Uwaga: W dalszej części rozdziału znajduje się scena +18, więc jeśli nie masz ochoty czytać to wiesz, co robić :))
Louis stał przez kilka minut totalnie zamroczony, jego policzki były mokre od słonych łez, które niczym potok nabierały na sile. Gdy dotarło do niego, co się stało prędko wykręcił numer do swojego przyjaciela Nicka, ale ten nie odbierał. Chciał prosić go o wezwanie lekarza, o jakąś szybką i natychmiastową pomoc. Rzucił telefonem w ścianę i pochylił się nad leżącym Harrym. Wokół było pełno krwi, biała pościel zmieniła swoją barwę, a twarz chłopaka nie przypominała już tej rozkosznej słodyczy.
Szramy, zadrapania... rozcięta warga.
Louis nie miał pojęcia, kto dopuścił się takiego czynu.
- Harry, kochanie.. słyszysz mnie? Harry odezwij się - łkał nad pochylonym dzieciakiem, jednocześnie błagając o to, by ktoś mu pomógł.
- Lou? - szepnął Styles uchylając lekko powieki. - Lou, to Ty?
- Harry, jak się czujesz? Zabieram Cię na pokład do lekarza, kto Ci to zrobił? - Tomlinson zadawał mnóstwo pytań, a Harry nie był na siłach odpowiadać.
- Twarz, boli... mnie... trochę twarz... i żebra.. - mówił spowolnionym tempem, a na czole Louis'ego rysowały się lekkie zmarszczki, które były wynikiem zmartwienia. - Nick... on był... ja myślałem, że to Ty przyszedłeś wcześniej.. ja..
- Kurwa! - Louis krzyknął słysząc, kim jest napastnik Harry'ego, po czym zerwał się na równe nogi. Okrył chłopaka kocem, wziął na ręce i opuścił kajutę.
~*~
W ciągu pół godziny Harry został opatrzony i starannie zbadany. Louis modlił się, aby chłopakowi nic poważnego nie dolegało.
- Pan jest z rodziny? - szepnęła wysoka pielęgniarka, trącając zamyślonego Louis'ego w ramię.
- Można tak powiedzieć, co z nim? - odpowiedział szatyn, a jego spojrzenie błagało o dobre wieści.
- Pobicie, stłuczenie... nie jest źle, ale naprawdę niewiele brakowało, aby pan Styles skończył tragicznie. - po tych słowach Tommo złapał głębszy oddech i potarł swoje czoło.
- Dziękuje, bardzo dziękuje.
~*~
Harry wiedział, dlaczego doszło do przemocy. Wiedział, że Nick czuje coś do swojego przyjaciela. Wiedział, że Nick wie, że Harry też darzy Louis'ego czymś więcej. Cała trójka miała świadomość tego, co się dzieje, ale nikt nie podjął tematu. Wszyscy się bali. To tak jakby strach przed porażką.
Louis dopiero po chwili połączył wszystkie fakty w całość. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że walka toczyła się o... niego. W jego głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze. Dziękował Bogu, że udało mu przyjść do Harry'ego na czas. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej.
- Jak się czujesz? - szepnął i poprawił okład zalegający na twarzy Loczka.
Harry kaszlnął i wywrócił oczami.
- Loueh, pytasz mnie o to już trzydziesty raz w ciągu pięciu minut. - odpowiedział chłopak i złapał Tomlinsona za rękę. - Ale to nic, bardzo to w Tobie lubię.
Louis poczuł, że jego policzki nabierają czerwonej barwy, a serce łomocze, jak szalone.
Ale przecież wcale się nie zakochiwał.
Wcale nie był zakochany.
To, co powstało między nim, a Harrym nie było niczym ważnym.
BULLSHIT
Bullshit... i Louis doskonale o tym wiedział. Doskonale wiedział, że stałe oszukiwanie się nie prowadzi do niczego dobrego. Wiedział, ale nie mógł się przełamać. Chciał opowiedzieć Harry'emu całą swoją historię. Począwszy od trudnej sytuacji materialnej w domu do rejsu i poznania miłości swego życia. Chciał, ale nie umiał...
Może po prostu się bał.
Harry również wiedział, że ich znajomość nie jest normalną znajomością. Wprawdzie można rzec, że łączył ich seks. Przecież obaj byli tego świadomi, ale...
Oprócz tych cielesnych, fizycznych doznań istniała też magia uczuć zwana chemią... a chemia była między nimi bardzo, ale to bardzo intensywna.
