził się wcześniej niż zwykle. Harry jeszcze smacznie spał, więc chłopak postanowił wykorzystać sytuację. Ubrał się prędko, złożył na jego policzku buziaka i z przepraszającym spojrzeniem udał się do swojej kajuty. Miał nadzieję, że nie spotka po drodze żadnej znajomej twarzy.
Chciał pójść do Jamesa i wyjaśnić całą sytuację. Zdał sobie sprawę, że miłość do Harry'ego nie utrzyma jego rodziny przy życiu, nie opłaci nauki dziewczynkom i nie pomoże mamie. Zdał sobie sprawę, jak fatalną w skutkach decyzję podjął. Niestety było za późno. W jego pokoju czekała korespondencja. Wymówienie umowy z nakazem natychmiastowego opuszczenia statku. Louis usiadł zrezygnowany na podłodze, a w jego oczach zebrały się łzy.
Zawiódł wszystkich, a najbardziej siebie samego. Jak mógł być tak głupi, by ryzykować pracę dla jakiejś miłostki? Może i był zakochany w Harrym, ale Harry nie odwzajemniał tego, no i co dalej? Po skończonym rejsie na pewno pójdzie w inną stronę, a Louis zostanie sam, bez pieniędzy dla rodziny, bez pracy, domu...
Był totalnym kretynem. A przynajmniej tak czuł się w tym momencie..
Postanowił jak najszybciej spakować walizki, by zdążyć wysiąść, gdy dobiją do jakiegoś portu. Nie chciał żegnać się z Harrym. Nie cierpiał pożegnań. Nie wiedział nawet, co miałby mu powiedzieć. To nie w porządku, że miał przed nim tajemnicę. Tajemnicę, która była bardzo niekomfortowa. Ech. Właśnie znalazł się na samym dnie swojej egzystencji i nie miał pojęcia, jak się stamtąd wydostać.
Harry obudził się i poczuł, że czegoś brakuje. Zimna pościel w miejscu, które dotychczas zajmował Louis nie wróżyła niczego dobrego. Szybko zerwał się na nogi, ubrał przypadkowe spodnie i wybiegł z kajuty, potrącając przy tym jakiegoś mężczyznę. Krzyknął głośne 'przepraszam' i udał się w stronę miejsca, gdzie ulokowana była sypialnia chłopaka. Nacisnął na klamkę, ale w środku zastał tylko pokojówkę, która zmieniała pościel. Wiedział, co to znaczy. Często bywał w podróży i znał ten widok doskonale.
Wybiegł na górny pokład, a w megafonu rozległo się ogłoszenie: za kilka minut dobijamy do portu, pasażerowie opuszczający statek proszeni są o zejście na pokład B. Dziękujemy.
Odszukał wzrokiem znak i podążył za swoim szczęściem, miał nadzieję, że uda mu się go jeszcze złapać.
Louis stał oparty o burtę, jedną ręką trzymał walizkę, a drugą ocierał spływające po policzku łzy. Harry'emu pękało serce. Nic nie rozumiał...
- Louis, cholera, co Ty wyprawiasz? Co Ty wyprawiasz? - skomlał, czując, jak jego głos zmienia barwę, a w kącikach oczu pojawia się słony płyn.
- Nic nie rozumiesz, Harry.. nie mam wyjścia.. - odpowiedział chłopak, próbując utrzymać emocje.
- Ale...
*na statku rozszedł się charakterystyczny dźwięk dobicia do portu*
- Żegnaj, Harry.. Oni beze mnie nie dadzą rady, przepraszam, zawiodłem wszystkich.. nie ma tu dla mnie miejsca.
- Ale Louis, poczekaj.. ja nie wiem o co chodzi..
- Przepraszam, Harry.
Louis chwycił walizkę, bo tłum ludzi ruszył już do wyjścia. Postawił kilka kroków naprzód, po czym wrócił, naparł zachłannie na usta Harry'ego, błądząc po zakamarkach, które znał tak doskonale, jak mistrz zna swoje własne dzieło. Jednak nadszedł czas, więc oderwał się od smakowitych warg, szepcąc ciche: cholernie Cię kocham...
Harry mógł tylko stać i patrzeć, jak odchodzi, a w jego głowie dudniły dwie sprawy:
Ja Ciebie też kocham i Dlaczego?