- Lou, pocałuj mnie. - głos Harry'ego przebił głuchą ciszę, która przeszywała kajutę. - Po prostu podejdź tu i mnie pocałuj.
Tommo nic nie odpowiedział. Jego ruchy były powolne i delikatne. Stawiał kroki bardzo przemyslanei, jakby przygotowując się do wykonania poleconego mu zadania.
Usiadł na skraju materaca i przyjrzał się pobitemu chłopakowi. Jego serce krajało się na ten widok, ale próbował nie dawać po sobie poznać smutku. W końcu było z czego się cieszyć. Przejechał subtelnie palcem po rozciętej wardze Harry'ego, aż ten syknął z bólu.
- Wybacz, Harry. - szepnął patrząc mu w oczy. - wybacz, ale nie mogę Cię skrzywdzić. Dziś otrzymałeś zbyt dużą dawkę bólu.
- Loueh, o czym Ty mówisz? - spytał młodszy chłopak, a jego czoło zamieniło się w kilka drobnych fałdek.
Długo nie dostawał odpowiedzi, więc chwycił rękoma koszulkę swojego towarzysza i mimo totalnego braku sił wspiął się w górę by sięgnąć warg, które zawsze dawały mu tyle rozkoszy. Musnął raz, drugi.. po czym opadł na poduszkę, a jego wzrok prosił o więcej. Louis'emu nie trzeba było mówić drugi raz...
Oparł swoje czoło o czoło Harry'ego i delikatnie wsunął język do jego buzi. Loczek wyszedł naprzeciw i rozpoczęli namiętną, pełną zachłanności bitwę o dominację.
...
- Loueh, kochajmy się. - wychrypiał Harry podczas, gdy jego partner skupiał się na gorących i nieustannych pocałunkach.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł.. jesteś Hazz cały poobijany.. - odparł starszy chłopak i pokręcił kółko na czole.
- Ale ja chcę, Louis... Proszę? - mruknął cicho próbując wymusić na szatynie jakąś korzystną dla niego decyzję.
- 5 minut, daj mi pięć minut. - odpowiedział i zniknął za drzwiami kajuty.
*perspektywa BooBear*
Gdy patrzyłem na Harry'ego z sińcami pod oczami i rozciętą wargą czułem się winny. Nie mogłem pozwolić, aby jeszcze kiedykolwiek stała mu się krzywda. Nie mogłem pozwolić na to, by cierpiał. Opuściłem jego pokój i skierowałem się w stronę baru. Miałem nadzieję, że znajdę Nicka. Miałem zamiar jasno mu wytłumaczyć, jakim jest kretynem. Nie potrzebowałem do tego słów. Stanąłem w barze i rozejrzałem się dookoła. Właśnie podawał jakieś klientce piwo. Szybkim krokiem dotarłem do obranego celu. Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, a moja zaciśnięta pięść 'pogłaskała' jego twarz. Upadł na podłogę, a z nosa puściła mu się wąska strużka krwi. Otarłem policzki i wyszedłem z lokalu. Czułem satysfakcję mimo tego, że byłem uczony od dziecka, iż przemoc nie jest niczym dobrym.
Wróciłem pod pokład, nacisnąłem na klamkę od kajuty Harry'ego i wszedłem do środka. Loczek słodko spał wtulony w brązowy kocyk. To był jeden z tych widoków, które zapierały mi dech w piersiach. Unikalna chwila, która dawała mnóstwo radości. Przykucnąłem przy łóżku i poprawiłem opadające na jego skronie pasma pokręconych włosów. Mruknął cicho i delikatnie uchylił usta. Nie mam pojęcia ile czasu spędziłem na wpatrywaniu się w jego poharataną twarz, ale w końcu przebudził się i powitał mnie cudownym uśmiechem.
- Miałeś wrócić za pięć minut, Lou kłamczuchu... - szepnął zaspany i spojrzał w stronę okna. - Jezu Chryste, co Ci się stało? Dlaczego masz krew na rękach?
Zerwał się z łóżka, ale nie udało mu się zrobić kroku, bo ból go skrępował. Trzymał się za żebra, a w kącikach jego oczu zauważyłem drobne łezki.
- Och, to nic takiego, Harry. Widzisz, nie powinieneś wstawać. - odparłem i pomogłem mu położyć się z powrotem.
- Wytłumacz mi to. Byłeś u niego? Po co? Louis, po co? - odpowiedział Loczek, a ja nieco się zawstydziłem. Nie lubiłem rozmawiać o uczuciach. Nie byłem w tym dobry. Ani trochę...
- Nie chcę... - zacząłem - aby.. kiedykolwiek stała Ci się krzywda.. On na to zasłużył. Jesteś Harry ważny, bardzo ważny.. dla mnie. - wyznanie opuściło moje usta nim zdałem sobie sprawę z tego, co chcę powiedzieć.
- Jestem.. ważny dla.. Ciebie? - spytał cicho podnosząc głowę delikatnie do góry. Jego anielskie oczy lustrowały moją postać, jego malinowe usta drżały delikatnie, a On z czułością pochłaniał moje każde słowo...
- Bardzo. - skwitowałem i wpiłem się w jego usta, modląc się, aby czuł to samo, co ja.
Po piętnastu minutach leżeliśmy obok siebie. Moje dłonie wodziły po jego klacie kręcąc na niej drobne kółeczka i zawijasy. Głowa Loczka odchylona była do tyłu, co ułatwiało mi drobne muśnięcia w szyję. Uwielbiałem to robić.
- Kochajmy się. - jęknął mi do ucha, gdy zaciskałem wargi na jego szyi. - Kochajmy się inaczej.
- Inaczej.. to znaczy jak? - zdziwiłem się na jego prośbę.
- Chcę, abyś potraktował mnie dziś, jak zwykłego klienta. Możesz to dla mnie zrobić? Chcę to poczuć, Lou. - wyjaśnił, a mi zrobiło się słabo.
- Nie jesteś zwykłym klientem, nie jesteś w ogóle klientem. Nie, Harry. - protestowałem, ale on był nie ugięty.
- Tylko jeden numerek, skarbie. - parsknął, a ja zrozumiałem, że tak czy siak... nie mam wyjścia. ;')
~*~
Grę wstępną mieliśmy za sobą, ja byłem przygotowany na wszystko, a Harry mega napalony. Idealnie, prawda? Miałem zachowywać się, jak w pracy, ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem patrzeć na niego, jak na zwykłego gościa z kasą, nie potrafiłem mówić do niego per pan, ani nie potrafiłem milczeć w jego towarzystwie. Miało być dziwnie...
W dodatku on był cały poobijany, a ja czułem, że mogę go skrzywdzić.
- Panie... - zaczął, gdy ściągnąłem spodnie. - Panie Tomlinson.. zapraszam. - wydusił z siebie, ale widziałem, że chce mu się śmiać. Mi właściwie też.
- Harry, to bez sensu... - mówiłem, ale on przystawiał mi palec do ust i szeptał mega podniecające 'shhhhhhhhhhhhh'.
Starałem się być subtelny. Całowałem jego szyję, obojczyk i okolice miejsc, które prawdopodobnie zostały dziś poturbowane przez Nicka. Chciałem dać mu tyle miłości, chciałem zabrać ból, jaki zagościł w tym chudym, ale jakże idealnym ciałku...
- Wejdź we mnie. Teraz. - jęknął, gdy pieściłem jego wejście. - Teraz, Louuuuuu.
- Muszę być ostrożny, Harry. - odpowiedziałem głośno, a on zachichotał.
- Pieprzyć to, pieprz mnie, jakbym był Ci coś winien, proszę - błagał, a ja nie potrafiłem się powstrzymać.
Wszedłem w niego bez większego przygotowania. Krzyczał bardzo mocno, a mnie ponosiła wyobraźnia. Nie traktowałem go, jak zwykłego klienta. Byłem brutalny, ale przecież tego chciał. Za każdym razem wypinał się coraz bardziej prosząc o więcej i więcej...
To był bardzo gorący seks.
- Możesz skończyć we mnie?
"Mhm"
Doszliśmy jednocześnie, ale to ja czułem satysfakcję.
Chwilę później byłem w jego ustach, w jego zajebiście cudownych i szalenie malinowych ustach. Rytmiczne ruchy Hazzy dopełnione przez moje pojękiwania doprowadziły mnie do granicy z niebem. Czułem, że znów dochodzę... znów.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki, puszysty brunet w średnim wieku... prędko odskoczyłem na bok i nakryłem się kołdrą.
- Harry, co to ma być? - krzyknął i rzucił w nas jakim czasopismem dla nastolatek...
Od autorki: Hej ;) przepraszam za zwłokę. LARRY SHIPPERS -> larryshippers.blogspot.com lista shipperek :) możecie się zapisać? Będę wdzięczna.